Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przed ogniem i po ogniu, czyli pacyfikacja wsi Sochy

Dr Paweł Sokołowski
Anna Janko w książce „Mała zagłada” pisze, że w Sochach, roztoczańskiej wsi położonej 3 km od Zwierzyńca, do dziś dnia czas dzieli się na dwie epoki: przed ogniem i po ogniu. Ów ogień oznacza pacyfikację, która miała tam miejsce we wtorek 1 czerwca 1943 r.

Akcja rozpoczęła się wczesnym rankiem około godz. 5.00, kiedy to specjalne oddziały szturmowe żołnierzy niemieckich z Zamościa (tzw. Sonderkommando tworzone przez Gestapo, Schutzpolizei, czyli policję porządkową oraz ukraińskich kolaborantów) otoczyły wieś. Ukształtowanie terenu ułatwiło Niemcom ukrycie się do ostatniego momentu – obsadzili oni zalesione zbocza doliny, w której leżą Sochy. Pacyfikacja została przeprowadzona w bestialski i barbarzyński sposób.

W dwa lata później tamte wydarzenia następująco opisała Kazimiera Świtajowa, świadek dramatu Soch: „Niemcy wpadali do mieszkań, zabijali ludzi i podpalali zabudowania. Domy zajmowały się jeden od drugiego, przerażeni ludzie uciekali, a wówczas bez wyjątku i bez litości zabijano mężczyzn, kobiety i dzieci. Zabijano kobiety w ciąży, niemowlęta przy piersi matek, dzieci uciekające z rodzicami. Niektóre z nich klękały błagając o darowanie im życia, ale to nie wzruszało dzikich oprawców”.

Ze względu na wczesną porę ludzie byli zaskoczeni i zerwani ze snu praktycznie się nie bronili. „Znalazł się jednak chłop – relacjonuje Świtajowa – który wyrwał Niemcowi karabin i ze straszliwą siłą i pasją roztrzaskał go o słup, a sam został zabity na miejscu przez drugiego Niemca”.

Rzeź trwała do około godz. 8.00. Wówczas oddziały niemieckie wycofały się ze wsi, a do akcji wkroczyło… 9 bombowców. Zrzuciły one kilkanaście bomb na sąsiadujące ze wsią pola, aby unieszkodliwić ukrywające się tam niedobitki. Ponadto samoloty zniżały lot i wystrzeliwały serie z karabinów maszynowych na bezbronnych ludzi, ukrytych w czerwcowym zbożu. „Od bomb i kul – zaznacza Świtajowa – znowu zginęło kilkanaście osób”.

Gdy samoloty odleciały, oddziały niemieckie opuściły okolicę, a ogień i dym przygasły, oczom ludzi z sąsiednich Szozdów, którzy przybyli na ratunek, ukazał się makabryczny widok. Z zabudowań malowniczej wsi pozostały dymiące zgliszcza (ocalały tylko trzy domy i dwie stodoły), a „wszędzie dookoła – opisuje Świtajowa – na drogach, w ogrodach, po polach, po lesie setki trupów”. Najbardziej przerażający był widok zwęglonych zwłok, bowiem Niemcy wrzucali ludzi żywcem w ogień.

W tym czasie we wspomnianych Szozdach przebywał porucznik Armii Krajowej Stefan Krzaczek ps. „Bruzda”. Był w grupie ludzi, którzy przybyli do Soch na ratunek. W 1945 r. tak relacjonował swoje wrażenia: „Musiałem odejść, gdyż nerwy moje nie mogły już dłużej znieść tego widoku. Nie każdy może spokojnie oglądać szeregi trupów mężczyzn, kobiet i dzieci”.

Szukano rannych. Części udzielono pomocy na miejscu, ciężko rannych zaczęto przewozić do szpitala w Biłgoraju. Łącznie odnaleziono 33 osoby ranne (później 7 z nich zmarło). W czasie poszukiwań znaleziono w zbożu martwą matkę, a obok niej dwoje żywych, 3-miesięcznych bliźniąt. Szybko odkrywano też kolejne makabryczne sceny. „Jedna z kobiet została postrzelona w ramię w chwili, gdy zasłaniała sobą męża, z różańcem w ręku prosząc, by go nie zabijano. Lecz to nic nie pomogło” – podkreśla Świtajowa. – „Przy trupach kobiet i mężczyzn znajdowano konwulsyjnie rączkami uczepione do nich dzieci, również martwe. Trup jakiegoś mężczyzny w pozycji na pół klęczącej obejmował drzewo. Niektóre trupy starszych gospodarzy trzymały w zaciśniętej kurczowo dłoni święty obrazek”.

Pochówki zmarłych w siedmiu zbiorowych grobach trwały kilka dni. Wiele rodzin wymordowano w całości. Precyzyjna liczba ofiar pacyfikacji Soch nie została ustalona i waha się od 181 do prawie 200 (zginęła niemal połowa mieszkańców wsi). W „Rejestrze miejsc i faktów zbrodni popełnionych przez okupanta hitlerowskiego na ziemiach polskich w latach 1939-1945” (Warszawa 1994) zamieszczono ustalone nazwiska 159 ofiar niemieckiego bestialstwa.

Pacyfikacja wsi Sochy uznawana jest za jedną z największych w trakcie wysiedlania przez Niemców ludności Zamojszczyzny. Ponadto Sochy są jedną z sześciu wsi w Polsce, którą zbombardowano podczas pacyfikacji. Dlaczego tak okrutny los spotkał tę roztoczańską wieś?

Pod koniec 1942 r. Niemcy zaczęli prowadzić akcje przeciwko polskim partyzantom. Zastraszano też ludność wiejską, czym chciano zniechęcić ją do udzielania pomocy partyzantom. Z kolei wsie, które udzielały wsparcia walczącym polskim oddziałom (np. Budy, Huta Dzierążyńska), traktowano niezwykle brutalnie, włączając w to pacyfikacje. Czy zatem mieszkańcy Soch pomagali partyzantom?

Potwierdza to relacja przywoływanej K. Świtajowej, która na pytanie, za co taki los spotkał wieś, odpowiedziała: „Zapewne za to, że udzielali czasem gościny polskim partyzantom przychodzącym z lasu”.

Na nieco inną przyczynę pacyfikacji Soch wskazuje wspomniany por. Stefan Krzaczek ps. „Bruzda”. Otóż w połowie maja 1943 r. w okolicy Zwierzyńca, Soch, Szozdów i Tereszpola pojawił się oddział 12 „partyzantów” nieznanego dowódcy. Ci „partyzanci” działali w 3-osobowych grupach i przemieszczali się tylko w ciągu dnia, a zajmowali się agitacją na rzecz Armii Krajowej (ponoć całkiem dobrze mówili po polsku, niekiedy tylko wtrącając pojedyncze słowa po niemiecku). Ich namowom uległ 20-letni młodzieniec z Sochów, który do tej „partyzantki” zwerbował jeszcze jednego ochotnika (obydwaj mężczyźni zaopatrzyli się w broń wymaganą przez spotkanych „partyzantów”). Jak się okazało, cała ta „partyzantka” była niemiecką prowokacją, której przewodził żandarm Lange z Zamościa. Pod koniec maja 1943 r. w walce w Józefowie zostało zabitych przez członków Armii Krajowej dwóch „partyzantów”-żandarmów, w tym Lange, trzeci zdołał uciec. Można sądzić, że również to wydarzenie mogło mieć wpływ na to, co 1 czerwca 1943 r. wydarzyło się w Sochach.

Wieść o bestialskiej pacyfikacji roztoczańskiej wsi odbiła się szerokim echem na Zamojszczyźnie. Szeroko komentowano ją także w prasie konspiracyjnej, jak i w raportach polskiego podziemia. W odwecie w nocy z 5 na 6 czerwca 1943 r. oddziały Armii Krajowej zaatakowały wieś Siedliska, zamieszkałą przez osadników niemieckich. Zabito wtedy 60 Niemców oraz spalono 140 zagród.

Choć akcja odwetowa w Siedliskach zaskoczyła Niemców, jednak nie powstrzymała ich przed kolejną falą wysiedleń Zamojszczyzny, kontynuowaną do sierpnia 1943 r.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski