Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Polityka" i Patryk Vega. Piotr Zaremba: Gdzie są granice wolności

Piotr Zaremba
Piotr Zaremba, publicysta
Piotr Zaremba, publicysta fot. Bartłomiej Ryży
W filmach już dawno odstąpiono od podziału postaci na tylko dobre lub tylko złe. Często też ci źli stają się ofiarami. Czasem reżyser sugeruje, że to słuszne i mamy się nie przejmować losem czarnych charakterów. A czasem nagle zmienia wymowę tego, co przed chwilą widzieliśmy.

Przypomniało mi się to przy okazji starcia między wypuszczonym kilka tygodni temu z aresztu Bartłomiejem Misiewiczem, a reżyserem Patrykiem Vegą. Misiewicz to jeden z symboli arogancji obozu „dobrej zmiany”, sobiepaństwa jej polityków (w tym przypadku Antoniego Macierewicza), stawiania na ludzi niefachowych, którym do głowy uderzyła woda sodowa. Nie dziwię się, że skoro powstaje film „Polityka” pokazujący karykaturę obecnego rządu i obecnego stylu rządzenia, musiał się tam znaleźć. Skądinąd nikt nie próbował w Polsce takiej karykatury w skali 1:1. Na mój gust zbyt to doraźne i kabaretowe. Ale Vega odznacza się tym, że nie kręci filmów pod mój gust.

Tyle że we fragmentach promujących film pojawiają się sceny wychodzące poza to, co znaliśmy z prasy. Misiewicz to według tych obrazków narkoman, a co więcej, młody człowiek robiący karierę poprzez romans z przełożonym, czyli Macierewiczem właśnie. Pojawiały się już na ten ostatni temat aluzyjne żarciki w kabaretowym cyklu „Ucho Prezesa”. Ale było to na zasadzie dość abstrakcyjnego zdziwienia słabością polityka pozującego na twardziela względem swego protegowanego. Tu wszystko zdaje się być mówione wprost. Na jakiej podstawie?

Misiewicz zażądał nie tylko miliona złotych, ale i zablokowania filmu w trybie zabezpieczenia powództwa. Vega natychmiast zareagował oskarżając PiS o wypuszczenie młodego człowieka z aresztu tylko po to, aby szkodzić jego dziełu. Decyzję podjął sąd, prokuratura, pozostająca w rękach tego rządu, do końca się sprzeciwiała. Ale powiedzieć można wszystko. Zwłaszcza promując - bardzo przemyślnie - własny film.

Vega zrobi co zechce. Nie przejmował się pogardą liberalnego establishmentu, nie przejmie się skargami prawicy

Bogdan Rymanowski zaprosił do studia Polsatu Misiewicza, a następnego dnia Vegę. Ten pierwszy, odchudzony o 25 kilo po miesiącach odsiadki, po prostu się skarżył. Ten drugi… Cóż, takiego pokazu arogancji próżno szukać w polskich mediach, choć zdawałoby się, że wszystko już one widziały. Pozujący na rzecznika racji ludu filmowiec oznajmił nonszalancko, że jego zegarek kosztuje dwa razy więcej niż pozew Misiewicza. Jak widać jest coś takiego jak buta polityków, ale nie mają oni na nią monopolu.

Vega nie poprzestał na tym. Jego drwiny dotyczyły domniemanego gejostwa jego antagonisty. Reżyser pytał, czy Misiewicz uprawiał w areszcie bierny seks i czy zajdzie w ciążę. Kiedy dziennikarz przytoczył mu skargę bohatera „pikantnych scen”, że nie chciałby, aby taką „prawdę” o nim oglądały w przyszłości jego dzieci, usłyszał, że nie wiadomo, czy były współpracownik Macierewicza będzie miał w ogóle dzieci.

Miałem wrażenie widowiska okrutnego, nie mającego nic wspólnego z elementarnym szacunkiem wobec ludzkiej godności. A posiada ją także osoba podejrzana o popełnienie przestępstwa - o czym przypominali obrońcy rzecznika praw obywatelskich, kiedy ten upomniał się o domniemanego mordercę źle potraktowanego podczas zatrzymywania.

Co ciekawe, Vega nie przeczył, że pokazał w filmie Misiewicza. Zapewniał, że ma materiały potwierdzające taki obraz tej postaci. Równocześnie jednak zasugerował prawniczą gierkę dotyczącą poszczególnych scen, dowodząc, że niektóre sytuacje niekoniecznie wyglądają w filmie tak, jak wynikałoby z tych fragmentów. Kiedy Rymanowski pytał go o możliwość zablokowania filmu, reżyser powtórzył zapowiedź pokazania go w internecie. Twierdził, że nie podlegałby wtedy wyrokowi polskiego sądu, bo korzystałby z pośrednictwa chińskich serwerów. I to akurat możliwe. Istnienie trudnej do uregulowania sieci tworzy niejedną lukę prawną.

"Polityka" RECENZJE Nowy film Patryka Vegi w kinach! Kto jes...

Oczywiście pozostaje kwestią otwartą, czy taka forma rozpowszechniania filmu byłaby zgodna z interesem filmowca, który chce przede wszystkim zarobić - na kolejny zegarek chociażby. Na razie jest to gra, przy okazji nadal promująca „Politykę”. Nasuwają się uwagi dodatkowe.

Vega zrobi, co zechce. Nie przejmował się pogardą i krytyką liberalnego establishmentu, nie przejmie się skargami prawicy. Tym niemniej ja bym jednak oczekiwał jakiejś refleksji elit, także tych, co Misiewicza nie lubią, i zresztą mają za co. Dziś on, jutro każdy, można by rzec.

Na razie mamy do czynienia z czymś dokładnie odwrotnym - z podwójnymi standardami godnymi Kalego. „Gazeta Wyborcza” rozpaczliwie przestrzega przed emisją w TVP filmu „Solid Gold”, który odwołuje się do afery Amber Gold. Jest obawa, że zostanie on wykorzystany do propagandy przeciw Platformie Obywatelskiej. Sytuacja jest inna niż w przypadku filmu Vegi, bo takiej emisji nie życzą sobie sami twórcy filmu, z reżyserem Jackiem Bromskim na czele. Ale z punktu widzenia widza nic się nie zmienia. I tu i tam mamy wizję wykorzystania dzieła artystycznego w kampanii politycznej, w najbardziej elementarnym sensie.

Vega raz ogłasza, że wpłynie na wynik wyborów - w domyśle przeciw PiS. Innym razem, choćby u Rymanowskiego, zapewnia, że bije w cały świat polityki. W zajawkach pojawił się też karykaturalny portrecik Grzegorza Schetyny. Powtórzę, on zrobi, co zechce, chyba że przeszkodzi mu sąd. Ale przykro jest patrzeć na opozycyjną inteligencję, która w przypadku „Solid Gold” leje krokodyle łzy. W przypadku Vegi sekretnie się cieszy. A nuż, widelec rękami „tego prostaka” da się coś zrobić Kaczyńskiemu i jego wstrętnej partii.

Miałem wrażenie widowiska okrutnego, nie mającego nic wspólnego z szacunkiem wobec ludzkiej godności

Refleksja druga dotyczy domniemanego wyroku sądu. Praktyka bardzo ograniczyła ochronę wizerunku osób publicznych. Sam strasburski trybunał pozwolił nazywać ich idiotami w jednym z wyroków. Ale czym innym jest natrząsanie się z nich w kontekście ich działalności, czym innym prawo wdzierania się w ich życie prywatne, ba kreowanie na ten temat oszczerstw. To już się stało, taka była wymowa tych zajawek, niezależnie od tego, co tak naprawdę jest w scenariuszu „Polityki”. Najbardziej liberalna wersja twórczych wolności nie odrzuca - na razie - ochrony człowieka przed zniesławieniem. Nawet jeśli przyjmiemy - ja nie przyjmuję - prawo do jego obrażania.

Ja nie przyjmuję, ba jestem za ochroną prawa choćby dla uczuć religijnych, staję się więc dinozaurem w świecie coraz bardziej wolnej amerykanki. W tym przypadku liczę jednak, że sąd spróbuje przynajmniej dociec prawdy. Pokazujesz kogoś realnego, stawiając mu zarzuty, masz na te zarzuty papiery. Granicą wolności jest jednak krzywda drugiego człowieka. Niedawno „Wyborcza” z triumfem obwieściła, że prawicowy radny musiał zgodnie z wyrokiem sądu odwoływać głupie pomówienie Tadeusza Mazowieckiego, iż współpracował on zaraz po wojnie z NKWD. Skoro tak dbacie o dobre imię zmarłych bliźnich (słusznie), ujmijcie się za żywym Misiewiczem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: "Polityka" i Patryk Vega. Piotr Zaremba: Gdzie są granice wolności - Portal i.pl

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski