Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odyseja tenisowa 2016

Przemysław Franczak, Rio de Janeiro
Agnieszka radwanska
Agnieszka radwanska Paul Chiasson
- Przez tę zakichaną podróż wyleciały nam trzy treningi, ale musimy sobie z tym poradzić – mówi Tomasz Wiktorowski, trener Agnieszki Radwańskiej, która w sobotę zaczyna olimpijski turniej.

„Zakichana podróż” to prawdziwa odyseja tenisistki z Krakowa, która aby dostać się z Montrealu do Rio de Janeiro musiała lecieć przez Lizbonę. Na miejsce dotarła dopiero w czwartek, w samolotach i na lotniskach spędziła w sumie 52 godziny. - To chyba jej rekord – uśmiecha się Wiktorowski. - Choć słyszałem w wiosce olimpijskiej historie, że niektórzy mieli jeszcze dłuższe przeloty. Podobno Rosjanki wysłano przez Tokio, może więc summa summarum w naszym przypadku nie było aż tak źle.

On musiał lecieć oddzielnie. Wyszło ciut szybciej, choć też z przygodami. Żeby dostać się z Kanady do Rio musiał wrócić do Warszawy.
- Było ciężko. To taki okres, że nie można się dostać szybko do Rio z żadnego miejsca na świecie. Jeden lot, na który Agnieszka się spóźniła, wywołał dalszą lawinę. Ale mogło być jeszcze gorzej. Pamiętam, że pierwsza odpowiedź linii lotniczych była taka, iż pierwszy lot z dostępnymi miejscami jest na piątek. Dopiero kolejne próby, godziny spędzone na telefonie i pomoc Agnieszki Dziedzic z Polskiego Związku Tenisa sprawiły, że to udało się inaczej zorganizować – wyjaśnia szkoleniowiec.
Przez dwa dni trwało stawianie Agnieszki na nogi. Niemal dosłownie.

Wiktorowski: - Zawodowy sportowiec nie jest stworzony do leżenia czy siedzenia przez tyle godzin. Odczuło to nie tylko ciało, ale też głowa. I teraz na pewno Agnieszka nie może regenerować się leżąc. Musi to być inna forma odpoczynku, trzeba pobudzić organizm, który, kolokwialnie mówiąc, jest zamulony. Do tego wkradły się jeszcze zmiany stref czasowych. W takich momentach wszystko staje na głowie, trzeba wrócić do właściwego rytmu. Takie rzeczy zdarzają w zawodowym sporcie, szkoda, że teraz, ale trzeba umieć sobie z tym radzić. Ale jak ktoś napisze, że narzekamy, to więcej z dziennikarzami nie rozmawiam. Nie szukamy usprawiedliwień, to po prostu jest historia do opowiedzenia.

Spiętrzenie dziwnych wypadków zaiste było ogromne i na lotniskowych perypetiach wcale się nie skończyło. Już w Rio, gdy Radwańska dojeżdżała do wioski olimpijskiej, do budynku przez który się do niej wchodzi wbiegło kilku żołnierzy w pełnym rynsztunku, wjechał robot do rozbrajania bomb i zamknięto całą strefę. Wiktorowski był świadkiem całej sytuacji, bo właśnie tam czekał na zawodniczkę. A ona nie mogła dostać się środka. - Aga mi tylko napisała z autobusu „widzę cię” - opowiada trener. - Postali tam pół godziny, pół godziny pojeździli dookoła, wysadzili ją w innym miejscu, nie chcieli wyrobić akredytacji. Naprawdę dużo się działo wokół tego przyjazdu. Agnieszka powinna jednak szybko dojść do siebie i się zaaklimatyzować. Jest pozytywnie nastawiona, również tym, że to są igrzyska, atmosfera jest świetna.

Jego podopieczna już w czwartek wieczorem pojawiła się korcie. Nawiasem mówiąc trenowała z Magdą Linette, która do Rio leciała krócej, bo „tylko” 44 godziny. Z Chin, gdzie miała grać w turnieju, ale w ostatniej chwili spadła jej z nieba olimpijska szansa.

Radwańska w pierwszej rundzie zmierzy się z Chinką Saisai Zheng. W ogóle losowanie drabinki wydaje się dla niej niezłe, ale… - A ja nigdy nie oceniam losowań – podkreśla szkoleniowiec. - Widziałem już w życiu wiele potencjalnie dobrych losowań, które były zagrane słabo i wiele słabych losowań, które były potem zagrane wspaniale. Myślę o najbliższym meczu, nie o drabince. Znamy przeciwniczkę, będziemy się do tego meczu przygotować.

Radwańska komfort w Rio ma, bo wynajmuje też apartament poza wioską olimpijską, z dostępem do kortu i basenu. Nie wiadomo nawet, czy w ogóle będzie mieszkać w wiosce.
- Problem polega na tym, że nie wszyscy z naszej ekipy mają pełne akredytacje, a chodzi o to, żeby już nie trzeba było się rozdzielać i team cały czas mógł pracować razem – wyjaśnia Wiktorowski.
Na ceremonię otwarcia Radwańska nie poszła. - Byłoby głupotą stać tam przez sześć godzin – zauważa trener.
W Rio Agnieszka zagra też w mikście, partner z dwójki Łukasz Kubot – Marcin Matkowski jest już wybrany, ale na razie nikt nie chce puścić pary z ust, kto nim będzie.

Dla rozstawionej w turnieju singlowym z nr 4 krakowianki to już trzecie igrzyska, do tej pory olimpijskie zawody wywoływały więcej traum niż kolorowych wspomnień. W Pekinie odpadła w dużej rundzie, w Londynie już w pierwszej. Czas na zmiany. Może przynajmniej podróż po olimpijski medal odbędzie się bez wstrząsów i perypetii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Odyseja tenisowa 2016 - Sportowy24

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski