Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezes Czarnecki to jest naprawdę równy gość

Tomasz Biaduń
Z Maciejem Bielakiem, rozgrywającym Startu Lublin, rozmawia Tomasz Biaduń.

Wrócił Pan do Startu po pięciu latach. Dużo się pozmieniało w klubie?

Na pewno jest lepsza organizacja, wszystko jest uporządkowane. Nie ma takiego chaosu jak kiedyś, a sytuacja wydaje się być opanowana. Zresztą to widać. W końcu w ostatnich latach Start się jakoś odbudował i awansował do pierwszej ligi. Jest też nowy prezes, który jest fajnym i równym gościem.

Dlaczego zdecydował się Pan na powrót do Lublina?

To prosta kwestia. Urodziła mi się córeczka i innego wyjścia nie miałem. Chciałem być jak najbliższej rodziny, a dojeżdżanie przez cały rok z Tarnobrzega byłoby zbyt uciążliwe. W Lublinie mieszka na stałe moja narzeczona i musiałem zdecydować się na powrót.

Czy odczuwa Pan jeszcze skutki poważnej kontuzji sprzed roku?

Nie czuję już żadnego bólu fizycznego ani psychicznego. Nie mam zahamowań przed wzięciem na siebie większych obciążeń. Ale to dzięki temu, że bardzo dobrze przebiegła moja rehabilitacja. Trwała ona ledwie trzy miesiące. To ponad dwa razy krócej niż u innych w tego typu kontuzjach (Bielak zerwał więzadła krzyżowe i uszkodził łękotkę boczną w kolanie - red.). Stało się tak dzięki temu, że zoperowano mnie w nowatorski sposób, inną metodą niż dotychczas. Byłem królikiem doświadczalnym. Wszystko potoczyło się wzorowo i już po niecałych trzech miesiącach mogłem zacząć powoli biegać i trenować.

Jaką widzi Pan dla siebie rolę w drużynie?

Na ten temat nie rozmawiałem jeszcze z trenerem, więc nie jestem w stanie nic Panu powiedziec. Sam sobie tej roli nie określę. Proponuję spytać szkoleniowców. Ja z pewnością przyjmę to, co oni mi za oferują. Nie po to podpisywałem tutaj kontrakt, aby teraz narzucać jakieś dodatkowe warunki.

Michał Marciniak nie chciał wrócić razem z Panem?

Chyba nie. Jemu jest bardzo dobrze w Tarnobrzegu i myślę, że jeszcze jakiś czas tam pobędzie. W Siarce dobrze płacą za grę i ta kasa odpowiada Motylowi. Myślę, że zakotwiczył się na Podkarpaciu na dłużej i pogra tam dotąd, dopóki będzie gdzie grać i dopóki będzie istniał klub.
Skład Startu jest już pewny. Jest zdecydowany lider, są doświadczeni zawodnicy, są gracze zadaniowi, każda pozycja wydaje się dobrze obudowana. Na co stać tę drużynę?

Wszystko wyjdzie w praniu. Jedno jest tylko pewne. Nie będziemy walczyć o utrzymanie. Skład, którym dysponujemy, sprawia, że możemy bić się się o wyższe cele. Chcemy zająć jak najlepsze miejsce w czołowej ósemce, a w pierwszej kolejności w ogóle się do niej zakwalifikować. Może to być choćby i ostatnia lokata premiująca awans. Przykład Stali Stalowa Wola z poprzedniego sezonu pokazuje, że można wiele zwojować nawet z niskich pozycji (Stal awansowała do play-off z ósmego miejsca i wywalczyła promocję do PLK - red.).

Jak przyjęli Pana koledzy z drużyny? Wiadomo, że wzmocnił Pan rywalizację w drużynie, więc reakcje mogły być różne.

Nie ma żadnych scysji, jeśli o to chodzi. Znamy się z chłopakami bardzo dobrze. Co prawda nie znam jeszcze kilku młodych, ale to tylko kwestia czasu. Rywalizacja między nami będzie wyłącznie sportowa, żadnego dokuczania ani podstawiania nóg nie będzie. Trenerzy rozstrzygną o tym, kto ma grać.

Czuje się Pan na siłach pociągnąć grę drużyny w trudnych chwilach?

Myślę, że w przypadku gorszego dnia Tomka Celeja, który jest niekwestionowanym liderem, każdy z nas jest w stanie to zrobić, także ja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski