Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podsumowujemy Inne Brzmienia 2012

PAF
Trilok Gurtu
Trilok Gurtu Robert Frączek
Ocenianie festiwalu jako całości z założenia jest czynnością podejrzaną. Bo co właściwie należało by zrobić: przyznać punkty każdemu koncertowi i wyciągnąć średnią? Recenzować organizację, czy dobór artystów? Wartościować atmosferę? Co gorsza, żeby utrudnić sobie bardziej życie postaram, się zanalizować zakończone w środę Inne Brzmienia jako całość.

W 2010 roku, po śmierci Mirka Olszówki, pomysłodawcy i organizatora Innych Brzmień, wydawało się, że festiwal ma nikłe szanse na drugie życie. Tym większa radość z każdej kolejnej edycji i z tego, że Janek Taraszkiewicz i Darek Filozof kontynuują wizję Olszówki. Na dodatek robią to zgodnie z tą wizją. Inne Brzmienia wciąż można scharakteryzować krótko, jako wydarzenie, które stawia na zespoły świetne na żywo, niekoniecznie równie dobre na płytach. Tak było i w tym roku. Przykład: Arrested Development, przyblakła gwiazda hip-hopu, która na nowych płytach brzmi przeciętnie, a na scenie daje show zdolne porwać do zabawy każdego. Babylon Circus będzie tu wyjątkiem - ich wersja live dorównuje jakością tej studyjnej.

Innym atrybutem wykonawców na każdym IB są ich związki z muzyką bałkańską, klezmerską i międzygatunkowość. Tym razem było tak z Hadag Nahash z Izraela (koncert na niezłym poziomie) i Shtetl Superstars (niestety, koncert na poziomie kapeli weselnej).
Złośliwie można dodać, że Innych Brzmień nie sposób wyobrazić sobie bez kogoś z rodziny lub otoczenia Wojtka Waglewskiego (Olszówka był menedżerem Voo Voo), lecz akurat w tym roku liczba Waglewskich na metr kwadratowy nie przekraczała norm - mieliśmy jedynie Fisza i Emade, grających nieco poniżej oczekiwań.

Do tego doliczyć trzeba specyficzną światową pozycję artystów: z reguły grają w drugiej, lub trzeciej lidze. Żaden to zarzut, bo wynika to z różnych, pozamuzycznych często względów. Poza tym: ci drugoligowcy grają często lepiej, niż ekstraklasa.

Dowodem może być tegoroczna edycja, której najjaśniejszą gwiazdą był Trilok Gurtu. To wybitny perkusjonalista, lecz zdecydowanie zbyt ufny w swe umiejętności. Arcytrudny technicznie jazz-rock w stylu The Mahavishnu Orchestra imponuje, ale tylko do czasu. To częściej "muzyka dla muzyków".

Fachowcy zachwycają się harmoniami i egzotycznymi skalami, perfekcyjnymi stop-and-go, biegłością rytmiczną. Reszta miała prawo być znużona nutami o mikroskopijnych wartościach rytmicznych, długaśnymi solówkami gitary i absurdalnymi popisami Gurtu na klawiszach. O zgrzytliwej konferansjerce nie mówiąc. Ja byłem gdzieś pośrodku, częściej chyba jednak drażniło mnie archaiczne brzmienie grupy, niż zachwycała wirtuozeria. Jak bowiem powiedział Tomasz Stańko w swojej biografii "Desperado", z wirtuozerii wiele nie wynika: "Kiedyś zachwycano się Paganinim, a dziś? Dziś Paganiniego grają uczniowie szkół muzycznych", tłumaczył trębacz.

Reasumując: Gurtu gra fantastycznie jako sideman, gdy kunsztownie doprawia dźwiękami tabli dania przyrządzone przez innych muzyków. Jako lider zapomina o rygorze formy.

W tym kontekście dużo bardziej podobał mi się wciąż niedoceniany w Polsce Jorgos Skolias. Nie dość, że ma na tyle otwartą głowę, by występować z Dj-em Krimem, nie dość, że ma fantastyczne poczucie humoru, sugerując owacje na stojąco już na początku koncertu, nie dość, że jego głos zdaje się nie mieć granic, to jeszcze ma wielki walor oryginalności. Oraz ogromne pokłady wrażliwości.

Dla samych Innych Brzmień edycja 2012 była sukcesem, choć i pewną pułapką. Z jednej strony: przyciągnęła niemało widzów, dostarczał wielkiej frajdy. Z drugiej: jeśli ktokolwiek liczył na to, iż festiwal będzie lepem na turystów, ten się mylił. Póki co, to wciąż (tylko? aż?) głównie atrakcja dla mieszkańców.

Może wynikać to z samej nazwy, będącej dla organizatorów raczej brzemieniem, niż atutem. Wciąż trzeba zastanawiać się od czego inne są te Brzmienia? Na pewno nie prezentują muzyki zbytnio trudnej, ani zupełnie nieznanej. Nie uciekają też od mainstreamu, nie kierują się ideologia antykomercyjną. Nawet prezentacja spektakli nie jest czymś nadzwyczajnie odmiennym. Inne Brzmienia miały teraz nostalgiczną i dobrze wykonaną "Ukrainność" w reżyserii Magdaleny Warzechy, ale teatr na festiwalach muzycznych to dziś coraz popularniejszy trend.

"Poprzez łączenie artystów z różnych gatunków muzycznych i różnej narodowości powstanie nowa jakość nieulegająca popularnym trendom, komercji i schlebianiu masowym gustom. Wbrew pozorom zapotrzebowanie na oryginalne, ambitne propozycje o dużej randze artystycznej jest ogromne", określił kiedyś ideę Mirek Olszówka na stronie festiwalu. Dziś coraz trudniej stwierdzić, na ile ta idea pokrywa się z rzeczywistością, i na ile w momencie powstawania miała szanse na urzeczywistnienie.

Inną przyczyną lokalności widowni mogą być wymienione wcześniej statusy zespołów: na coraz trudniejszym rynku koncertowym o widza trzeba walczyć najświeższymi ciekawostkami, jak OFF, bądź największymi graczami, jak Open’er.

Przed koncertem Gurtu prezydent Krzysztof Żuk zadeklarował przyszłoroczne poparcie finansowe dla festiwalu. Inne Brzmienia będą więc próbowały walczyć o odbiorcę za rok. Zobaczymy, czy będzie to wygrana wielkości szóstki w "totka" za sprawą pozalubelskich fanów festiwalu, czy nagroda pocieszenia w postaci tłumów lublinian.

W komentarzach czekamy na Wasze opinie na temat obecnej kondycji festiwalu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski