- Plan się nie zmienił. Musimy wygrać dwa razy u siebie. Zagłębie przyjedzie na pewno mocno zmotywowane, a my jesteśmy pod ścianą - mówi trener Edward Jankowski. Zagłębie nie ma jeszcze w swojej kolekcji mistrzostwa Polski i nigdy nie było tak bliskie triumfu jak obecnie. Lublinianki z kolei nie były jeszcze w takich tarapatach. Nasz zespół nigdy nie rozpoczął finału play-off od 0:2.
Sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej, gdyby w ostatnich sekundach niedzielnego meczu lublinianki nie wypuściły z rąk niemal pewnej wygranej. - Na 15 sekund przed końcem krzyczeliśmy, żeby przerywać grę. Majerek z drugiej strony boiska pobiegła i zatrzymała akcję Zagłębia, za co otrzymała karę dwóch minut. Po wznowieniu gry należało zrobić to samo, nawet kosztem kolejnego wykluczenia. Najważniejsze, że uciekłyby kolejne sekundy - przypomina Jankowski.
Tak się nie stało. Piłkarki Zagłębia dograły na koło do Vanessy Jelić, która doprowadziła do wyrównania. - To była nasza wina, że dopuściłyśmy do dogrywki. Nie powinnyśmy pozwolić na trzy podania zawodniczkom Zagłębia. Należało zagrać mocniej w obronie - zgadza się Alina Wojtas.
- Teraz to my mamy atut własnej hali. Dziewczyny bardzo chcą wygrać i w Lubinie dały z siebie wszystko. Nie chcę jednak nic rokować. Zagłębie ma ten komfort, że nawet jeśli przegra oba mecze, to decydujący zagrają u siebie- twierdzi szkoleniowiec.
Piąty mecz w Lubinie przypomniałby finał z 2006 roku. Wtedy losy mistrzostwa rozstrzygnęły się właśnie w piątym spotkaniu w hali Zagłębia. Inny był jednak system play-off. "Miedziowe", podobnie jak w tym roku, wygrały sezon zasadniczy i miały przewagę parkietu. Ale finał rozpoczął się tylko od jednego meczu w Lubinie (wygrało Zagłębie). Dwa następne rozegrano w Lublinie i tutaj górą było SPR. Czwarte i piąte spotkanie odbyło się na Dolnym Śląsku.
Dramaturgia ostatniego meczu była ogromna. Po 60 minutach był remis. Pierwsza dogrywka nie wyłoniła zwycięzcy, podobnie i drugie dodatkowe 10 minut. Zespoły stanęły więc do serii rzutów karnych! Tutaj zimną krwią wykazały się piłkarki SPR. Stojąca wtedy w lubelskiej bramce Magdalena Chemicz obroniła rzut Karoliny Semeniuk-Olchawy, a kropkę celnym rzutem postawiła Małgorzata Rola. Szykuje nam się powtórka z historii?
- Po meczu czułyśmy złość. Jesteśmy pod ścianą, ale to nas dodatkowo zmobilizuje i wierzę, że wygramy oba mecze w Lublinie - mówi Alina Wojtas.
Trzecie spotkanie finału w sobotę o godz. 17.30 w hali Globus. Ewentualne czwarte w niedzielę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?