Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pod Monte Cassino nie było czasu na strach i obawy

Dorota Krupińska
Stanisław Bohdziewicz  59 lat  mieszkał  w Australii
Stanisław Bohdziewicz 59 lat mieszkał w Australii
W tym roku obchodzimy 70. rocznicę bitwy pod Monte Cassino. Do redakcji Kuriera zgłosili się żołnierze, którzy brali w niej udział. Opowiedzieli nam swoje wojenne historie.

Porucznik Antoni Garbaczów, niedawno skończył 99 lat. Jest sprawny, choć, jak twierdzi, to już nie to zdrowie co dawniej. Wiek, lata tułaczki wojennej, niewola w stalagu niemieckim i internowanie przez Rosjan zrobiły swoje. Ale gdy pytam go o Monte Cassino chętnie rozmawia. - Moglibyśmy tak kilka dni rozmawiać o tym, co przeżyłem, kilka dni... Usiąść do stołu, wypić kieliszek - śmieje się.

Numer jeńca 61389
W 1938 roku w Wilnie wstępuje do czynnej służby wojskowej. Rok później wybucha wojna. Walczy, krótko, w kampanii wrześniowej w 5. pułku piechoty. Już 6 września jego pułk otoczyli Niemcy. Trafia do niewoli niemieckiej, stalag 1 A. Imię i nazwisko zamieniono mu na numer 61389.

Postanawia uciec. Przeprawia się przez rzekę nocą. Jest zima. 1940 roku. Ucieczka nie udaje się. Niemcy go chwytają. Podejmuje więc drugą próbę, tym razem z powodzeniem. Zmęczony, głodny znajduje schronienie w oborze, w jakiejś wsi. Nie wie gdzie jest. - Głodny, spragniony doję krowę, łapczywie piję mleko i zasypiam na sianie. Rano wchodzi gospodarz i słyszę jak woła żonę i mówi, że dziś mleka nie ma. Pokazuję się mu. Gospodarz daje mi ubranie. Ale nie zostaję u niego. Opuszczam to schronienie i uciekam dalej, do siebie, do Wilna - opowiada.

Dociera w swoje rodzinne strony. Młodzież wita go jak bohatera. Na jego cześć organizują mu zabawę. Ale dowiaduje się o nim władza radziecka i aresztuje go. Jest więziony w Starej Wilejce i Riazaniu. Zostaje zwolniony dopiero na mocy układu Sikorski - Majski. - Głód, bieda, schudłem w niewoli z 80 kg do 40. Straszne czasy. I wtedy dowiadujemy się, że tworzy się Wojsko Polskie. Spytali się mnie czy chcę wstąpić. Co chcę robić. Siadłem pod drzewem i pomyślałem, że najpierw muszę się najeść, bo taki głodny jestem - wspomina. Z armią polską przeszedł cały szlak. Służył na Bliskim Wschodzie, a potem od 1943 do 1945 we Włoszech.

Bitwa
Pod Monte Cassino był saperem wyborowym. - Saper jak pierwszy raz przejdzie pole, to potem już się nie boi nigdy, nie ma strachu. 11 maja przychodzi rozkaz, że do godziny 11 mamy rozpoznać, gdzie Niemiec, jaka ich siła, to i to pole zaminować, to i to pole rozminować. Do-okoła pełno żołnierzy: Amerykanie, Anglicy, Polacy. Czekamy, każdy ma jakieś zadanie.

Nagle jak huknie z działa, to nasza artyleria, aż się ziemia zatrzęsła. Strasznie biliśmy Niemców pod Monte Cassino. Lufy gorące, czołgi gorące, na niebie eskadra samolotów. Gdy nasi atakowali, my saperzy leżeliśmy plackiem na ziemi, na kamieniach. Zdobyliśmy Monte Cassino. Niemcy wyszli z bunkra. Nie dali rady, nie oparli się naszym. Flaga Polski zawisła.

Panowie, wojna się skończyła
Po bitwie został we Włoszech Tam zastał go koniec wojny. Musiał podjąć decyzję, co dalej robić, gdzie jechać. - Przyjechał pułkownik, stanęliśmy w szeregu i zaczął tak: Panowie, żołnierze wojna zakończona, kto chce jechać do Polski proszę bardzo, kto do Anglii, Ameryki pójdzie do porucznika i zapisze się. A nas było kilku z Wilna. Wystąpiłem i mówię: Panie pułkowniku, tam jest nasza ojczyzna, tam się urodziliśmy. A on mówi do nas tak: Byłeś pan w Rosji, i jeszcze chce pan raz jechać do Rosji, to ja nic więcej nie dodam. I wtedy wszystko stało się jasne. Przyjechałem więc do Polski czy dobrze zrobiłem...? - zastanawia się. Zamieszkał w Dzierżoniowie, następnie w Świdniku, gdzie pracował jako ślusarz. Potem przeniósł się do Lublina. O nic się nie upominał, o nic nie prosił. Nie przyznawał się, że walczył pod Monte Cassino. Dopiero kilkadziesiąt lat później mógł opowiadać swoje losy uczniom w lubelskich szkołach. W 2005 pojechał na Monte Cassino jeszcze raz. Wspomnienia ożyły. - Wzruszyłem się, tyle powiem.

Stanisław Bohdziewicz
93-letni podporucznik Stanisław Bohdziewicz, walczył również pod Monte Cassino. Po ponad 60 latach życia spędzonych na obczyźnie, w 2011 roku wylądował w Warszawie. Zamieszkał w kraju, o który walczył. Wybrał Lublin, bo stąd pochodzi jego żona.

Ja nie jestem krasnoarmiejecPochodzi z Kresów Wschodnich. Urodził się na terenie dzisiejszej Białorusi. - Gdy miałem 18 lat władze sowieckie ogłosiły, że Polska przestała istnieć i Związek Radziecki w drodze łaski przyznaje nam obywatelstwo sowieckie - wspomina. Wkrótce potem zostaje wcielony do armii radzieckiej, do batalionu roboczego, który budował lotnisko w Riazaniu. Czasy w radzieckiej armii wspomina strasznie. - Wieczny głód, zimno, wszy i choroby - mówi. W 1941 roku ogłoszono, że powstaje polska armia. Zgłosił się do komisarza politycznego z prośbą o przeniesienie. - Tamten krzyknął, że jestem krasnoarmiejec. Odpowiedziałem mu, że jestem obywatelem Polski. Wysłano mnie wtedy z moim batalionem roboczym na północny wschód od Moskwy. Kazano przerwać budowę lotniska w Riazaniu - wspomina. Chciał się dostać do polskiej armii, więc uciekł z pociągu. Zgłosił się do komisji poborowej Wojska Polskiego. Został przyjęty do 10. pułku artylerii przeciwlotniczej 10. dywizjonu piechoty. W Krasnowodsku, w porcie nad Morzem Kaspijskim, razem z innymi żołnierzami wsiadł na statek i 1 kwietnia 1942 roku dopłynął do Persji.

- Ostrzyżono nam głowy, nakarmiono nas, dostaliśmy nowe umundurowanie. Stare razem z wszami spalono. Z Persji przedostaliśmy się do Palestyny, gdzie w maju 1942 powstała 3. dywizja Strzelców Karpackich. Dostałem książeczkę wojskową i przydział do 3. pułku artylerii przeciwlotniczej - wspomina.

Wzgórze Monte Cassino. - 11 maja 1944 późnym wieczorem rozpoczęła się nawała artyleryjska, 1000 dział huknęło. Po północy ruszyła do ataku polska piechota. Walka była bardzo zacięta. Niemcy mieli taką siłę rażenia, że po zdobyciu przez oddziały polskie jednej z gór otrzymywali rażący ogień z innych stron. A korpus nie był w stanie zaatakować wszystkich gór. A jednak dowódca 8. armii był zadowolony. Polskie oddziały związały Niemców ogniem. 17 maja wyruszyło nowe natarcie. Walczyliśmy dzielnie. 18 maja patrol 12. pułku Ułanów Podolskich wszedł na ruiny klasztoru Benedyktynów. Zawiesił proporzec swojego pułku, obok zawisła flaga Polski. Pytają się mnie co czułem w czasie walki. W bitwie każdy jest bohaterem, w bitwie nie ma czasu na strach i myślenie o tym, na pewno były chwile załamania, tyle działo się wokół - opowiada.

Nie było dokąd wracać
Gdy wojna się skończyła, a Niemcy podpisali kapitulację wiedział, że nie wróci do Polski. - Wygraliśmy bitwy, a przegraliśmy pokój. Na drodze stanęła Jałta. Nie było dokąd wracać - wspomina. W 1947 roku znalazł się w Anglii. Mieszkał tam pięć lat. Skończył kurs krawiecki i zaczął pracowć w zawodzie. W czasie urlopu w Londynie zobaczył reklamę na budynku Australia House, zachęcającą do wyjazdu na ten kontynent. Nie zastanawiał się długo. Pociągiem z Londynu udał się do Dover. Potem okrętem do Calais. Pociągiem dojechał do Paryża. Przesiadł się. Następnie do Genui. Wszedł na grecki okręt. Postój w Palermo, Aleksandrii. Płynął przez Kanał Sueski, Ocean Indyjski, by po sześciu tygodniach żeglugi dopłynąć do portu Freemantle w Australii. Zamieszał w Melbourne. Pracował w urzędzie pocztowym. Kupił dom z ogrodem. I zmienił nazwisko na Stanley Brand, by łatwiej mogli wymówić je Australijczycy. W 2011 zdecydował się z żoną Olgą na powrót do kraju. Dostał polskie obywatelstwo i dowód osobisty. Stara się o przyznaniepolskiej emerytury. - Przecież ja nie tylko urodziłem się w tym kraju, ale za niego również walczyłem - zaznacza.

Byłem na Monte CassinoW latach 80. odwiedził razem z żoną Monte Cassino. Spacerowali po cmentarzu, wśród grobów. - Tam rośnie tak dużo maków. Narwaliśmy całe naręcza. I po jednym kwiatku kładliśmy na grobie. Łzy mi kapały na te maki i groby - wspomina Olga Bohdziewicz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski