Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Profesor Ryszard Bugaj: Zrobiliśmy krok w kierunku standardów putinowskich

Dorota Kowalska
Dorota Kowalska
Bartek Syta/Polska Press
Dziś zrobiliśmy krok w kierunku takich standardów, gdzie polityka jest swego rodzaju biznesem, działem usług dla ludzkości, w którym usługodawcy, jeśli tylko mogą, to oszukują na wszystkie możliwe sposoby. To sytuacja gorsza niż ta, która była po 1989 r. - mówi prof. Ryszard Bugaj, ekonomista, były polityk Unii Pracy

Jakie pan miał odczucia, słuchając taśm Daniela Obajtka?
W tej chwili to nie są już tylko taśmy, to cała masa informacji, które świadczą o tym, że działalność tego dżentelmena jest, delikatnie mówiąc, skoncentrowana na jego majątku. To jest nieprawdopodobne, żeby w tak krótkim czasie człowiek, który - powiedzmy sobie to wyraźnie - nie startował z żadnym zasobem ani intelektualnym, ani, nie wiem, nawet towarzyskim, tak szybko zgromadził tak wielki majątek. On mi troszeczkę przypomina, niestety, taką historyczną już postać literacką - Nikodema Dyzmę. Przykro mi to mówić, dlatego, że wiązałem z Prawem i Sprawiedliwością nadzieje, że jest to partia, która będzie się pilnować „standardów”, która będzie swoich działaczy, sympatyków, chcących wykonywać skoki w bok, biła po łapach. Natomiast ta sytuacja przypomina mi słynny artykuł „Czerwona pajęczyna” w gazecie, która już się nie ukazuje, w „Życiu”.

I o czym był ten artykuł?
Artykuł opisywał pewne Towarzystwo Ubezpieczeń, w którym główne stanowiska zajęły żony polityków Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Ale wskazywał także na inne okoliczności. Ten tekst zrobił wtedy duże wrażenie na opinii publicznej. Był też wielkim problemem samego SLD. Ale kiedy spojrzeć z dzisiejszej perspektywy na wtedy przywołane fakty i porównać je z tymi, które dzisiaj są ujawniane, to nie jest lepiej - jest gorzej. Jest gorzej również na tle „przypadków” Platformy.

Bo pan Objatek to nie tylko niejasne pochodzenie majątku, to także podejrzenie o składanie fałszywych zeznań przed sądem i prowadzenie działalności gospodarczej w czasie pełnienia funkcji wójta Pcimia, to apartament w Warszawie kupiony po bardzo atrakcyjnej cenie, o milion złotych mniejszej niż ta pierwotna, prawda?
No właśnie, no właśnie, no właśnie! Jest też oskarżenie prokuratury, potem wycofane, dotyczące współdziałania z lokalną mafią. Żenujące, po prostu żenujące!

Myślę, że pan Obajtek może być problemem dla polityków Prawa i Sprawiedliwości. Wprawdzie ci bagatelizują sprawę, mówią, że to sprawny, zdolny biznesmen i ciężko zapracował na swój majątek, ale gdzieś tam pewnie czują, że to źle wygląda.
Mnie się wydaje, że politycy Prawa i Sprawiedliwości popełniają bardzo poważny błąd. Powinni zachować się tak, jak zachował się swego czasu Donald Tusk przy sprawie związanej z panem Chlebowskim. Zareagował natychmiast, usunął go, podjął inne decyzje personalne. To mu i tak zaszkodziło, ale, moim zdaniem, zaszkodziło jemu i Platformie Obywatelskiej znacznie mniej, niżby zaszkodziło, gdyby próbowali sprawę zamieść pod dywan. Dzisiejsza sytuacja PiS jest trochę inna. Poparcie dla PiS jest ugruntowane na trochę innych przesłankach, ale mnie się wydaje, że - to widać już w sondażach, od pewnego czasu - choć opozycja robi wiele, żeby PiS nie przegrało wyborów, to jednak ta partia traci poparcie. Odpływ sympatyków Prawa i Sprawiedliwości jest nieuchronny. Chyba że nastąpi jakiś gwałtowny zwrot akcji w postaci albo jakichś głupstw, które jeszcze zrobi opozycja, albo jeśli okaże się jakimś cudem, że zarzuty w stosunku do pana Obajtka są w znacznej części niezgodne z faktami, co wydaje się całkowicie nieprawdopodobne.

Tylko myślę sobie, że PiS ma trochę inny problem z panem Obajtkiem. Pan Obajtek, jak głoszą plotki, miał zastąpić Mateusza Morawieckiego na stanowisku premiera. Jarosław Kaczyński mówił o nim w samych superlatywach, wydawało się, że prezes Orlenu jest pupilem prezesa.
Oczywiście, oczywiście, tylko wie pani, Kaczyński mógłby liczyć na wybaczenie przez opinię publiczną, gdyby się zdecydowanie od niego odciął i, rzeczywiście, zrobił jakiś porządek. To by mogło pociągać koszty dla Prawa i Sprawiedliwości i wewnętrzne konflikty w partii, ja tego absolutnie nie neguję, ale myślę, że to by było prawdopodobnie dobrze przyjęte przez wyborców. Był taki moment, przed mniej więcej pół rokiem, może trochę krócej niż przed pół rokiem, kiedy Kaczyński złożył ustawę w sprawie zwierząt. Mnie się wtedy wydawało, że on dokonuje pewnego kroku, który będzie początkował taki strategiczny zwrot bardziej w kierunku centrum. Moim zdaniem, miał wtedy szanse nie tylko ocalić poparcie ogromnej części elektoratu Prawa i Sprawiedliwości, ale pozyskać trochę sympatyków albo ludzi niezdecydowanych, którzy uznawali, że nie mają na kogo głosować. No, ale poszedł w drugą stronę. Poszedł w kierunku takich decyzji, powiedziałbym, trochę prowokacyjnych. Taką decyzją prowokacyjną jest kandydat na rzecznika praw obywatelskich, taką decyzją „prowokacyjną” był obecny minister edukacji. Może on nie będzie taki straszny, jak przewidują ci, którzy go krytykowali przedtem, ale przecież dał wcześniej dowody, że jest prawicowym radykałem. I w tę stronę poszedł Kaczyński.

A dlaczego, pana zdaniem?
Nie wiem. Przyznaję uczciwie, że nie wiem. W każdym razie myślę, we mnie to rodzi obawę, że nie jest z nim najlepiej, z jego zdolnościami politycznymi nie jest najlepiej. Chociaż w przeszłości wcale nie było zawsze tak dobrze. Proszę sobie przypomnieć zwrot, którego dokonał Kaczyński za czasów pierwszych rządów PiS, kiedy nagle przygarnął najbardziej ekstrawagancką liberałkę, mówię o pani Zycie Gilowskiej. To był zwrot, taki troszeczkę, jak w przypadku Obajtka. Kaczyński został zahipnotyzowany jakimiś takimi, powiedziałbym, drobnymi zdarzeniami. I tutaj jest, niestety, podobnie.

Daniel Obajtek broni się i twierdzi, że chce, aby CBA zbadało legalność jego majątku do 2021 roku. Co to oznacza, pana zdaniem?
Mam wrażenie, że to pierwszy sygnał, iż PiS będzie się chciało wycofać z walki o Obajtka. To może być trochę taka sytuacja, jaka była z szefem Najwyższej Izby Kontroli, z Marianem Banasiem, którego też przecież na początku broniono jak niepodległości. A potem uznano, że trzeba coś z nim zrobić. Teraz PiS najpierw uznało, że sprawa przyschnie. Więc trzeba po prostu przeczekać. Ale w czasie wyborów, kampanii wyborczej to zostanie przypomniane.

Dla wyborów zwykłych Polaków to trochę żenujące, bo widzimy cały czas jakieś afery i one wszystkie mają związek z pieniędzmi. Widzimy polityków, którzy poszli do polityki tylko po to, aby się dorobić. To wygląda naprawdę bardzo źle, nie uważa pan?
Tak, to prawda, to wygląda bardzo źle. Moim zdaniem, to poważne zagrożenie dla demokracji. Jeżeli stosunki demokratyczne kreują taki rynek polityczny, jaki mamy w Polsce, to fatalnie. Ale nie tylko w Polsce, bo to jest problem w innych krajach także. Niedawno skazano we Francji byłego prezydenta Sarkozy'ego, ma wyrok nawet po części bez zawieszenia. W różnych innych krajach takie sytuacje się zdarzają, ale to nie powinno nas pocieszać. Tutaj zrobiliśmy krok w kierunku standardów, niestety, putinowskich, to znaczy takich, gdzie polityka jest swego rodzaju biznesem, działem usług dla ludzkości, w którym usługodawcy, jeśli tylko mogą, to oszukują na wszystkie możliwe sposoby. To sytuacja gorsza niż ta, która była po 1989 roku. Ja, człowiek, który spiskował trochę w czasach komunistycznych „na czerwonej kanapie”, a więc byłem trochę wśród ludzi, którzy odeszli z PZPR wcześniej (rewizjoniści), gdy wszedłem do Sejmu, byłem otwarty na tamtą - PRL-owską - stronę. No, ale jak ich zobaczyłem, to mi się odechciało. I ta demoralizacja najpierw była tam, to nie przypadek, że najpierw była sprawa Rywina, a teraz przychodzą sprawy Banasia czy Obajtka. Jeżeli to się będzie utrzymywać, to trzeba zdać sobie sprawę z tego, że ludzie mogą zapytać: „Po co nam taka demokracja?”.

Ale wydaje mi się, że na przełomie lat 80. i 90. jednak spora grupa osób szła do polityki nie po to, żeby się dorobić, ale po to, żeby zmieniać Polskę, żeby nam wszystkim żyło się lepiej. Nie ma pan takiego wrażenia?
Mam takie wrażenie i mogę to zilustrować przykładami konkretnych ludzi. Dla mnie z tego punktu widzenia przykładem świetlistym jest Tadeusz Mazowiecki. W czasach opozycyjnych bywałem u niego w domu na ul. Marszałkowskiej, w takim obskurnym, gierkowskim budynku, w bardzo skromnym mieszkanku. Kiedy przestał być premierem i dostał mieszkanie, to było też mieszkanie, powiedziałbym, rozsądne w każdym razie. W mieszkaniu Obajtka, które ten kupił ze swoją partnerką, takie mieszkania Tadeusza Mazowieckiego zmieściłyby się trzy. I jeszcze jeden przykład chcę przytoczyć, taki anegdotyczny, który mnie poruszył. Nie znałem bardzo blisko marszałka Sejmu Wiesława Chrzanowskiego, ale pamiętam czas, kiedy byłem u niego w domu kilka razy, jeszcze w czasach opozycyjnych: na ścianach wisiały obrazy przodków, a w kuchni na stole leżała cerata. Kiedy byłem u niego później, kiedy był już marszałkiem Sejmu, ta cerata dalej na tym stole leżała.

Ale z czego to się brało: inni byli ludzie? Inne były czasy?
Rzeczywiście, to byli ludzie, którzy mieli jakieś poczucie misji, im o coś chodziło. Uważali, że pewne cele muszą zrealizować, nie byli skoncentrowani na osobistych sprawach. Przestrzegali pewnych zasad. To dotyczyło, rzeczywiście, sporej grupy ludzi. Także tych nieco dalej od świecznika.

A teraz ludzie idą do polityki, żeby się ustawić, tak?
Mnie się zdaje, że teraz polityka stała się działem usług dla ludności, jak już mówiłem, świadczonych na takich warunkach: zobaczymy, co kupią. Trwa wyścig o to, jak oszukać wyborców. Przeczytałem pracowicie programy partyjne przed poprzednimi wyborami parlamentarnymi - to jest wyścig populizmu ze wszystkich stron. Tam jest populizm, powiedziałbym, jedyną bronią, jaka jest przyjmowana. Ścigają się na przykład w tym, ile procent dadzą na służbę zdrowia. Jedni siedem, inni siedem i pół, teraz wszystkich przelicytował Strajk Kobiet, bo podał, że powinno być dziesięć.

Dobrze, tylko już teraz politycy nie cieszą się szacunkiem Polaków, ale to może doprowadzić do sytuacji, w której powiedzą tak: „Ale po co właściwie iść do wyborów? Którzy by nie wygrali, będą kraść i napychać własne kieszenie?”.
Tak może się stać, to prawda. Ale mam jedno zastrzeżenie do tej oceny: mianowicie niech pani zwróci uwagę na zachowanie kibiców piłkarskich. Rywalizacja, która jest prosta, która sprowadza się do stwierdzenia: jeden albo drugi, ona przyciąga znaczną część ludzi. I dlatego, mimo że jakość polityki się pogorszyła, że alternatywy merytoryczne w dużym stopniu nie istnieją, nie zostały sformułowane, to przecież w ostatnich wyborach frekwencja się poprawiła, a nie zmniejszyła. Ale, oczywiście, może nadejść moment, w którym może nastąpić punkt zwrotny i spodziewam się, że on nastąpi. Już to widać w sondażach, że ludzie odchodzący od PiS nie tyle idą do konkurencji, co obiecują, że zostaną w domu. A jeśli już idą do konkurencji, to do takiej, o której nic nie wiedzą, czyli do pana Hołowni. Z wielkim wysiłkiem próbowałem sobie zrekonstruować tożsamość partii Polska 2050 - nie potrafię tego zrobić. Myślę, że oni też stają do wyścigu jako jeszcze jedna partia, która chce zmontować poparcie tylko dlatego, że dotychczas nie rządziła.

Wracając jeszcze do pazerności władzy, osobiście już słyszę takie przemyślenia ludzi, że tak naprawdę po ośmiu latach w polityce, po dwóch kadencjach w Sejmie, tacy politycy PiS mogą się ustawić na całe życie.
No tak, jeśli są blisko związani z rządzącą partią, to nie ulega wątpliwości. Jest też coś, czego się nie spodziewałem, muszę przyznać, ale taki krok zrobiono w kierunku bliskim samej władzy. Niech pani spojrzy na ten wpadek, który stał się bardzo głośny ze względu na panią Szydło. Ona na weekendy do domu latała dużym, specjalnym samolotem, a na miejscu, na lotnisku w Krakowie, czekała na nią ekipa kilku luksusowych samochodów, która odwoziła ją do domu. W poniedziałek przeczytałem w „Gazecie Wyborczej” o praktykach premiera Marka Rutte’ego w Holandii, który jeździ do pracy na rowerze. Ja nie chcę, żeby nasi jeździli na rowerze. Ale premier Rzeczpospolitej Polskiej ma na ul. Parkowej gigantyczną willę do swojej dyspozycji - to niech małżonek wsiądzie w samochód i przyjedzie, jak się chcą spotkać.

Myśli pan, że jak ludzie dochodzą do władzy, to tracą poczucie wstydu? Przyzwoitości?
Nie wszyscy tracą. To było trzymane w pewnych ryzach do pewnego momentu. To, moim zdaniem, zaczęło się zmieniać w okresie rządów Platformy Obywatelskiej. Bo przecież Tuskowi też zarzucano, że na weekendy lata do domu samolotami. Praktyki ministra Nowaka też były dość znane, oszczędności budżetowe nie były w nich najważniejsze. Potem to już poszło. Przez długi czas był problem zakupu nowych samolotów, PiS je kupiło. Przez dłuższy czas był problem niewystarczającego rzekomo parku samochodowego. PiS kupuje samochody na dużą skalę i to w sytuacji, kiedy są powody, aby nie tylko w budżecie wydawać pieniądze, ale i je oszczędzać.

I do czego to wszystko prowadzi, pana zdaniem?
Obawiam się, że będzie niedobrze. Nie chcę już PiS przy władzy i jeżeli to ode mnie by zależało, to PiS przegrałoby te wybory. Ale, mój Boże, mam świadomość, czego można się spodziewać po opozycji. Obecnej opozycji, która, mogłaby wygrać. Jakoś nie potrafię tęsknić za zamianą Morawieckiego, trudno powiedzieć, żebym go popierał jako premiera, ale trudno mi tęsknić za zamianą jego na pana Budkę. To jest zamiana, która będzie mało satysfakcjonująca. A do tego dojdzie silna, populistyczna presja ze strony - jeżeli ono będzie przegrane w tych wyborach - PiS, które będzie miało siłę, aby się sprzeciwiać. Więc obawiam się, że czekają nas czasy takiego fatalnego impasu. Powtarzam z uporem od dłuższego czasu, że obawiam się scenariusza włoskiego, gdzie w którymś momencie odsunięci zostali od władzy chadecy i socjaldemokraci i można się było spodziewać, że nastąpi sanacja. Nie nastąpiła, przyszedł Berlusconi i Włosi mają problemy od dłuższego czasu. To są problemy także gospodarcze. Tak się kołyszą z jednego boku na drugi. To nie jest system autorytarny, oczywiście. Nie spodziewam się zresztą, żeby w Polsce - także w przypadku kontynuacji rządów PiS - ukształtował się twardy system autorytarny, ale spodziewam się takiego właśnie impasu, który uniemożliwia korzystne, stabilizujące, satysfakcjonujące zmiany.

Ale w Zjednoczonej Prawicy mocno trzeszczy. Zachowania i Jarosława Gowina, i Zbigniewa Ziobry świadczą o tym, że panowie mają w wielu kwestiach zupełnie inne zdania niż prezes Kaczyński. Myśli pan, że Zjednoczona Prawica dotrwa do końca tej kadencji?
Wydaje mi się to mało prawdopodobne, ale nie wykluczyłby tego. Weźmy tę sprawę, którą podnosi Solidarna Polska, związaną z decyzjami UE dotyczącymi Funduszu Odbudowy. Ze strony opozycji płynie taka narracja, że właściwie te pieniądze nam Unia darowuje. Więc oczywiście, że trzeba wziąć te pieniądze, przecież nam dają. No, te pieniądze nie są darowane. To są pieniądze, które trzeba będzie spłacić, partycypować w ich spłacie. Czy będzie to dla Polski korzystne? Moim zdaniem, tak. Tym bardziej że jest jeszcze problem zachowania solidarnego wobec krajów, dla których te pieniądze są niesłychanie ważne, znacznie ważniejsze niż w przypadku Polski. Bo są kraje, które na pandemii ucierpiały znacznie bardziej, takie jak Hiszpania na przykład. Ale trzeba by było o tym poważnie rozmawiać, a te kwestie zostały sprowadzone do takiej dzikiej przepychanki.

Powiedział pan: mało prawdopodobne, że Zjednoczona Prawica dotrwa do końca kadencji?
Tak, mało prawdopodobne, że dotrwa do końca kadencji.

I co wtedy? Przedterminowe wybory?
Muszą być wtedy przedterminowe wybory. Cudów nie ma. Myślałem zresztą, że, poczynając od tej decyzji, o której wspomniałem, Jarosława Kaczyńskiego w sprawie zwierząt, że to będzie potencjalnie prowadzić do wcześniejszych wyborów, ale już z innym usytuowaniem głównych aktorów. On się z tego ewidentnie wycofał - jedno i drugie jest niespójne. Doszły zatem decyzje dotyczące przerywania ciąży. Krótko mówiąc, zrezygnował z tego kroku w stronę centrum i poszedł w kierunku radykalnej prawicy. Dlaczego? Nie potrafię tego wyjaśnić.

Gdyby przedterminowe wybory odbyły się dzisiaj, to z sondaży wynika, że opozycja by je wygrała. I co wtedy?
Wygrałaby opozycja, ale ona jest tęczowa i nie ma wspólnego poglądu, a poza tym, kiedy patrzę na krytykę przez opozycję działań rządu w sprawie pandemii, to mam mieszane uczucia. Oczywiście, rząd popełnia błędy, ja tego absolutnie nie neguję, ale te błędy popełniają rządy we wszystkich krajach. Moglibyśmy zapytać, czy mielibyśmy szansę powtórzyć scenariusz, który realizuje się w Izraelu, bo tam - wydaje się - mamy rzeczywiście sukces. Ale warunki wyjściowe tego sukcesu były nieporównywalnie lepsze niż te, na które my mogliśmy liczyć. Więc taka narracja, że wszystko jest źle, nie jest zbyt mądra. Jeśli wybory byłyby szybko i opozycja przejęłaby władzę, to nowy minister (pewnie Arłukowicz) niekoniecznie odniesie lepszy rezultat. Może odnieść jeszcze większą porażkę. Ze wszystkimi tego następstwami dla nastrojów społecznych, dla decyzji i zachowań ludzi.

Z tego, co pan mówi, w polityce nie czekają nas szczęśliwe czasy?
Chyba nie. Obawiam się, że nie.

W czwartek rano ma zostać ogłoszona decyzja o wprowadzeniu w Polsce całkowitego lockdownu. Wprowadzenie kolejnych obostrzeń na Wielkanoc zapowiedział we wtorek premier Mateusz Morawiecki - mają obowiązywać tydzień przed świętami i tydzień po świętach. - Musimy tę trzecią falę zdusić, dlatego będziemy w najbliższym czasie wdrażać kolejne obostrzenia, kolejne rygory, które będą obowiązywały przez dwa tygodnie: tydzień przed świętami i tydzień po świętach - powiedział premier.- Niemcy, Czesi, inne kraje wprowadzają nowe obostrzenia i my także najpóźniej w czwartek przedstawimy na kolejne dwa tygodnie pewne nowe obostrzenia - oznajmił premier Mateusz Morawiecki. -  Chcemy ubiegać ewentualne jeszcze gorsze trendy niż te, które są dzisiaj. Obyśmy się pomylili, oby za dwa, trzy tygodnie ta krzywa się wypłaszczyła, a później opadła. Ale na wszelki wypadek musimy być gotowi do scenariuszy jeszcze trudniejszych - dodał.Już wcześniej, ogłaszając obowiązujące od soboty obostrzenia, minister zdrowia Adam Niedzielski ostrzegał, że "jeżeli decyzje, które wdrażamy nie poskutkują, to kolejne kroki będą już typowym lockdownem, gdzie będziemy zamykać wszystko".Jakie będą kolejne kroki rządu? Na czym może polegać całkowity lockdown w Polsce? Zobacz na kolejnych slajdach, posługując się klawiszami strzałek, myszką lub gestami.Przejdź do kolejnego slajdu ---

Całkowity lockdown w Polsce od niedzieli? Premier potwierdza...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Profesor Ryszard Bugaj: Zrobiliśmy krok w kierunku standardów putinowskich - Portal i.pl

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski