Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

PĄCZKI. Sprawdź najlepszy przepis. Na Tłusty Czwartek i nie tylko

Maciej Wijatkowski
Grzegorz Olkowski/Polska Press
PĄCZKI. Wedle samej nazwy tych ulubionych ciastek, do odchudzania się raczej nie służą. Pączki, to pączki i basta. Mają smakować.

W naszym przepisie nie będzie „produktów zastępczych”, lekkich olejów i innych „dietetyków”. Pączki, to pączki i basta. Mają smakować, a jeśli ktoś boi się przez nie przytyć, polecam rukolę. Z marmoladą i cukrem pudrem.

Przepis na pączki

Składniki na pączki:

  • mąka pszenna, im wyższy numer na opakowaniu, tym lepiej – 1 kg lub 2kg, zależy jakie mamy ambicje wyżywienia narodu, załóżmy, że 1 kg, żeby się składniki bilansowały
  • ok. 1/3 torebki cukru (może 300g), oczywiście – drobnego, można „przemacać” przez torebkę
  • drożdże, świeże, spożywcze, nie udajemy, że można je zastapić innymi, bo po co udawać. Kupujemy „kostkę”, w dostępnym rozmiarze, resztę wyrzucamy, bo i tak się nie przydadzą
  • mleko – trochę
  • smalec – dużo. Do samego ciasta niewiele, ale do smażenia – co najmniej 2 kg (przeliczyć na kostki), w zależności od objętości gara, w którym będziemy smażyć, a ta powinna być duża.
  • jaja, np. 20. Im więcej, tym lepiej, ale bez przesady, bo nie robimy omletów.
  • cukier waniliowy – 1 paczuszka. Trzeba pamiętać, że „waniliowy”, to nie „wanilinowy”. Wanilina to związek chemiczny, a wanilia to drogi aromat. Nie robi to wielkiej różnicy, ale „śledź a’la łosoś”, to tylko śledź
  • trochę soli – niekoniecznie
  • nadzienie: ważna rzecz, bo prawdziwe pączki robi się z konfiturą z róży. Można ją kupić prawie wszędzie, trzeba się postarać. Może być konfitura wiśniowa, śliwkowa, morelowa, też do kupienia. Jeśli ktoś szuka pączków z Nutellą albo budyniem, to nie tutaj, sorry
  • ew. lukier, o tym potem

Przepis na pączki

Pączki - wykonanie
Pączki to ciasto drożdżowe. Wymaga pracy i staranności, a jeśli ktoś twierdzi, że mu „nie wychodzi”, to znaczy, że się nie stara i mu się nie chce. Najpierw trzeba „pobudzić” drożdże do pracy. Bardzo ważne jest, żeby wszystkie składniki miały co najmniej temperaturę pokojową. Wyjmijmy je dużo wcześniej z lodówki, bo się nie uda.

CZYTAJ TEŻ: Kiedy w tym roku wypada Tłusty Czwartek?

Najpierw podgrzewamy nieco mleko (szklankę, może 300 ml), by było ciepłe, tzn. nie parzyło, kiedy włożymy palec. Dodajemy drożdże. Przy tej (założonej) ilości mąki, pół standardowej kostki powinno wystarczyć.

Dobrze jest zaopatrzyć się (jeśli nie mamy) w kuchenną „miedniczkę”. To emaliowana miednica, tylko mniejsza, do kuchni, a nie do mycia dziecka. Do takiej miedniczki wrzucamy drożdże, wlewamy mleko, wsypujemy cukier (np. 3-4 łyżki) i dodajemy trochę mąki (np. szklankę). Całość mieszamy, wyrabiamy (świetne jest narzędzie drewniane pod postacią kuli na trzonku), a kiedy już zaistnieje jako jednorodna masa – dajemy mu spokój na co najmniej 40 minut, do godziny, żeby drożdże „ruszyły”. Przykrywamy miedniczkę ściereczką i zostawiamy w cieple. Bez brawury – okolice kaloryfera w kuchni wystarczą. Ziąb i przeciąg – wykluczone.

Po wspomnianym czasie zaglądamy i widzimy „spienione coś”. O to chodziło. Teraz wybijamy jajka.

W innym naczyniu - 15 żołtek i 5 całych jajek najpierw rozkłócamy trzepadłem z pozostałym cukrem, a kiedy już zaczną przypominać „kogel-mogel”, dodajemy cukier waniliowy, może łyżeczkę sprytusu, szczyptę soli i zaczynamy mieszać „toto” z zawartością miedniczki. Dodajemy ćwierć kostki smalcu, wyrabiamy. Stopniowo dosypujemy mąkę. Kiedy mieszanie staje się cięższe, przestajemy i zaczynamy wyrabiać ciasto. Kiedy zacznie „odchodzić” od dłoni, robimy kulę i zostawiamy do wyrośnięcia, jak poprzednio drożdże. Na 40 min, godzinę. Trzeba zaglądać, im większe, tym lepiej. Pamiętać należy, że im więcej powietrza w cieście, tym pączki będą bardziej puszyste, ale nie zależy to tylko od nas. Drożdże tu rządzą i trzeba im na to pozwolić.

Pączki - nadzienie

Teraz, kiedy ciasto na pączki rośnie, trzeba pomyśleć o nadzieniu. Są dwie metody – przed smażeniem i po. Jeśli przed – przygotowujemy nadzienie teraz. Konfitury nie trzeba obrabiać. Jeśli zaaplikujemy ją przed smażeniem, czekamy aż ciasto wyrośnie. Jeśli po smażeniu – trzeba przygotować „szprycę”, którą będziemy wstrzykiwać nadzienie do gotowych pączków.
Zaglądamy – ciasto urosło, co znaczy, że zwiększyło objętość co najmniej dwukrotnie.

Pamiętajmy, to drożdże i nasz praca są gwarantami sukcesu. Na stolnicy (blacie, desce) rozsypujemy trochę mąki, żeby nam się wszystko nie kleiło i formujemy pączki. Urywamy kawałek (można zrobić wałeczki, delikatnie podzielić nożem i formować), robimy kulkę (sporą), delikatnie ropłaszczamy, na środku kładziemy łyżeczkę nadzienia (konfitury) i zlepiamy w kulkę pierwotną. I tak dalej, i tak dalej. Kiedy już zrobimy tysiąc pączków, one też muszą jeszcze podrosnąć. Znowu – ściereczka na deskę (blat), ciepełko i czekamy.

Pączki - smażenie

Teraz najgorsze dla dietetyków: W żeliwnym garze (najlepiej, ale chociaż z żeliwnym dnem, chodzi o rozkład temperatur) rozpuszczamy co najmniej 8 kostek smalcu. Pączki muszą pływać, smażąc się. Wbrew pozorom, im więcej smalcu do smażenia, tym mniej go wchłoną!

Tłusty Czwartek: Produkcja pączków w cukierni Blikle (ZDJĘCIA)

Wykładamy kolejno nasze arcydzieła na powierzchnię nagrzanego tłuszczu. Z nagrzaniem nie należy przesadzać – to najtrudniejszy moment całej operacji. Pączki mogą zacząć brązowieć w za gorącym środowisku, będziemy je obracać i wyjmować, a potem okaże się, że w środku bywają surowe – klęska! Nasze babcie nie miały termometrów kuchennych, ale też i jadaliśmy zakalce – skwarki. Dobrze jest się w taki termometr zaopatrzyć – nie tylko do pączków, ale i do mięsiwa i innych, zakazanych przyjemności. Najlepiej trzymać 180 stopni i nieustannie kontrolować (nawet bez termometru) stan naszych smakołyków. Smażymy z jednej strony i odwracamy na drugą. Ta jasna obwódka wokół pączków nie świadczy o tym, że do połowy pływały w tłuszczu, tylko, że są właściwie wyrośnięte i dobrze się smażyły.
Teraz lukier. To żadna filozofia, tym bardziej, że możemy pączki posypać cukrem pudrem. Jeśli jednak lukier, to jest to wspomniany cukier puder, wymieszany z wodą i ew. odrobiną zapachu – sokiem z cytryny, pomarańczy, czy olejkiem zapachowym. Odrobiną! Kiedy mieszając osiągniemy stan „paćki”, mażemy tym pączki – i po robocie! Jasne, że można jeszcze: kandyzowaną skórkę pomarańczy, wiórki kokosowe, etc, Tylko, po co? Smacznego!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski