Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Pustelnik, himalaista: - Ryzyko jest wszędzie, a my jesteśmy miłośnikami życia

Krzysztof Nowacki
Piotr Pustelnik podczas wyprawy na Lhotse, jeden z ośmiotysięczników
Piotr Pustelnik podczas wyprawy na Lhotse, jeden z ośmiotysięczników archiwum Piotra Pustelnika
W wieku 39 lat wszedł na swój pierwszy ośmiotysięcznik. 20 lat później Piotr Pustelnik, jako trzeci Polak i 20. człowiek na świecie, zdobył wszystkich 14 szczytów, tzw. Koronę Himalajów i Karakorum.

Naszą rozmowę rozpocznę od pytania, które po każdej tragedii w górach zadają osoby niezwiązane z alpinizmem: po co? Po co człowiek wspina się, narażając życie? Zwykły śmiertelnik jest w stanie to zrozumieć?
Właśnie zwykły śmiertelnik powinien to doskonale zrozumieć. Życie składa się z wielu elementów, m.in. z pragnień i pasji. Naszym pragnieniem jest wspinanie się. Ale wbrew temu, co mówią ludzie, jesteśmy największymi miłośnikami życia! Kwestia ryzyka jest oddzielną sprawą. Wydaje mi się, że nie ma dobrej definicji opisującej powody, dla których ludzie narażają życie. Ale ryzyko, w większym lub mniejszym stopniu, występuje wszędzie.

Jedni w trakcie wspinaczki podziwiają wspaniałe widoki. Dla innych wspinaczka jest wyłącznie zadaniem do wykonania i interesuje ich przemieszczenie się z punktu A do punktu B?
Rzeczywiście tak jest. Ja rozkoszuję się wspinaczką. Kwestie estetyczne są dla mnie szalenie istotne. Gdybym chciał się tylko zmęczyć, to po prostu biegałbym w terenie, patrząc pod nogi. A mnie nie interesuje spędzanie czasu w górach na zasadzie, że wyłącznie dyszę ze zmęczenia. Pragnę patrzeć i podziwiać góry. Żeglarze patrzą na wodę i widzą piękno. Ja patrzę na góry.

Po dotarciu na szczyt jest czas, żeby rozkoszować się tą chwilą?
Z tym różnie bywa. Czasami jest tylko "klepnięcie" wierzchołka. Wchodzisz, rozglądasz się w prawo i lewo, robisz dwa, trzy zdjęcia i w dół. Bo na przykład psuje się pogoda, bo jest już późno. Ale jeśli wchodzę w środku dnia, przy ładnej pogodzie, to kto mi zabroni siedzieć i rozkoszować się chwilą…

Zdobywanie gór, to również wyzwanie, pokonywanie własnych słabości?
Z tym pokonywaniem słabości, to wytworzył się pewien mit. Że niby ludzie lubią sprawdzać się w trudnych okolicznościach, bo wtedy się poznają. Ale czy to taka wielka przyjemność narażać życie? Dla samego poznania siebie? To się wydarzy przy każdej innej okazji i nie trzeba o to zabiegać. Wspinaczka była dla mnie drogą istotną dla mojego życia. I tę drogę przeszedłem. Korona Himalajów stała się pewną konsekwencją. Gdy znalazłem się na ósmym szczycie, stwierdziłem, dlaczego nie wejść na wszystkich czternaście? Byłem już po połowie, więc wydawało się, że będzie z górki. Ale oczywiście okazało się, że jest mocno pod górkę (śmiech). Nie udowadniałem sobie jednak, że jestem fantastycznie sprawny, a po prostu szedłem wytyczoną drogą. Poznawanie siebie nie było nadrzędnym celem.

Zanim rozpoczął się Pan wspinać na ośmiotysięczniki, przeszedł każdy stopień wtajemniczenia?
W wielu 22 lat myślałem o tym, żeby iść w góry i że może kiedyś się uda. Ale to było delikatne marzenie i do wysokich gór zbliżałem się bardzo powoli. Stopniowo poznawałem swoje możliwości. Te przygotowania rozpoczęły się w 1980 roku, a skończyły dziesięć lat później (19 lipca 1990 roku Piotr Pustelnik zdobył pierwszy ośmiotysięcznik - Gaszerbrum II - red.). Przez ten czas okrzepłem, nauczyłem się wielu rzeczy, poznałem sposoby działania i planowania. Wszystko, co potrzebne jest na ośmiotysięcznikach przećwiczyłem w średnich górach.
Młodemu pokoleniu chyba brakuje tej cierpliwości. Chcą jak najszybciej ruszać w Himalaje?
Brak cierpliwości jest normą w obecnym pokoleniu. Omija się pewne sprawy i idzie na skróty. Ale też i nie demonizowałbym, bo za moich czasów, choć w mniejszym wymiarze, także zdarzały się takie osoby. Mówienie o "pójściu na skróty" też jest pewnym uproszczeniem. Są ludzie tak zdolni, że szybciej mogą "przerobić" wszystkie etapy nauki. Osoba piekielnie zdolna nauczy się tego, co ja przez dziesięć lat, w rok. Dlaczego więc miałbym mu tego zabraniać czy mówić, że to złe. Ludzie szybko się uczą, mają ogromną śmiałość i działają. Chociaż na pewno wiedza powoli zdobywana mocniej się ugruntowuje. Obecne pokolenie ma także inne możliwości, jest trochę inaczej skonstruowane psychicznie i pewnie kieruje się innymi wartościami. Moi starsi koledzy zawsze mi powtarzali, że dopóki nie będę miał kilku biwaków w górach i nie zobaczę, jak trzęsie się zębami przy minus 15 stopniach, to nie zrozumiem, co to znaczy. Długo nie mogłem się do tego przekonać, bo uważałem, że biwakowanie w górach to ostateczność, a nie nauka. W końcu jednak się przekonałem.

W przeszłości byliście grupą bardziej zamknięta, elitarną…
Kiedyś podział był prosty. Byli alpiniści i turyści. Osoby należące do klubu taternika, były alpinistami. Pozostali nie mogli tak o sobie mówić, choć oczywiście były wyjątki. Teraz alpinistą jest właściwie każdy, kto ma linę, trochę sprzętu i się wspina. Trudno oddzielić tych, co potrafią, od tych, co nie. Nie jestem piewcą czasów minionych, ale widzę różnice. W przeszłości alpinista chodził z liną, a turyści z plecakami.

Teraz modne są wyprawy komercyjne. U boku doświadczonego alpinisty każdy chętny może wejść na szczyt?
Wyprawy komercyjne w Alpach są odzwierciedleniem przewodnictwa w Tatrach. Ktoś organizuje wyjazd i potem opiekuje się przez całą wyprawę. Pozytywem tych wypraw jest nauką, którą się zdobywa. Natomiast umiejętności osób są bardzo różne. Czasami są to sprawni alpiniści, którym jedynie nie chce się samemu wszystkiego organizować i po prostu wolą zapłacić. Innym razem są to przypadkowe osoby z ulicy. To największa bolączka, bo przy dużych rozbieżnościach między umiejętnościami członków wyprawy, przewodnik musi równać do najgorszego.

Na pierwszy ośmiotysięcznik wszedł Pan w wieku 39 lat. Czyli nigdy nie jest za późno?
Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że zdobywanie ośmiotysięczników rozpocząłem w ostatnim momencie. Mój czas, na tak duży projekt, już się kończył. Zdecydowanie lepiej rozpocząć przygodę z Himalajami przed 30., a skończyć góra w wieku 45 lat. To są najlepsze lata dla himalaistów. Potem pojawiają się problemy z wydolnością, cierpliwością, a człowiek zaczyna myśleć już o innych rzeczach. I to przeszkadza.

Wszystkich 14 szczytów Korony Himalajów i Karakorum zdobywał Pan przez 20 lat. W tym czasie pewnie tracił Pan kolegów, którzy w górach ginęli. Śmierć bliskich osób nie wystrasza? Jesteście oswojeni z myślą, że w górach ludzie giną i tego się nie uniknie?
Rzeczywiście przeżyłem odejście moich kolegów i zawsze bardzo mnie to dołowało. Natomiast żaden z tych wypadków nie wpłynął na moją decyzję o zakończeniu kariery. Tę decyzję podjąłem świadomie w momencie, kiedy uznałem, że mój czas się skończył. Natomiast znam wielu alpinistów, którzy pod wpływem tragedii decydowali się zakończyć swoją działalność. Są to bardzo indywidualne decyzje. Emocje po śmierci są bardzo istotne, ale w głowie nie trwają zbyt długo. Ich największa kulminacja jest krótko po otrzymaniu wiadomości. Potem emocje opadają. Ja nieodwracalną decyzję o zakończeniu wspinania się podjąłem w 2010 roku.

Będzie Pan uczestniczył w Festiwalu Górskich Motywacji w Lublinie. Będzie Pan zarażał miłością do alpinizmu czy przestrzegał przed zagrożeniami? Bo osób zainteresowanych wyprawami w góry jest chyba coraz więcej?
Moje wystąpienie nie będzie reklamą, ani antyreklamą. Chcę pokazać, jak to wyglądało w moim przypadku. Główny "boom" zainteresowania wspinaczką był związany głównie z popularnością wspinaczki skalnej i sportowej. Myślę, że 90 procent osób wspina się na skałki, niskie góry mające po 100-200 metrów czy sztuczne ścianki. Pozostali, czyli tych kilkanaście osób w Polsce, wspinają się w średnich i wysokich górach. I tak to powinno wyglądać, że na szczycie tej piramidy jest niewielka grupa ludzi. Wspinaczka wysokogórska jest bardzo poważną decyzją życiową, która wiąże się ze stratą czasu i zaniedbywaniem obowiązków prywatnych i zawodowych.

***

Sylwetka

Piotr Pustelnik jako trzeci Polak, po Jerzym Kukuczce i Krzysztofie Wielickim, zdobył Koronę Himalajów i Karakorum, czyli wszystkich 14 szczytów o wysokości powyżej 8 tys. m n.p.m. Pierwszy ośmiotysięcznik - Gaszerbrum II - zdobył 19 lipca 1990 r., w wieku 39 lat. Ostatni - Annapurnę - 27 kwietnia 2010 r., wieku 59 lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski