MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Po raz drugi znaleźli się na sportowym zakręcie, więc chyba pozostaje wyjść z puszkami na ulicę, żeby zacząć kwestę dla piłkarzy

Redakcja
W miniony weekend Beskid Andrychów rozgrywał swój mecz ligowy na krakowskiej Garbarni (relację z niego kibice znajdą w "Dzienniku Sportowym"), jednak nie to jest w tej chwili najważniejsze. W klubie zadają sobie pytanie, czy uda im się dokończyć rozgrywki. Sytuacja finansowa Beskidu jest trudna, ale jeszcze nie beznadziejna.

ANDRYCHÓW. Skończyły się pieniądze na bieżącą działalność III-ligowego Beskidu. Walka o miejsce w bezpiecznej strefie będzie zależała od determinacji zawodników

Z andrychowskiego klubu masowo odchodzą działacze, którzy przed trzema laty podjęli się ratowania futbolu na Podbeskidziu. To właśnie pod nowymi rządami Beskid awansował do III ligi i występuje w niej drugi sezon. Na razie "kręci" się w okolicach środka tabeli, ale przewaga nad strefą spadkową nie jest zbyt duża. Jednak z rządzącej ekipy na placu boju pozostali już tylko wiceprezes Adam Wiklik oraz Mirosław Kmieć, nie tylko grający trener, ale także członek zarządu, do którego wszedł po przeprowadzeniu klubu przez trudny okres reform. W skład zarządu wchodzą jeszcze piłkarz Dariusz Chowaniec i trener młodzieży Edward Wandzel, ale oni zostali włączeni w trybie awaryjnym, kilka tygodni temu, kiedy zarząd zaczął się "sypać".

Nie tak dawno pisaliśmy, że z przyczyn osobistych dymisję złożył prezes Fryderyk Walaszek. Wcześniej, bo lipcu, z klubu odszedł jeden z wiceprezesów Piotr Mazgaj, a w poprzednim tygodniu zrezygnował sekretarz Mieczysław Studniarz, który może pozostawał nieco w cieniu, ale wykonywał mrówczą pracę. Kto następny z zarządu andrychowskiego klubu złoży dymisję? - Nie ukrywam, że sytuacja finansowa klubu jest trudna - rozpoczyna Mirosław Kmieć. - Na dzisiaj szacuję, że w kasie klubu brakuje około 50 tysięcy złotych, żeby zamknąć ten rok bez deficytu. Przyznaję, że przez moment była opcja podania całego zarządu do dymisji, który najwyraźniej poczuł się pozostawiony sam sobie, a przecież dla małego miasta, jakim jest Andrychów, właśnie futbol jest doskonałą promocją. Zbyt wiele zrobiłem dla piłki w Andrychowie, żeby tak po prostu tym wszystkim rzucić i odejść. Na razie działam wraz z Adamem Wiklikiem. Szukamy człowieka, który podjąłby się prowadzenia klubu. Jeśli jednak szybko nie znajdziemy nikogo odpowiedniego, możemy razem z Adamem Wiklikiem i pozostałymi członkami także złożyć dymisję.

Jeszcze do niedawna Mirosław Kmieć snuł plany wzmocnienia zespołu w przerwie zimowej, żeby na stałe zadomowił się bliżej czołówki i tym samym szybko zapewnił sobie utrzymanie, a nie w ostatnim meczu wiosny, jak to było w poprzednim sezonie. Tymczasem w Beskidzie muszą się przede wszystkim martwić, jak dograć rundę jesienną. - Na początku może powiem, że nie mamy zadłużeń wobec żadnych instytucji publicznych, tylko brakuje pieniędzy na bieżącą działalność, czyli opłaty sędziowskie, wyjazdy na mecze, czy wreszcie są pewne zaległości wobec samych zawodników no i trzeba sobie postawić pytanie, kto im będzie płacił do końca roku - pyta Mirosław Kmieć. - Pal licho, w ostateczności będziemy jeździć na wyjazdy własnymi samochodami, jak to było w IV lidze, kiedy w Beskidzie brakowało wszystkiego. To, że rywale będą na nas patrzeć z przymrużeniem oka już mnie nie interesuje. Trzeba zrobić wszystko, żeby uratować to, co zbudowaliśmy w ostatnich latach. Na pewno zejdę z tego okrętu ostatni - zapewnia szkoleniowiec i działacz w jednej osobie.
Jeśli zabraknie chętnych do kierowania klubem, zarządca komisaryczny zwoła walne zgromadzenie członków Beskidu, mające doprowadzić do wyłonienia nowych władz. Jeśli w dalszym ciągu nie będzie chętnych do kierowania klubem, wówczas może ustanowić dla niego likwidatora. To jednak najczarniejszy scenariusz, który wcale nie musi się sprawdzić.

- Sytuacja nie jest taka tragiczna, jakby to wyglądało na pierwszy rzut oka - mówi Mieczysław Studniarz, były sekretarz klubu. - Pieniądze na bieżącą działalność wprawdzie się skończyły, ale od stycznia znowu będą. Podczas ostatniego spotkania z władzami miasta, do którego doszło w miniony wtorek, otrzymaliśmy zapewnienie, że przyszłoroczna dotacja zostanie utrzymana na poziomie obecnej, która jest przecież wyższa od tej z poprzednich lat. Miasto wiele nam w tym roku pomogło. Oczywiście, że zawsze potrzeby są większe, bo gdybyśmy otrzymali od władz taką kwotę, jaką sobie wypracowujemy, nie byłoby żadnych kłopotów. Złożyłem rezygnację, bo nie chcę brać odpowiedzialności za powstały dług.

- Moim zadaniem nie jest atakowanie kogokolwiek, tylko zwrócenie uwagi na to, w jakiej sytuacji znalazła się drużyna - podkreśla trener Kmieć. - Przecież pozostało nam do rozegrania kilka spotkań, a w atmosferze osamotnienia piłkarzom na pewno trudniej będzie walczyć o punkty niż kilka tygodni temu. Przecież trzeba zapewnić drużynie na wyjazdach jakiś posiłek. Czeka nas mecz podwyższonego ryzyka z tarnowską Unią, której organizacja kosztuje znacznie więcej niż inne mecze. Mimo trudnej sytuacji, o żadnym strajkowaniu piłkarzy jednak nie ma mowy. Najwyżej poślę ich z puszkami w miasto i będą kwestować, choć do tego musielibyśmy mieć zgodę władz miasta. Najwyżej zorganizujemy kwestę w trakcie meczu. Ciągle z Adamem Wiklikiem szukamy wyjścia z trudnej sytuacji, a pomaga nam sporo Jan Sordyl, wiceprzewodniczący Rady Miasta w Andrychowie. Jakoś przecież te ostatnie miesiące roku musimy dograć - kończy Mirosław Kmieć.

Jerzy Zaborski

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski