Praca w Lublinie i woj. lubelskim. Koniec rynku pracownika. „To co było, już nie wróci”

Od początku pandemii w najgorszej sytuacji znaleźli się pracownicy hoteli, gastronomii, sprzedaży i bezpośredniej obsługi klienta. W kwietniu firmy z województwa lubelskiego zgłosiły w pośredniakach 2353 oferty pracy i aktywizacji zawodowej. O 404 mniej niż miesiąc wcześniej. Osoby poszukujące zatrudnienia pytają nie tyle o wysokość wynagrodzenia, co o stabilność pracy. Czy to oznacza koniec rynku pracownika?

- W czasach niepokoju przedsiębiorcy dokonują optymalizacji zatrudnienia, rezygnują z pracowników o zbędnych kompetencjach i inwestują w nowe technologie. Jedni tracą pracę, ale zyskują ją inni, bardziej przydatni w nowych warunkach

- wyjaśnia prof. Zbigniew Pastuszak, dyrektor Instytutu Nauk o Zarządzaniu i Jakości UMCS.

- To co było, już nie wróci. Przy stabilizacji gospodarczej, przed epidemią Covid-19, mieliśmy nadwyżkę ofert pracy. Rynek rósł dynamicznie, dzięki popytowi pompowanemu transferami społecznymi. Zatrzymanie gospodarki spowodowało, że przedsiębiorcy, którzy nie mieli oszczędności, byli zadłużeni, natychmiast wypadli z biznesu. Rynek oczywiście się oczyści. Nie będzie na nim najsłabszych. Wzrasta natomiast rola nowych usług - dodaje ekonomista. I wymienia: rosnąca liczba klientów sklepów internetowych i zapotrzebowanie na usługi kurierskie, wzrost zapotrzebowania na lekcje, szkolenia, usługi i produkty kupowane online. Zastrzega, że tak się dzieje zawsze, gdy zachodzą istotne zmiany w gospodarce.

Z drugiej strony, rzeczywista skala bezrobocia chyba nie jest tak wielka, skoro na wielu plantacjach brakuje rąk do pracy. Sytuacja rolników jest tak trudna, że odniósł się do tego minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski:

- Wystąpiłem z apelem do Polaków, którzy pozostają bez pracy, nie mają prawa do zasiłku, do młodzieży lub nauczycieli, którzy nie będą pracowali, żeby przez te kilka-kilkanaście dni popracowali u rolników

- oświadczył minister na antenie RMF FM.

Zamknięte granice utrudniają napływ pracowników zza wschodniej granicy. Dlatego nasi plantatorzy truskawek, malin i borówek zaczęli szukać chętnych wśród mieszkańców regionu. - Po ostatnich ogłoszeniach zgłosiło się do kilkunastu osób - przyznaje Dominika Kozarzewska, prezes Grupy Producentów Owoców „Polskie Jagody”. - Zainteresowanie jest niewielkie. Liczymy, że więcej osób zgłosi się w lipcu, kiedy odbywają się zbiory borówek. Cały czas otrzymujemy sygnały z Ukrainy, że tamtejsi obywatele są zainteresowani przyjazdem do Polski - dodaje prezes.

- Gospodarka nie znosi próżni. Na pewno nie wróci do poprzedniego stanu. Część stanowisk okaże się zbędna.

Przedsiębiorcy będą inwestować w nowe technologie, które umożliwią im uniknięcie kłopotów, spodziewanych w przyszłości, a z którymi mieli do czynienia w czasie epidemii - mówi prof. Pastuszak. - Pojawiła się nowa rzeczywistość. Przewiduję, że po epidemii pozostanie cała grupa nowych biznesów, które lepiej niż wcześniejsze będą korzystały z możliwości, które dają nowoczesne technologie teleinformatyczne i rosnące zapotrzebowanie na usługi społeczeństwa informacyjnego. Zyskają na tym osoby, które posiadają wysokie kompetencje cyfrowe i potrafią się odnaleźć w nowinkach technologicznych - wyjaśnia ekonomista.