- Obelgami sypał, jak z rękawa. Usłyszałem od niego, że "z gównem nie będzie rozmawiał". Choć dyrektor złożył rezygnację, lubelski ratusz przygotował w tej sprawie wniosek do prokuratury.
- Dotyczy możliwości popełnienia przestępstwa przez dyrektora DPS Betania. Musimy interweniować, bo zarzuty są poważne - powiedziała nam Katarzyna Mieczkowska-Czerniak, rzeczniczka prezydenta Lublina.
Podobno w placówce źle zaczęło się dziać już trzy lata temu, kiedy do pracy przyszła rehabilitantka, jak twierdził dyrektor "bardzo dobra specjalistka". - Moim zdaniem, ta pani nie nadaje się do pracy ze starszymi, chorymi ludźmi - przyznaje Elżbieta Walentyn, z-ca dyr. Betanii, obecnie pełniąca jego obowiązki.
- Ponieważ postawiłem się dyrektorowi, dostawałem do jedzenia ochłapy, resztki z kurczaka. Obiady rozdzielała jego "protegowana". Kiedyś odmówiłem przyjęcia takiego posiłku. Szarpał moim wózkiem inwalidzkim, darł się i wyzywał - twierdzi 79-letni mieszkaniec DPS-u, który skontaktował się z naszą redakcją.
- Dyrektor faktycznie upoważnił tę panią do pomocy przy wydawaniu jedzenia. To ona nakładała porcje. Zdarzało się, że nie wszystkim równe - potwierdza jeden z pracowników DPS-u, z którym wczoraj rozmawialiśmy.
Część mieszkańców twierdzi, że rehabilitantka stosowała wobec "nieposłusznych" podopiecznych nie tylko słowną, ale i fizyczną agresję. A dyrektor nękał tych, którzy ośmielili się mu przeciwstawić.
- Któregoś dnia stwierdził, że część zabiegów leczniczych, którym jestem poddawany, ma charakter kosmetyczny, więc ich nie potrzebuję. Za taki uznał m.in. zabieg stymulujący pracę mięśni brzucha przy pomocy prądów - opowiada inny pensjonariusz DPS.
Dlaczego pracownicy nie reagowali? - Bo się bali, cały czas się boją - usłyszeliśmy od jednego z nich. - Sama wiele razy zwracałam uwagę rehabilitantce, że nieodpowiednio się zachowuje, ale dyrektor był po jej stronie. Poza tym, mieszkańcy już kilka lat temu prosili o interwencję w lubelskim ratuszu. MOPR robił kontrole i nic. Co mogliśmy jeszcze zrobić? - pyta Elżbieta Walentyn. - W 2009 r. osobiście rozmawiałem z z-cą prezydenta Elżbietą Kołodziej-Wnuk, byłem u dyrektora MOPR-u. Nic się nie zmieniło - twierdzi wieloletni podopieczny "Betanii".
Była z-ca prezydenta Lublina nie chciała z nami wczoraj rozmawiać na ten temat. - Nie udzielę żadnego komentarza w tej sprawie - ucięła rozmowę Elżbieta Kołodziej-Wnuk.
Antoni Rudnik, dyr. Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie, potwierdza, że takie skargi od mieszkańców "Betanii" (m.in. na rehabilitantkę) zdarzały się już wcześniej. - Zawsze interweniowaliśmy, dyrektor był pouczany i zobowiązany do lepszego nadzoru nad pracownikami - tłumaczy Rudnik. - Z żadnym innym DPS-em nie było problemów, tylko z tym - dodaje.
Obecnie w "Betanii" mieszkają 133 osoby, większość to ludzie starsi, schorowani. Niektórzy o całej aferze dowiedzieli się dopiero z mediów i nie chcą komentować sprawy. Inni twierdzą, że odetchnęli z ulgą.
- Tu naprawdę pracują bardzo dobrzy specjaliści, oddani potrzebującym. Nie można ich karać za postępowanie jednej czy dwóch osób - mówi ze łzami w oczach Elżbieta Walenty, p.o. dyr. "Betanii". Mimo że "nie wyobraża sobie dalszej współpracy" z protegowaną dyrektora, rehabilitantka nadal jest pracownikiem DPS-u przy al. Kraśnickiej.
Jerzy Chojnowski nie ma sobie nic do zarzucenia. - To kłamstwa wyssane z palca - zapewnia. - Nie pozwolę się oczerniać!
Czytaj także:
Ratusz powiadomi prokuraturę o sytuacji w DPS-ie Betania
Dyrektor DPS Betania po skargach zrezygnował z pracy
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?