Ostatni moment na priorytet dla zdrowia

Niepisana zasada jest prosta: podwyżki trafiają do tych grup białego personelu, które najgłośniej i w najbardziej uciążliwej formie się o nie upominają. Protestując wzrost pensji wywalczyły pielęgniarki, tak zapewnili je sobie lekarze czy ratownicy medyczni. Teraz po najskuteczniejszą z technik negocjacji postanowili sięgnąć fizjoterapeuci.

Trudno się dziwić, że cierpliwość fachowców od rehabilitacji dobiegła końca. Należą bowiem do najsłabiej wynagradzanych medyków, a wielu z nich za miesiąc pracy otrzymuje niespełna 2 tys. zł. Tymczasem to od skutecznej rehabilitacji w dużej mierze zależy przecież, czy i jak szybko chory z zawałem uratowany przez kardiologa albo pacjent, któremu ortopeda wymienił staw biodrowy na protezę, wróci do pełnej sprawności.

Forma protestu wybrana przez fizjoterapeutów na razie nie jest dokuczliwa dla pacjentów, ich determinacji nie należy jednak lekceważyć. Szczególnie, że nastroje w lecznicach są coraz bardziej napięte. W blokach czekają m.in. diagności laboratoryjni, powrót do krótszej pracy rozważają lekarze, zabiegający o większy budżet na zdrowie Polaków.

Czym może skończyć się odejście od łóżek nawet pojedynczych medyków, łatwo sobie wyobrazić. Dość powiedzieć, że ostatnio w dolnośląskim szpitalu odejście jednego lekarza, wymusiło zamknięcie... trzech oddziałów!

Minister Szumowski zapewnia, że fizjoterapeuci dostaną podwyżki dzięki większym kontraktom dla szpitali opłacanych przez NFZ. Bez priorytetu dla ochrony zdrowia i szybkiego wzrostu puli na ten cel, kolejne obietnice pozostaną jednak bez pokrycia albo dodatkowo zadłużą placówki, którym na leczenie nie starcza pieniędzy. Na zasypanie dziur już ostatni moment. Inaczej za kilka lat wszyscy możemy odbić się od zamkniętych drzwi poradni i szpitali.