Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Szeliga: Kim jest poseł szantażowany przez prostytutkę?

Aleksandra Dunajska
Piotr Szeliga. Posłem został niespodziewanie, nawet dla kolegów z PiS, w 2011 roku. - Zdecydowało wsparcie struktur PiS z  powiatu, pomoc rodziny, przyjaciół, znajomych, życzliwych ludzi - oceniał polityk
Piotr Szeliga. Posłem został niespodziewanie, nawet dla kolegów z PiS, w 2011 roku. - Zdecydowało wsparcie struktur PiS z powiatu, pomoc rodziny, przyjaciół, znajomych, życzliwych ludzi - oceniał polityk Jacek Babicz
Biłgoraj huczy od plotek. Sąsiedzi: - Nie wierzę w to, co piszą. - Z tymi "kościółkowymi" to tak jest. Poseł Piotr Szeliga konsekwentnie milczy. Jego polityczna przyszłość zawisła na włosku

Kiedy dostał się do Sejmu lokalne gazety pisały, że bardziej znany od parlamentarzysty jest jego kot Amadeo: piękny, utytułowany rasowiec. Teraz o pośle usłyszała cała Polska. Ale raczej nie takiego rozgłosu życzył sobie polityk Solidarnej Polski z Biłgoraja.

Uczył się w seminarium, ale księdzem nie został
Piotr Szeliga w 2006 r. zrobił magisterium z teologii na uniwersytecie w Trewirze. Znajomi wspominają, że wcześniej był uczniem jednego z niemieckich seminariów duchownych. Księdzem jednak nie został. Pytaliśmy posła - dlaczego? Na rozmowę nie znalazł jednak czasu. Poprosił o przesłanie pytań mailem, ale nie odpowiedział.

Zanim został posłem, uczył języka niemieckiego w Szkole Podstawowej nr 1 w Biłgoraju. Na czas kadencji wziął bezpłatny urlop. - Nie był u nas długo, ale zapamiętałem go jako solidnego, punktualnego, rzetelnie wywiązującego się z obowiązków - mówi Marian Kurzyna, dyrektor SP nr 1.

Uczniowie, na pytanie o byłego belfra, śmieją się znacząco. O historii szantażu posła przez prostytutkę mówi cały Biłgoraj, słyszeli także i oni. A jako nauczyciela wspominają go z sympatią. - Bardzo fajny, sympatyczny, z poczuciem humoru. Czasami było na lekcjach naprawdę wesoło. Dobrze tłumaczył, dużo można było się nauczyć - przyznają Ewelina i Ola, które Piotr Szeliga uczył w piątej klasie.

W 2006 r. po raz pierwszy chciał zostać radnym w Biłgoraju. Kandydował z listy komitetu Niezależna Prawica Biłgorajska. Bezskutecznie. Udało się cztery lata później - startując z PiS dostał 251 głosów i zdobył mandat. - Radnym był tylko rok, do czasu kiedy został posłem. Nie mogę powiedzieć o nim złego słowa - aktywny, często zabierał głos na sesjach, pisał sporo interpelacji - informuje Marian Klecha, przewodniczący Rady Miasta Biłgoraj.

Chrzciny w gazetach, kot na znaczku
Poseł Szeliga mieszka w Biłgoraju z żoną i ponadrocznym synem. Rodzicami chrzestnymi chłopca są liderzy SP - Beata Kempa i Zbigniew Ziobro. - W listopadzie (2012 r.), gdy moja żona miała rodzić, Beata pojechała na pielgrzymkę środowiska Radia Maryja do Watykanu. Prosiłem ją o modlitwę za szczęśliwy poród. I tak się złożyło, że żona zaczęła rodzić mniej więcej w tym czasie, gdy Beata była przy grobie Jana Pawła II - uzasadniał później wybór polityk. Zdjęcia z uroczystości obiegły media - nie tylko lokalne.

Polityk z żoną hodują koty _rasy maine coon. - Całkowicie przypadkowo trafiłem na tę rasę w internecie. Kupiłem jednego kocurka jako prezent dla narzeczonej. Bardzo szybko nas urzekł i postanowiłem dokupić kotkę. Wtedy podjąłem decyzję o założeniu hodowli. Z czasem zdecydowałem się na kocięta - mówił Piotr Szeliga na początku 2010 r. portalowi bilgorajska.pl. Kot Amadeo, który urodził się w domu posła, jest laureatem jednej z ważniejszych w kocim świecie nagród - World Champion. W 2010 r. Poczta Polska umieściła go nawet na swoim znaczku.

Poseł na temat afery konsekwentnie milczy
Blok, w którym mieszkają Szeligowie, stoi niedaleko głównej ulicy Biłgoraja. Do swojego biura poselskiego parlamentarzysta ma z domu dwa kroki.

Mieszkańcy miasta nie chcą mówić o sąsiedzie. Tłumaczą, że znają go słabo, raczej tylko z widzenia. Bardziej rozmowna jest pani Wioletta, sąsiadka z klatki obok. - To miły, życzliwy człowiek. Wierzący, pochodzi z bardzo dobrej rodziny - wylicza zalety. - Nie wierzę w to, co piszą teraz w gazetach. Moim zdaniem, to jakaś intryga, ktoś chce mu zaszkodzić. Wiadomo, jak to jest w polityce - może jest dla kogoś konkurencją? Tym bardziej że ludzie mu ufają, bo dużo chce robić dla miasta. Walczy, na przykład, o wprowadzenie w Biłgoraju karty dużej rodziny. I pewnie ktoś mu tej popularności pozazdrościł. Staramy się go jakoś wspierać. I zawsze będziemy - dodaje pani Wioletta.

- Mając taką piękną żonę, dziwiłbym się, gdyby ją zdradzał - podkreśla z przekąsem inny z sąsiadów. Angelina Szeliga to rzeczywiście atrakcyjna kobieta: blondynka z burzą kręconych włosów.

- Nie chcę oceniać: ani pozytywnie, ani negatywnie. Za mało ich znam - dodaje inny mieszkaniec bloku. - Ale też wiem, że nie zawsze w rodzinach jest tak cudownie, jak się wszystkim na zewnątrz wydaje - zaznacza.

-Z tymi "kościółkowymi" to tak jest. Co innego mówią i co innego robią. Mnie ta cała afera wcale nie dziwi - dorzuca inny mieszkaniec Biłgoraja.

Piotr Szeliga o sprawie rozmawiać nie chce. Kiedy prokuratura postawiła zarzuty szantażystom i sprawa wyszła na jaw, napisał oświadczenie. Podpisała się pod nim również żona. Podkreślają w nim, że część informacji podawanych przez media to nieprawda. Która część - nie wyjaśnia. Tłumaczy, że szczegółów nie może zdradzać - aż do zakończenia postępowania sądowego. - Złamałbym tajemnicę śledztwa - mówi.

Kiedy "Rzeczpospolita" ujawniła, że polityk poprosił o zwrot kosztów pobytu w hotelu, w którym miał się spotkać z prostytutką, przekonywał: - Zazwyczaj zatrzymuję się w tym hotelu, kiedy mam umówione spotkania służbowe w Lublinie, wizyty w lubelskich mediach następnego dnia rano, po powrocie wieczorem z Warszawy.
Człowiek o dwóch twarzach
Posłem został w 2011 r. Dość niespodziewanie, startując z teoretycznie "niebiorącego", dziewiątego miejsca na liście PiS, zdobył 8222 głosy. Po Biłgoraju do dziś krążą opowieści o zaangażowanej w kampanię całej rodzinie ówczesnego kandydata. Mieli m.in. odwiedzać wyborców w domach i zachęcać do głosowania.

-Prowadził bardzo brutalną kampanię. Członkowie jego sztabu zrywali plakaty innych kandydatów, także z PiS. Oczerniali ich także, rozpowszechniając, na przykład, informacje o rzekomych romansach czy alkoholizmie – opowiada działacz PiS z okręgu chełmskiego.

Po wyborach Szeliga przyłączył się do Solidarnej Polski. W grudniu ub.r. został członkiem zarządu tej partii.

Koledzy z Sejmu, także ci z innych partii, wypowiadają się o nim niechętnie. - Mam swoje zdanie, ale nic nie powiem. Wie pani, nie kopie się leżącego - mówi jeden z nich.

Jerzy Rębek siedzi w sejmowych ławach obok Piotra Szeligi. W 2011 r. razem wstąpili do SP, ale Rębek wrócił do PiS. - Dziwię się, że mamy tyle poważnych problemów w Polsce, a media poświęcają tyle uwagi akurat tej sprawie - podkreśla. - Nie chcę go oceniać, zwłaszcza że sprawa nie jest wyjaśniona, nie mamy wiedzy, jak to wszystko było. Ale na pewno jako politycy powinniśmy pamiętać, że zawsze jesteśmy "na świeczniku". I podwójnie uważać, co robimy i z kim się spotykamy - zaznacza.

Poseł Szeliga jest jednym z sejmowych rekordzistów pod względem ilości napisanych interpelacji. Wystosował ich 386 (średnia to kilkadziesiąt). Parlamentarzyści podkreślają jednak, że nie można na tej podstawie oceniać poselskiej pracy. - Zasypywać ministerstwa pismami może każdy, ale liczy się skuteczność - mówił kiedyś Jan Łopata.

Tej ostatniej posłowi Szelidze raczej przypisać się nie da. Polityk nie może się pochwalić żadnymi szczególnymi sejmowymi osiągnięciami. Chociaż zainteresowania ma szerokie. Interpelował m.in. w sprawie likwidacji sądów rejonowych, budowy lubelskich dróg, ale pochylił się też nad stanem przygotowań zawodników do Igrzysk Olimpijskich Londyn 2012 (22 interpelacje, każda dotycząca innej dyscypliny). Złożył poprawki do krajowego budżetu 2014, wnioskując m.in. o 150 mln zł na budowę obwodnicy Tomaszowa Lubelskiego. Wniosek przepadł w głosowaniu. Z sejmowej mównicy przemawiał 623 razy. Przekonywał Donalda Tuska, że "Lubelszczyzna zasługuje na to, aby posiadać wagony (kolejowe) bardziej nowoczesne, z klimatyzacją". Krytykował rząd za zmniejszanie środków na aktywną walkę z bezrobociem, apelował do premiera o ratowanie polskich firm budowlanych.

Wielokrotnie akcentował swoje przekonania religijne. Krytykował minister Barbarę Kudrycką za poparcie zdjęcia krzyża w sali senatu Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Jak podkreślał, chodziło o "poszanowanie praw katolików". Informował posłów o udziale uczestników pielgrzymki rodziny Radia Maryja w audiencji u papieża Benedykta XVI. Z mównicy dziękował osobom, "które modliły się w tej intencji" za to, że udało się odrzucić projekt Ruchu Palikota liberalizujący ustawę aborcyjną.

Walczył też o przyznanie Telewizji Trwam miejsca na cyfrowym multipleksie. Szedł m.in. na czele biłgorajskiego marszu w obronie mediów ojca Rydzyka. Jego parlamentarni koledzy twierdzą, że swoimi działaniami zasłynął i zyskał poparcie w mocno prawicowym Biłgoraju. – Jednocześnie ludzie, którzy znają go bliżej, mówią, że to człowiek o dwóch twarzach. Tej na pokaz, przed kamery telewizyjne: wierzącego człowieka, cudownego męża i troskliwego ojca. I tej prywatnej, kiedy np. bez skrupułów wyrzucał pracowników z pracy w swoim biurze – opowiada samorządowiec z Biłgoraja.

Szeliga miał jednak szansę na kolejną kadencję w parlamencie. Obecnie jest zawieszony w prawach członka Solidarnej Polski. Czy po aferze może liczyć na głosy konserwatywnych wyborców? - To niewykluczone, ale na pewno dla polityka nie ma nic gorszego niż afery obyczajowe. Szybko się roznoszą, ludzie zawsze emocjonują się takimi skandalami - ocenia Wiesław Gałązka, specjalista marketingu politycznego. - I nawet jeśli okaże się, że nie wszystko było prawdą, że na przykład nie sypiał z prostytutką albo jej nie oszukał, zawsze jakieś "błoto" na nim zostanie. I będzie wykorzystane przez politycznych przeciwników - dodaje.

-Szeliga chciał startować do Parlamentu Europejskiego a potem miał być murowanym kandydatem na burmistrza Biłgoraja. Ale teraz myślę, że w polityce jest skończony – ocenia polityk PiS z Lubelszczyzny. – Żadna partia, nie będzie chciała zaryzykować umieszczeniem takiego kandydata na swojej liście wyborczej – dodaje.

Polityk, prostytutka i pieniądze

Piotr Szeliga zgłosił na policję, że jest szantażowany. Z wyjaśnień oskarżonych wynika, że wszystko zaczęło od nieza-płacenia za usługi prostytutki.

Sprawa wyciekła do mediów 3 stycznia. W dniu, gdy Prokuratura Okręgowa w Lublinie skierowała do Sądu Rejonowego Lublin - Zachód akt oskarżenia przeciwko Magdalenie I. i jej dwóm znajomym. Powód? Groźba bezprawnego upublicznienia nagrań mogących zniesławić polityka.

26-letnia Magdalena I. to bezrobotna absolwentka KUL. Utrzymuje się dzięki wsparciu rodziny. Publikuje też swoje anonse w ogłoszeniach towarzyskich. Jedno z nich miało przyciągnąć uwagę posła. Z akt sprawy wynika, że do schadzki miało dojść w jednym z lubelskich hoteli. Po wykonaniu usługi poseł Szeliga miał nie zapłacić kurtyzanie 200 złotych, na które się wcześniej umówili.

Ze złożonych w tej sprawie zeznań wynika, że po kilku miesiącach prostytutka przypadkowo rozpoznała swojego klienta w telewizji. Szedł na czele protestujących przeciwko nieumieszczeniu TV Trwam na multipleksie. Zaczęła szukać w internecie informacji na jego temat. O nierzetelnym kliencie powiedziała też swojemu koledze - 27-letniemu Przemysławowi S. z Radomia, pracownikowi agencji detektywistycznej. To on miał przekazać tę informację swojemu znajomemu Szczepanowi P. (wcześniej karanemu m.in. za kradzież z włamaniem). Zaproponował mu też wspólne zarobienie 5 tys. złotych, szantażując "polityka kościelnego", który "robi karierę polityczną". Szczegóły planowania akcji są znane, bo policjanci zabezpieczyli maile i SMS-y, za pomocą których kontaktowała się cała trójka.

Szantaż
Zaczęło się zbieranie kompromitujących materiałów. Magdalena I. umówiła się z posłem w lubelskim hotelu Luxor. Nagrała spotkanie na dyktafon. Rozmowie dotyczącej m.in. szczegółów ich wcześniejszego spotkania oraz rozliczeń finansowych przysłuchiwać się mieli także czekający w samochodzie przed hotelem Przemysław S. i Szczepan S. (kobieta przez cały czas miała włączony telefon). Mężczyźni zrobili też zdjęcia i nagrali film. Widać na nim m.in., jak poseł wychodzi z prostytutką z budynku.

Wkrótce potem Szczepan P. skontaktował się z Piotrem Szeligą, proponując mu odsprzedanie kompromitujących nagrań. Z akt sprawy wynika, że polityk nie zapłacił, bo nie miał przy sobie wystarczającej kwoty. Nie miał też od kogo pożyczyć pieniędzy, a najbliższy bankomat był nieczynny. O szantażu powiadomił policję. Tyle jest w aktach.

Postępowanie
Przesłuchiwani Przemysław S. i Szczepan P. przyznali się do winy. Pierwszy z nich wycofał się jednak później z obciążających go zeznań. Twierdził, że nie chciał od polityka pieniędzy. Zależało mu tylko, żeby zemścić się na nim moralnie.
Magdalena I. zaprzecza, że posłużyła się szantażem. Przyznaje jednak, że nagrała spotkanie z politykiem.

Poseł się broni
Prokuratura nie ujawnia zeznań posła, ponieważ ma on w tej sprawie status osoby pokrzywdzonej. Polityk wystosował oświadczenie w tej sprawie. Napisał w nim, że jest osobą, wobec której grupa przestępcza przygotowała zorganizowaną prowokację. W rozmowie z "Rzeczpospolitą" Szeliga dodał, że w dniu, kiedy dokonano nagrania, zatrzymał się w hotelu, bo miał na drugi dzień umówione spotkanie z członkami partii z Zamościa. Portal "Na temat" napisał, że poseł przyznał, że rozmawiał z prostytutką. Nie wiedział jednak, kim ona jest. Dowiedział się tego dopiero w trakcie śledztwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski