Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Szczepanik: Żeby było tak, jak jest

Artur Borkowski
Piotr Szczepanik ze swoją pierwszą płytą długogrającą "Piotr Szczepanik śpiewa", która ukazała się w 1966 r.
Piotr Szczepanik ze swoją pierwszą płytą długogrającą "Piotr Szczepanik śpiewa", która ukazała się w 1966 r. Ewelina Lachowska
31 stycznia Piotr Szczepanik zaśpiewał w Lublinie dla ponad tysiąca słuchaczy. Po koncercie poprosiliśmy go o chwilę rozmowy.

Podczas koncertu*, na którym zaśpiewał Pan swoje największe przeboje dla przyjaciół Lubelskiej Pieszej Pielgrzymki oraz dla darczyńców Funduszu "Idę z Tobą", wspierającego pielgrzymów LPP na Jasną Górę, zwróciłem uwagę, że ma Pan ogromny dystans do siebie.
No bo, jak można go nie mieć w życiu?

Współczesnym gwiazdom czasami go brakuje.
W ostatnią sobotę ktoś z młodych ludzi powiedział, że teraz już ani wśród piosenkarzy, ani wśród aktorów nie ma osobowości. Teraz są wyłącznie celebryci.

Czy będzie o nich słychać, tak jak dzisiaj o Panu, za pięćdziesiąt lat?
Trzeba im tego życzyć!

Pamięta Pan, dlaczego zaczął śpiewać?
Z potrzeby wydmuchiwania pewnych emocji. Jak ten pies, który wyje do księżyca, a Szczepanik do mikrofonu. Dokładnie na tej samej zasadzie.

Zaczął Pan śpiewać 50 lat temu, studiując historię sztuki na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.
Chyba wcześniej. Ja byłem introwertykiem od maleńkości, w zwiazku z tym w tej chwili nie przypominam sobie, kiedy to wspomniane wydmuchiwanie emocji w śpiewie wybiło się na pierwsze miejsce. Choć może nie do końca na pierwsze, bo na pierwszym miejscu jest chyba życie, a śpiewanie jest wpisane w ten całokształt.

4 stycznia 1965 roku miała miejsce premiera "Żółtych kalendarzy". Miał Pan wtedy 23 lata i wdarł się do epoki tzw. mocnego uderzenia (Karin Stanek, Czesław Niemen, Niebiesko-- Czarni, Kasia Sobczyk - przyp. AB), melancholijnymi wersami: "Wróć do krainy marzeń,/gdzie wiecznie wiosna trwa./Spal żółte kalendarze,/żółte kalendarze spal."
Wielkie nazwiska pan wspomniał i jeszcze była muzyka, która płynęła do nas z zagranicy.

A Pan nie był bigbitowy. Pan był melancholijny, nastrojowy, zupełnie inny niż "obowiązujące" wówczas trendy.
Być może, tego nie jestem pewny, bo jest jakaś tajemnica w tym, co pan zuważył, że byłem pod prąd modzie, pod prąd kasie, pod prąd przyjętym obyczajom, zwyczajom i modom również. Absolutnie mogę to panu z ręką na sercu powiedzieć, że nie jestem człowiekiem, który zmyśla i kłamie, absolutnie nie miałem wówczas i teraz w tym, co robię, żadnej interesowności.

Pamiętam ten dzień, kiedy ruszałem z Lublina do Warszawy pociągiem drugiej klasy, jako student oczywiście na swój koszt, na nagranie "Żółtych kalendarzy", którą to piosenkę napisał dla mnie Andrzej Korzyński. Wcześniej uczyłem się jej tutaj, w Lublinie. Próbowałem śpiewać w kabarecie "Czart". I pojechałem do tej Warszawy, wszedłem do studia. Nie było ani przez sekundę w mojej głowie kalkulowania, oj jak dobrze by było, żeby to się udało, bo będę sławny, piękny i bogaty. I od tamtej pory zawsze, przy każdym podejściu do mikrofonu, nie było żadnego kunktatorstwa, żadnych kombinacji. Nie wiem, pewnie to jakiś dar, bo nie sądzę, żeby to każdy miał. Gdyż wówczas nie byłoby śpiewaków.

Od początku swojej kariery przykłada Pan ogromną wagę do słów wykonywanych piosenek.
Każdy z autorów zanim napisał tekst dla mnie, siadał i słuchał, co mam mu do powiedzenia. Gadaliśmy, długo gadaliśmy o wielu sprawach. O życiu, o piosenkach, o zdrowiu, o chorobach, o różnych takich. Oni mnie poznawali w ten sposób. I tak powstawały piosenki, których słowa dzisiaj traktuję, jakbym to ja je napisał. Jakby z mojego wnętrza wyszły. Wiersze, poezja, która mnie pasjonuje.

Nagrał Pan przepiękną płytę pt. "Poeci". Twórcy poezji: Tadeusz Gajcy, Krzysztof Kamil Baczyński, Julius Mosen, Tadeusz Borowski, Zbigniew Herbert, Jan Lechoń, Leopold Staff i Joanna Salamon.
Pani Joanna Salamon napisała książkę o Herbercie. Tę płytę nagrałem dla siebie. Zapłaciłem za nią. Nikt jej nie sprzedaje, bo nikt by jej nie kupił. Był to mój kaprys, chęć pokazania komuś, że ja również wykonuję wiersze Herberta, Baczyńskiego czy Gajcy. Głównie dla siebie, taki dokument.

Gdzie Pan dzisiaj żyje?
Mieszkam pod Warszawą, na wsi, mniej więcej od dziesięciu lat. Bo tam, gdzie wcześniej żyłem, zrobiło się ciasno i bogato - pałace, betonowe mury, różne takie. Masakra. Więc przeniosłem się nad Świder, koło Kołbieli. Do chałupy w krzakach, w lesie. Mam stajnię - hotel dla koni. Trzymam w nim klacz - Nainę. Jeszcze jeżdżę konno. Takie dolce vita w powiatowym wymiarze.
Właściwie nie ma o czym opowiadać, ale jak ci zimno, to sobie napal. Żyję według tej zasady. Jest tam trochę roboty, żeby przetrwać. Na szczęście w tym roku mamy zimę łaskawą.

Koncert na KUL to jedyny występ z okazji Pana "50"?
Absolutnie jedyny.

A jak się pojawią jakieś propozycje?
Zależy, kto i co. Ja nie mówię nie.

Jak Pan postrzega dzisiaj Lublin?
Klasztor Dominikanów iluminowany wieczorem wygląda pięknie. Dobrze, że Stare Miasto jest takie spatynowane, bo jak by wszystko było odrestaurowane, odpicowane, jak Rynek w Krakowie, to nie byłoby tego smaczku.

Słusznie, że się marszałek Piłsudski zakochał w Lublinie. Czytam wspomnienia jego legionistów, głównie Wieniawy. Pan wie, że w Kielcach ludzie się bali, jak Pierwsza Kompania Kadrowa przechodziła przez miasto. Zatrzaskiwali okiennice. Rany boskie. Tylko jedna dziewczyna rzuciła czerwoną różę pod nogi tym chłopakom. A tak strach. Austria, Niemcy. Dwie potęgi. A my mieliśmy stukilkudziesięciu ludzi niemal nieuzbrojonych. Kawaleria liczyła trzeciego dnia po wymarszu z Oleandrów sześć koni pod dowództwem Władysława Prażmowskiego "Beliny". Świetny facet. Coś niebywałego. Interesuję się historią, która zaowocowała w 1918 roku naszą niepodległością.

Zawsze sobie zestawiałem dwa wydarzenia i jedną datę: 1918 - niepodległość i powstanie KUL. Tam, gdzie jest stara aula, gdzie króluje teraz Leszek Mądzik, tę część uczelni dostaliśmy właśnie od marszałka.

Wspomnijmy inną wielką postać - księdza Jerzego Popiełuszkę. Między innymi udostępniał Pan mu sprzęt nagłaśniający na msze święte za ojczyznę w kościele na warszawskim Żoliborzu.

On będzie świętym, księdza Jerzego należy już tak traktować. Moja opowieść o nim byłaby strasznie długa. Absolutnie był uosobieniem prostoty i szlachetności. Jeśli ktoś jest prosty w dobrym tego słowa znaczeniu, to ta prostota musi wypływać z wrodzonej szlachetności. A ta pochodzi z miejsca, gdzie się urodził, w jakim środowisku się wychowywał, jakich miał rodziców, jaka to była wioska, jacy ludzie w niej mieszkali. Podlasie. Religijny naród, pracowity, szlachetny. Nie ma tam cienia lumpenproletariatu.

14 lutego skończy Pan 73 lata. Co by Pan chciał dostać na urodziny?
Od świata nic. No może coś od losu?

Na przykład?
Żeby było tak, jak jest. Myślę o wolności duchowej i o zdrowiu. Nie będę tego tematu rozwijał, bo i po co?

Powiedział Pan kiedyś: "Każdy się starzeje, ale w moim wieku trzeba uważać, żeby nie zdziadzieć".
Myślę, że jest to ciągle trafne i prawdziwe stwierdzenie.

Urodził się Pan w Lublinie, ale od wielu lat Pan już tu nie mieszka. Choć wspominają Pana nie tylko mieszkańcy ulic Kunickiego czy Rymwida. Pamięta Pan, jak rozdawał na tej ulicy dzieciom gumę do żucia?
Nie pamiętam tego. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, ale jestem przynajmniej szczery.

Rozmawiał Artur Borkowski

*Organizatorami koncertu byli ksiądz Mirosław Ładniak, przewodnik pieszej pielgrzymki na Jasną Górę oraz Katolicki Uniwersytet Lubelski

Piotr Szczepanik
Debiutował w 1963 roku na Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie. Znany jest m.in. z takich przebojów, jak "Żółte kalendarze", "Kochać", "Goniąc kormorany", "Puste koperty", " Zabawa podmiejska", "Nigdy więcej" i wielu innych.
Na przełomie lat 60. i 70. XX w. wraz z Bogdanem Łazuką i Jackiem Fedorowiczem prezentował program estradowo-kabaretowy "Popierajmy się". W latach 70. występował w programach muzyczno-poetyckich oraz z recitalami pieśni i romansów. Od 1980 roku organizował Festiwal Piosenki Prawdziwej oraz koncerty w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej.


Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski