Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podróże z Adamczukiem: Nowa Zelandia, cz. 2 (ZDJĘCIA)

Paweł Adamczuk
Każdy kto wyjeżdża nawet gdziekolwiek i w rożnym celu, zapewne ma jakieś wyobrażenie miejsca, do którego zmierza. Tak samo było ze mną, przed wyjazdem na Nową Zelandię. Chcąc się psychicznie przygotować i logistycznie zebrałem na temat tego kraju wiele informacji. Jednak to co tu zastałem i tak przerosło moje najśmielsze oczekiwania pod każdym względem.

Kraj Długiej Białej Chmury

Ciekawe rzeczy zaczęły się już dziać w samolocie po wylocie z Melbourne w Australii. Stewardessa rozdała wszystkim deklaracje celne w celu ich wypełnienia i następnie przedstawienia przy odprawie celnej w Aukland. Jednak poza standardowymi rzeczami jakie się wypełnia, były dodatkowe np. czy sam pakowałem bagaż?, czy przewożę prezenty od nieznajomych mi osób, które poprosiły o taką przysługę?; czy wwożę jakąkolwiek żywność, zarówno mięso jak i rośliny?, czy wwożę produkty drewniane?, czy wwożę rośliny lub zwierzęta?

Chodzi o to, że Nowozwlandczycy (podobnie jak Australijczycy), chcą ustrzec się przed wwozem na teren wysp innych gatunków zwierząt i roślin itd, by chronić lokalne środowisko przed dostaniem się tu nowych gatunków i uchronić tutejszą równowagę biologiczną. Za złamanie tego zakazu grożą kary w wysokości 100.000 dolarów nowozelandzkich (ok 90.000$ USD). Ostrzeżenia o wwozie i karach za nieprzestrzeganie zakazu "witają" przybywających na wyspy zaraz po opuszczeniu samolotu. Przy wyjściu z lotniska wszystkie bagaże są też dodatkowo sprawdzane i prześwietlane. Przed wylotem musiałem więc dokładnie wyprać buty, które miałem dodatkowo w bagażu, podobnie sprzęt nurkowy musiałem solidnie umyć i przetrzeć spirytusem. W trakcie odprawy celnej w Auckland, oficer zadał mi nawet pytanie, "czy w ostatnim czasie chodziłem po lesie lub górach i czy jakiekolwiek rzeczy w moim bagażu mogą być zabłocone lub zanieczyszczone organicznie?"

Nowa Zelandia to Aotearoa, czyli wg Maorysów Kraj Długiej Białej Chmury, położona jest prawie po przeciwnej stronie globu niż Polska. Jak to powiedział mój szwajcarski kolega Joseph, "chodzi się tu do góry nogami", a faktycznie wiele rzeczy jest tu na odwrót niż u nas np: różnica czasu między Polską a Nową Zelandią jest +12 godzin, co oznacza, że jeśli w Warszawie jest ósma rano, to w stolicy NZ - Wellington, jest też ósma, ale wieczorem; słońce w dzień operuje od strony północnej; ruch uliczny jest lewostronny; wir powstający przy spuszczaniu wody kręci się w prawo, czyli w przeciwnym kierunku niż u nas. Za oknem na drzewach, zamiast wróbli mam papużki Kakariki. Okres naszego polskiego lata - to tutaj zima, analogicznie jest z resztą pór roku. Wakacje w szkołach trwają miesiąc i są w okresie Świąt Bożego Narodzenia, oraz Nowego Roku. Zima na Wyspie Północnej, gdzie obecnie jestem, jest dość ciepła. Temperatury minimalne, to nie mniej niż 12-15 st C w lipcu i sierpniu, ale za to dużo opadów deszczu. Śnieg i mróz można spotkać na wyspie Południowej. NZ to kraj dużych kontrastów klimatycznych. Na Północnej Wyspie dominuje klimat subtropikalny, a w zatoce, którą widzę z okna, można zobaczyć wieloryby, orki i delfiny. Na Południowej Wyspie, są natomiast zaśnieżone góry Alpy z lodowcami, a w dole na wybrzeżu można na plaży spotkać pingwiny, oraz foki.

Przywitanie "przyjaciel czy wróg"

Polinezyjczycy przybyli tu około roku 800 naszej ery, natomiast z historią przybycia tu pierwszych Europejczyków związane jest dość zabawne i tragiczne jednocześnie nieporozumienie, do jakiego doszło w 1642 roku. Otóż, dwa holenderskie statki przybyły do zatoki Golden Bay na Południowej Wyspie. Jednym z kapitanów był Abel Tasman, który miał za zadanie pogadać z napotkanymi lokalnymi plemionami i zorientować się czy na wyspie są cenne kruszce. Kiedy okręt Tasmana wpływał do zatoki, Maorysi wypłynęli im na przeciw w ich tradycyjnych łodziach i strojach, aby dokonać zwyczajowego przywitania "przyjaciel czy wróg". Niezrozumienie tego przywitania spowodowało odwrót przestraszonych Holendrów oraz ostrzelanie pokojowo nastawionych Maorysów. Zaskoczeni takim "przywitaniem" Maorysi odpowiedzieli na atak zabijając w odwecie czterech członków holenderskiej załogi. Przestraszony Tasman, wraz z załogą odpłynął natychmiast i nigdy więcej już nie wrócił. Nadano wówczas tym wyspom nazwę holenderską "Nieuw Zeeland" (ang. New Sealand). Później z połączenia tych nazw powstała obecna nazwa, czyli New Zealand. Ponowny kontakt pomiędzy Maorysami i Europejczykami miał miejsce 127 lat później, było to podczas Angielsko-Francuskiej ekspedycji dowodzonej przez J.Cook'a.

Nowa Zelandia to dwie duże wyspy (Północna i Południowa), oraz trochę małych. Jest członkiem Brytyjskiej Wspólnoty Narodów, głową państwa jest Królowa Elżbieta II, która jednak nie wtrąca się w sprawy Nowej Zelandii. W imieniu królowej wystepuje gubernator generalny, a szefem rządu jest premier. Powierzchniowo jest nieco większa od Wysp Brytyjskich, ale mieszka tu zaledwie ok 4,5mln ludzi, z czego 80% to najczęściej biali pochodzenia europejskiego. Wielu Azjatów (najwięcej Chińczyków, Koreańczyków, Filipińczyków i Hindusów), mieszka w większych miastach jak np. w Aukland. Etniczna ludność, czyli Maorysi, stanowią zaledwie 10% całej populacji, jednak ich kultura i sztuka widoczne sa na każdym kroku. Wiele nazw miejscowości, rzek, plaż nosi maoryskie nazwy.
Na temat Nowej Zelandii są żarty np: że Nowa Zelandia ma tak małą armię i nie jest ona najlepiej wyposażona, że przeciętny motocyklowy gang z Sydney, mógłby ją najechać i zdobyć. Inny żart: spotyka się dwóch Anglików i jeden chwali się drugiemu, że był na Nowej Zelandii, ale że była zamknięta więc wrócił... :)

Wszystko co nowozelandzkie, jest "kiwi"

Jest owoc kiwi, ptak kiwi, lokalne przeboje to kiwi-music, nawet sami Nowozelandczycy nazywają siebie Kiwi. Ogólnie ludzie są tu sympatyczni, pomocni i pokojowo nastawieni. NZ to bardzo bezpieczny kraj, ma jeden z najniższych na świecie współczynników przestępczości. Bardzo często spacerując po okolicy, napotykam nieznanych mi ludzi, którzy z daleka uśmiechają się i pozdrawiają skinieniem głowy, czy machnięciem reki. Samochody zwalniają, a kierowcy podnoszą rękę z kierownicy w geście powitania. Zdarza sie też, że przypadkowo napotkane osoby, po prostu podchodzą i wdają się w krótką konwersację z zaciekawieniem pytając skąd jestem, co tu robię itp...

Poza znanymi filmami: "Władca Pierścieni", "Hobbit", "King Kong" i "Opowieści z Narnii", kraj Kiwi słynie jeszcze np. z owiec Merynosów. Jak wspomniałem wcześniej, jest tu ok 4,5 mln ludzi, ale owiec jest ok 50mln. Tak, ponad dziesięć razy więcej niż ludności. Walutą jest dolar nowozelandzki, ostatni kurs po jakim wymieniałem pieniądze to: 1 NZ$ = 0,89 USD$. Nie jest tu dla nas Polaków tanio. Najtańszy posiłek jaki znalazłem był w chińskim barze. Cztery smażone ryby wielkości dłoni kosztowały 13 NZ$, a za przeciętny posiłek w restauracji w centrum miasta, na który składał się wołowy stek (pyszny!), surówka i ryż zapłaciłem 31 NZ$. Najlepiej więc jest stołować się na własną rękę, a w nawet najmniejszych miejscowościach można znaleźć supermarket. Ostatnio robiąc zakupy kupiłem w promocyjnych cenach wołowinę, za 1kg zapłaciłem 6 NZ$, gdzie tydzień wcześniej kupowałem w tym samym miejscu po 14 NZ$ za 1kg. Zaskoczeniem jest dla mnie, że zarówno benzynę jak i "ropę" mają znacznie tańszą niż u nas w Polsce!

Raj dla turystów

Nowa Zelandia jest doskonale przygotowana do obsługi każdego turysty. Drogich hoteli i moteli nie brakuje, a najtańszy nocleg można znaleźć w hotelach YIHA i Backpeckers hostel - to taki odpowiednik naszych schronisk młodzieżowych, nawet całkiem komfortowe. Za nocleg w dwuosobowym pokoju trzeba zapłacić ok 20 NZ$ od osoby, a łóżko w pokoju wieloosobowym (dormitorium), to już wydatek rzędu 10-20 NZ$. Popularne są campingi, tu cena za osobę to ok 10 NZ$ za noc. Wśród podróżującej młodzieży modne jest biwakowanie na dziko, czasem można spotkać w pobliżu drogi rozbity namiot. Nie wolno rozbijać namiotów w miejscach oznaczonych "no camping". Mam więc sporo szczęścia, że kolega tu mieszka i mogę u niego nocować, oraz żywić się samemu robiąc posiłki. Koledze zaproponowałem, że w zamian za darmowe mieszkanie pomogę mu na farmie, a jest tu co robić. Przed jego wielkim domem jest teren, z którego trzeba usunąć chwasty, naprawić płot - zniszczony przez buszujące tu owce, podlewać kwiaty w ogrodzie pod nieobecność właściciela, itp. Poza noclegiem mam tu coś jeszcze ekstra - Park Jurajski...

Zaraz za płotem posiadłości, znajdują się prawie dzikie tereny z endemicznymi paprociami o wysokości jednopiętrowego domu, są też drzewa, które mają po 300 lat. No i to, co cenię sobie najbardziej spośród ulubionych widoków. Z mojego okna i werandy na parterze, mam widok na jedną z najlepszych plaż w okolicy i wspaniały widok na ocean, oraz kilka wysp. Zaś około 5km ode mnie, jest Marine Reserve, czyli morski rezerwat przyrody, przy Goat Island. Goat Island to jedno z najpiękniejszych miejsc do pływania i nurkowania na NZ. Czyli coś dla mnie! W zasięgu ręki mam moje ulubione wodne klimaty! Czy może być lepiej? Pożyjemy - zobaczymy... CDN

Kurier Lubelski na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski