Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pseudografficiarze nie mają łatwego życia. Płacą wysokie kary. Na razie w Rzeszowie

Marcin Koziestański
Małgorzata Genca/archiwum
Maciej Chłodnicki z Urzędu Miasta w Rzeszowie mówi, jak władze samorządowe poradziły sobie z wandalami oszpecającymi miasto.

Niedawno w Lublinie kilka kamienic w centrum zostało pomazanych pseudografficiarskimi napisami. Od dawna słychać, że władze Rzeszowa radzą sobie z tym problemem. Czy tak?
To prawda, w Rzeszowie nie ma prawie wcale pseudograffiti. Udało nam się pozbyć tego problemu kilka lat temu. Nie ukrywajmy, widok zapisanych budynków nie przypomina nowoczesnego miasta, a raczej jakieś slumsy.

Zobacz też: Ataki pseudografficiarzy w Lublinie. Kto oszpecił Lubartowską?

Jak Wam udało się pozbyć tego paskudnego problemu?
Akcję rozpoczęliśmy 7 lat temu. Dzięki pracy Straży Miejskiej udawało nam się wyłapywać pseudografficiarzy, którzy szybko przekazywani byli policji, a nawet stawali przed obliczem sądów. Pomocne były nagrania z monitoringu, ale bezcenne zgłoszenia mieszkańców.

Od 2013 roku w Lublinie mieszkańcy zgłosili strażnikom sytuacje mazania po ścianach zaledwie dziewięć razy. Jak to wyglądało w Rzeszowie?
Mieliśmy takich zgłoszeń nawet kilkadziesiąt rocznie. Akcja udała się przede wszystkim dzięki zmianie mentalności mieszkańców Rzeszowa. Udało się to dzięki akcji informacyjnej, w którą zaangażowaliśmy lokalne media. Przekonywaliśmy rzeszowian, że niszczenie miasta to coś złego, i każdy z nas musi na to reagować. Dla wspólnego dobra każdy we własnym zakresie musi zadbać o porządek i czystość, każdemu powinno zależeć, by jego miasto wyglądało estetycznie i było czyste.

Czy wandale z Rzeszowa ponosili jakieś kary?
Tak. Autorzy bazgrołów byli odstraszani wysokością kar, bo oprócz odpowiedzialności przed sądem czy zapłacenia mandatów, wysyłaliśmy do każdego złapanego faktury za koszty, jakie sami ponieśliśmy w związku z odmalowaniem danego budynku. Szczególnie bolesne było dla nas, gdy odrestaurowaliśmy jakiś zabytkowy budynek, a jeszcze tego samego dnia pojawiały się na nim bazgroły. W mieście poszła fama, że nie odpuszczamy wandalom, aż ci przestali popisywać się swoją „twórczością”.

Jak wygląda sytuacja obecnie?
Sytuacja jest na tyle opanowana, że zdarzają się jedynie sporadyczne przypadki malowania po ścianach. Wówczas zamalowujemy te napisy i szukamy sprawców, którzy potem muszą zapłacić za malowanie. A koszty nie są niskie – czasami wynoszą nawet kilkanaście tysięcy złotych.

----------------------------------------------------
Zobacz także:
W Grudziądzu na przystankach zamiast bezmyślnie pomazanych wiat - są kolorowe obrazki. Odkąd na wiatach pojawiły się artystyczne graffiti, przystanki przestały być demolowane. Dawniej miasto wydawało 20 tysięcy złotych rocznie na usuwanie skutków dewastacji. Teraz - jak twierdzą urzędnicy - Grudziądz nie wydaje na to ani złotówki.

Medykalia 2017. Na scenie m.in. Tom Swoon i Burak Yeter (WIDEO i DUŻO ZDJĘĆ)
Medykalia 2017: na scenie Sitek, Paluch i Peja (ZDJĘCIA, WIDEO)
Medykalia 2017: Domowe Melodie, Strachy na Lachy i nie tylko (ZDJĘCIA, WIDEO)
Lubelscy motocykliści zainaugurowali sezon (ZDJĘCIA, WIDEO)
Maraton Lubelski: Rafał Czarnecki nie miał sobie równych [ZDJĘCIA, WIDEO]

Jesteśmy też w serwisie INSTAGRAM. Obserwuj nas!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski