Jak zwykle nie brakuje politycznych recydywistów, którzy z zasiadania we władzach samorządowych uczynili swoistą profesję. Obok nich jest też sporo debiutantów, których nazwiska, z wyjątkiem rodzin i przyjaciół, są zapewne całkowicie nieznane. To tworzy niezapomniany koloryt przedwyborczych zmagań, w przenośni i dosłownie.
Zdarza się bowiem często, że jeszcze wieczorem słupy oblepione były podobiznami jednego kandydata, a już rankiem w tym samym miejscu uśmiechał się albo też pokazywał swoje zatroskane oblicze inny kandydat. Tak było na przykład z Krzysztofem Komorskim, który bezapelacyjnie królował na ulicy Głębokiej w okolicach parku akademickiego. Królował wieczorem, ale rankiem już został zdetronizowany, bo w tych samych miejscach wisiały plakaty Zbigniewa Targońskiego, z całkiem innej partii. - Cud jakiś, czy co? - pomyślałem, jako że cuda, a szczególnie wyborcze, zdarzają się najczęściej nocą.
Ponieważ jednak w cuda nie wierzę, szybko znalazłem bardziej realne wytłumaczenie. Otóż pan Komorski jest brunetem o urodzie amanta filmowego, jak twierdzi wiele jego fanek. Prawdopodobnie więc nocą, gdy nikt nie pilnował, panienki pozrywały jego efektowne plakaty, które teraz wiszą zapewne nad ich panieńskimi łóżkami w pobliskich domach akademickich. Natomiast pan Targoński, niestety, nie jest zabójczym brunetem i raczej nie posiada urody amanta filmowego, więc jego plakaty spokojnie wiszą sobie na słupach i barierkach. Nie wiem jednak jak długo, bowiem gusta kobiet są nieodgadnione i zmienne niczym przynależność partyjna wielu miejscowych polityków. Niewykluczone, że i jego podobizny zaczną znikać, zrywane przez zakochane towarzyszki, pardon, koleżanki partyjne.
Najbardziej jednak zaszokował mnie plakat, na którym stali blisko siebie dwaj panowie, co wyglądało, jakby byli z sobą skuci kajdankami. Przyjrzałem się bliżej i aż mną wstrząsnęło: panowie nie byli skuci, a trzymali się za ręce i wyglądali, wypisz wymaluj, jak pokazywana w telewizji męska para idąca do ślubu. Założyłem okulary, aby stwierdzić, kim są ci panowie i natychmiast odrzuciłem jakąkolwiek zdrożną myśl: plakatową jednopłciową parę stanowili bowiem Piotr Dreher (kandydat) i Krzysztof Cugowski, zapewne jako promujący kandydata, jak kiedyś Lech Wałęsa, a później, w naszym mieście, pani Zyta Gilowska, niestety, zawsze wręcz z opłakanym skutkiem. Dla promowanych kandydatów, oczywiście… Kiedy przyjrzałem się jeszcze bliżej plakatowi, to stwierdziłem, że to Krzysztof Cugowski trzyma za rękę kandydata na radnego w mocnym uścisku. Ale po co? - Zapewne - pomyślałem - aby nie zwiał, na przykład do jeszcze innej partii. Jest to całkiem logiczne, jako że pan Piotr Dreher cztery lata temu kandydował z PIS-u, a teraz przeskoczył pod przeciwną ścianę, czyli do PO.
Cóż, jak ktoś tak zmienia partie, to obawa, że może zwiać do jeszcze innej, jest całkowicie uzasadniona. Zaraz, zaraz, przecież nasza sława z "Budki Suflera" miała mandat senatorski z PiS-u właśnie. Więc, co tutaj jest grane? Senator z PiS-u (tytuł senatora jest dożywotni) popiera kandydata z Platformy, który niedawno PiS-owi zaśpiewał "nie płacz, kiedy odchodzę". Ludzie,kto zrozumie ten lokalny koloryt wyborczy!?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?