Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pjongczang 2018. Igrzyska zabijają narciarski biznes

Tomasz Biliński
Tomasz Biliński
Igrzyska olimpijskie nie wszystkim przynoszą korzyści.
Igrzyska olimpijskie nie wszystkim przynoszą korzyści. Tomasz Biliński / Polska Press
Pjongczang 2018. Siarczysty mróz, wiatr i… nieczynne stoki. Już można powiedzieć, że to są wyjątkowe igrzyska olimpijskie.

Stos nart i snowboardowych desek. Obok namiot, na którym wisi wielkie płótno z napisem na czerwonym tle: "Olympic Games kill us!". Gangwon, górska prowincja w powiecie Pjongczang. Miejsce rywalizacji snowboardzistów i narciarzy freestylerów. Poza nimi jednak nikt tutaj po śniegu się nie ślizga, choć wolnych stoków i wyciągów nie brakuje. Wszystko przez... najważniejszą zimową imprezę czterolecia.

- Dostępne obiekty zostały zamknięte. Narciarze czy snowboardziści, nawet gdyby chcieli, nie mają gdzie jeździć. To dotyczy także innych miejsc, w których powstały olimpijskie obiekty – tłumaczy Eric, właściciel jednej z miejscowych wypożyczalni sprzętu. Z kolegami po fachu zwracają uwagę przyjezdnych na ten problem. Mają nawet przygotowane specjalne ulotki.

"Narciarskie resorty mogły być otwarte do 22 stycznia. (...) Z 50 wypożyczalni z sprzętem 30 zostało zamkniętych, tylko 20 jeszcze się utrzymuje, podejmując się innych działalności. (...) Zwróciliśmy się w tej sprawie do prezydenta kraju, do Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, do Ministerstwa Kultury i Sportu, a także do urzędu prowincji Gangwon. Nikt z wymienionych nie chciał się z nami spotkać" - czytamy.

Przez to sezon praktycznie mogą spisać na straty. Podobnie jak okoliczne restauracje i bary. Hotele są w o tyle lepszej sytuacji, że cześć z nich została wykorzystana do oficjalnego zakwaterowania gości igrzysk i dziennikarzy.

- Bardzo się cieszymy, że organizujemy igrzyska. Naprawdę! Mimo że przez długi czas musieliśmy radzić sobie z problemami wynikającymi z budowy obiektów. Dużo dróg było nieprzejezdnych, na innych wprowadzono ograniczenia. Zresztą to sprawiło, że już wtedy na stoki przyjeżdżało mniej chętnych - opowiadał Eric.

Jego kolejnym zmartwieniem jest to, że część obiektów olimpijskich po igrzyskach ma zostać rozmontowana. Wśród nich te przy Phoenix Snow Park, arenie olimpijskich zmagań. - Co wtedy? Nie wiem, trudno mi to sobie wyobrazić. Po prostu chcielibyśmy rekompensaty - przyznał 40-letni Koreańczyk.

Nie potrafił powiedzieć, ilu amatorów narciarstwa i snowboardu odwiedza tutejsze stoki w sezonie. - Ludzi jest dużo, choć stoki nie są przepełnione - twierdzi. Według jego słów, głównie są to mieszkańcy Seulu. - I tego też się obawiam. Te kurorty są najbliżej naszej stolicy, więc ludzie stamtąd z nich korzystają najchętniej, bo mają najwygodniej. Jeśli w tym sezonie nie mieli okazji tutaj pojeździć, mogli wybrać inny rejon kraju i się do niego przyzwyczaić - tłumaczy Eric.

W każdym razie MKOl ponoć nie przejmuje się pustkami na stokach i trybunach. Według Erica, to kwestia bezpieczeństwa i wygody - mniej korków, mniej zmartwień i mniejsze ryzyko wypadków. Tyle tylko, czy o to chodzi, by igrzyska były tylko dla przedstawicieli komitetu, sponsorów, ich gości i dziennikarzy?

- Ludzie z regionu nie chcą za bardzo jeździć kibicować na zawody, bo przez igrzyska mogą stracić pracę. Jeśli będziemy wiedzieli, że wciąż będzie sens, by nasze biznesy istniały, wtedy będziemy mogli cieszyć się z igrzysk - podsumowuje Eric.

Z Pjongczangu Tomasz Biliński

Wiatr nie odpuszcza, mróz ściska. Adam Małysz: Twarz mi już odmarzała

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Pjongczang 2018. Igrzyska zabijają narciarski biznes - Portal i.pl

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski