Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ozdrowieniec: „Najważniejsza jest potężna wola przetrwania. Ból prędzej czy później minie"

Gabriela Bogaczyk
Gabriela Bogaczyk
KP
- Bywały momenty, że człowiek zastanawiał się czy w ogóle jeszcze raz warto odetchnąć. Jedynie myśl o miłości bliskich jest w stanie pokonać ten ból - mówi 64-letni pan Andrzej, pierwszy ozdrowieniec z Kraśnika.

Jest pan jednym z prawie stu ozdrowieńców w naszym regionie. Czy czuje się pan faktycznie zdrowy?
Z koronawirusa jestem całkowicie wyleczony, potwierdził to podwójnie negatywny wynik badania genetycznego. Niestety, wirus pozostawił ślady w moim organizmie. To skutki zapalenia płuc i zapalenia opłucnej, które wymagają długotrwałego leczenia. Obecnie męczy mnie jeszcze suchy kaszel. Cieszę się, że mogę być w domu, ale nikt na ten moment nie wie, jak długo będę miał odporność na koronawirusa. Na podstawie Chin mówi się o 6-7 miesiącach, ale żeby to dokładnie ustalić potrzebny jest czas. Natomiast wiemy już, że moje osocze może wspomóc leczenie koronawirusa u osób aktualnie zakażonych. Póki co jestem zbyt osłabiony, aby go oddać, ale jak tylko wydobrzeję, to z chęcią udam się do stacji krwiodawstwa. Zastanawia mnie jeszcze jedno, proszę zauważyć, że nikt z mojej rodziny nie zachorował, mimo, że mieszkamy w jednym domu. To by zaprzeczało informacjom o wysokiej zaraźliwości tego wirusa. Być może uzależnione jest to od słabszej odporności. Na to wszystko muszą odpowiedzieć naukowcy i lata doświadczeń.

Wiadomo jak się pan zakaził?
Sanepid nie ustalił źródła zakażenia. Dla mnie zastanawiające są dwa spotkania. 10 marca byłem u dentysty, gdzie nie było rękawiczek ani maseczek. Następnego dnia miałem spotkanie z osobą, która przyjechała z Niemiec. Z tym, że ona była i jest zdrowa. Mimo to, od tamtego momentu sam sobie zrobiłem kwarantannę domową. Przez pierwsze dwa tygodnie nie miałem żadnej temperatury. Na początku trzeciego tygodnia pojawił się suchy kaszel, który na chwilę ustąpił. Jednak 31 marca potrzebne było już pogotowie, bo miałem ostry atak duszności, nie mogłem w ogóle złapać oddechu.

Co było dalej?
Najpierw trafiłem do szpitala w Puławach – do izolatki na oddziale zakaźnym. Wtedy jeszcze nie było wiadomo, czy mam zakażenie czy nie. Wynik przyszedł po 36 godzinach od pobrania próbki. Jednocześnie rozwinął się silny ból w klatce piersiowej, w związku z czym przeniesiono mnie na OIOM (oddział intensywnej opieki medycznej). Oddech był co dwie sekundy. Można to porównać do scen z filmów, gdy podtapiają kogoś w wodzie. Jednocześnie przy każdym oddechu miałem poczucie jakby ktoś kijami okładał moją klatkę piersiową. Bywały momenty, że człowiek zastanawiał się czy w ogóle jeszcze raz warto odetchnąć. Jak ktoś ma słabe serce lub psychikę, to może nie przeżyć. Jedynie myśl o miłości bliskich jest w stanie pokonać ten ból. Trwał on 36 godzin. Siły dodawała mi też bezinteresowna pomoc sąsiadów i obcych ludzi oraz oddanie personelu medycznego. To wszystko sprawiało, żeby wziąć oddech jeszcze raz i jeszcze raz...

Jak wyglądało leczenie?
Na zapalenie płuc i zapalenie opłucnej miałem podawane antybiotyki w formie dożylnych wlewów. Natomiast z tego co wiem, na zakażenie koronawirusem stosowano u mnie trzy rodzaje leków, wśród nich środki przeciwmalaryczne. Tak naprawdę najgorsze są skutki jakie wywołuje koronawirus, czyli bolesne zapalenie płuc. Miałem siedem wkłuć po wenflonach, na uśmierzenie bólu podano mi również morfinę. Jednak każdy z pacjentów inaczej przechodzi koronawirusa. W jednym momencie ze mną leżało 4 pacjentów na OIOM-ie, w tym jeden zaintubowany. Były jeszcze dwa wolne łóżka. Podłączeni byliśmy do aparatury i obserwowani przez kamery, bo personel wchodził do nas tylko trzy razy w ciągu dnia, aby zrobić zabieg, podać posiłki itd. Kontakt z rodziną był wyłącznie przez telefon. Podobnie lekarz i pielęgniarki się ze mną kontaktowali, bo trzeba było maksymalnie ograniczyć ryzyko. Każdy telefon od lekarza to była dla mnie iskra nadziei. Powinienem dodać, że praca personelu w tych warunkach jest potwornie ciężka. Mają na sobie kombinezony, gogle, szklane przyłbice. To wszystko przy oddychaniu paruje i ogranicza widoczność. Na sobie mają cztery pary rękawiczek, które osłabiają czucie. Naprawdę trzeba podziwiać tych ludzi, bo nikt ich przecież nie przygotowywał do pracy w takich warunkach.

Co by pan powiedział ludziom zdrowym w czasach epidemii?
Przede wszystkim należy zwiększyć swoją czujność i uważać czy nie przebywa się w otoczeniu ludzi, którzy mogą być potencjalnymi nosicielami. Druga sprawa to dbanie o higienę. Jeśli musimy koniecznie wyjść na zewnątrz, to nie witajmy się z nikim, najlepiej nie dotykać klamek, starać się zachować odległość od siebie, a po powrocie natychmiast umyć ręce i twarz, zdjąć swoje ubranie, bo wirus może być na nim jeszcze przez 3-4 godziny. Profilaktycznie starajmy się też nie kontaktować osobiście z członkami rodziny przez trzy godziny.

A co by pan powiedział osobom zakażonym koronawirusem?
Każdy z nich musi wiedzieć o jednej rzeczy: najważniejsza jest potężna wola przetrwania. Ból prędzej czy później minie, natomiast potrzebna jest chęć życia, chęć przetrwania. Nie można się poddawać, trzeba być mimo wszystko silnym.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski