Rosjanie pozostali na lewym brzegu Dniepru, okupują pobliskie miejscowości, wysepki, rejony willowe i działkowe pod tym prawie 300-tysięcznym miastem. Jedna z mieszkanek opowiada mi, że rosyjskie wojska znajdują się 900 metrów od jej domu: „Dziś ostrzeliwali nas do czwartej trzydzieści rano. Przez cało noc. Na ulicy mieszkają jeszcze cztery rodziny, na drodze leży przerwana linia energetyczna.” Kobieta, około 50 lat, mówi to cała roztrzęsiona, ze łzami w oczach. Przez chwilę rozpogadza się gdy wspomina o tym, że jej dzieci wyjechały, że są bezpieczne.
Chersonia nie mógł opuścić Wołodymyr. Nie wyjechał, bo zajmuje się swoją schorowaną babcią: „Jak wygląda mój dzień? Cały mija na zaspokojeniu podstawowych spraw: rano nabrać wody, potem zajmuję się babcią, muszę gdzieś naładować telefon. Do końca nie wierzyłem, że w XXI wieku, po tych wszystkich wojnach może coś takiego jeszcze nastąpić. Jednak nie możemy tracić człowieczeństwa”. Gdy mówi o człowieczeństwie, powietrze przeszywa huk eksplozji. Wołodymyr bez mrugnięcia okiem mówi jednak dalej: „Chciałbym, żeby ludzie byli mądrzejsi, żeby wyciągać z tego jakieś wnioski. Ludzie nie mogą żyć wojnami, to nie może być dobra droga dla nikogo. Czy pan wie, że u nas pod miastem jest takie piękne miejsce - pustynia, jedyna taka pustynia w Europie, a Chersoń jest taką wielką oazą!”. Jego opowieści nie przerywają też kolejne eksplozje, chociaż wydają się coraz bliższe: „Ta okupacja to 9 miesięcy wyrwanych z życia. Ktoś pozostał żywy, kogoś już nie ma. Nie mogłem nic zrobić, mam tu babcię, a kwestia powrotu tutaj Ukrainy była kwestią czasu. Wiedziałem. że to nastąpi, ale nie widziałem kiedy. Wierzyłem w to. To nic, że teraz jest ciężko, wszystko przeżyjemy, taki jest czas, to wojna. I tak uważam, że u nas nie jest najciężej. Gorzej jest na polu boju, w Mariupolu było ciężej. My mamy skąd brać wodę, a i światło czasami się zjawia. Powstają Punkty Niezłomności (miejsca gdzie jest dostępny prąd, ciepło, internet - przyp. red.), jest gdzie się zagrzać. Oni przyszli do cudzego domu. Może i niektórzy wierzyli, że ktoś na nich tutaj czeka, ale nikt na nich nie czekał. Pomylili się we wszystkim. Nasze przyszłe relacje z nimi to będzie ciężki proces. Nie wiem sam jak to powinno wyglądać. Nie sądzę, że jakiś naród może być absolutnie złym, są dobrzy ludzie, ale nie wiem jak to będzie”.
Po 9 miesiącach rosyjskiej okupacji sytuacja, która z naszej polskiej, czy zachodniej perspektywy zdaje się nie do zniesienia, dla mieszkańców Chersonia ma w sobie więcej normalności niż rosyjska okupacja. Mit rosyjskiego braterstwa dla większości padł na zawsze. Pan Serhij, pomimo że jest emerytem, też doświadczył rosyjskich kontroli i poszukiwania rzekomych nazistów: „ Zatrzymali mnie do kontroli na ulicy, szukali tatuaży, a potem jak zobaczyli, że mam 62 lata, to puścili. To byli Buriaci. Mówili: jak będziesz szczekać, to zastrzelimy cię jak psa.” Pan Serhij po tym zatrzymaniu starał się już nie wychodzić na ulicę. Za wojnę wini Rosję, ale ma też pretensje do innych, którzy mieli gwarantować bezpieczeństwo Ukrainy: „My byliśmy rozbrojeni. Rosja była pierwszym gwarantem naszego bezpieczeństwa, i USA były, a okazało się, że nikomu nie jesteśmy potrzebni, a sama Rosja na nas napadła. A nazywają się braćmi-Słowianami”. Pan Serhij, podobnie jak i wielu innych moich rozmówców, jest pewny ukraińskiego zwycięstwa: „A później będzie lepiej niż było”.
Na plebanii kościoła w Chersoniu w rozładunku pomocy humanitarnej z Polski starają się pomagać dzieci parafian, którzy całą okupację przeżyli w mieście. I miasta nie opuszczają pomimo ostrzałów.
„Jest strasznie” - mówi 9-letnia Ania - „Martwię się o żołnierzy, martwię się o rodzinę. Chcę żeby wojna się skończyła, chcę żeby wszystko było tak jak wcześniej i żeby wszyscy powrócili do domu, śmiali się, świętowali, ale na razie tego nie mogą tego zrobić”.
Gdy rozgrywa się ten dramat, gdy każdego dnia na Ukrainie giną cywile, prezydent Francji Emanuel Macron chce tworzyć dla Rosji gwarancje bezpieczeństwa. W tym samym czasie, gdy Rosja terroryzuje Ukrainę brakiem prądu, ciepła, wody, rakietami i bombami. Ciekawe czy Macron odważyłby się wygłosić swoje propozycje na rynku w Chersoniu pośród ludzi, którzy rosyjskiej „ochrony” doświadczyli przez prawie 9 miesięcy okupacji, a dziś każdego dnia na ich domy spadają rosyjskie bomby. W imieniu tych, którzy tam pozostali, zwracam się z apelem: Panie Macron, niech Pan pojedzie do Chersonia, tylko proszę wcześniej nie dzwonić do swojego kolegi Putina, niech Pan mu zrobi taką niespodziankę.
- Przez ulice Lublina przeszedł Orszak Świętego Mikołaja
- O dawstwie szpiku słów kilka, ale bez kręgosłupa
- Święty Mikołaj do galerii Vivo przyjechał prosto z Laponii. Zdjęcia
- Lubelskie szczypiornistki rozbiły drużynę Startu Elbląg (ZDJĘCIA)
- Dzieci spotkały Mikołaja i poprosiły o prezenty. Zdjęcia
- Lubelscy górnicy z Bogdanki świętowali Barbórkę
Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?