Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pszczółki: Niewielka gmina rządzona przez kobiety

Barbara Szczepuła
W gminie Pszczółki - jak widać - parytety nie są potrzebne. Na zdjęciu: wójt Hanna Brejwo (z prawej) i przewodnicząca Rady Gminy, Jolanta Przyłucka
W gminie Pszczółki - jak widać - parytety nie są potrzebne. Na zdjęciu: wójt Hanna Brejwo (z prawej) i przewodnicząca Rady Gminy, Jolanta Przyłucka Anna Arent-Mendyk
Tak jakoś samo wyszło, że bez parytetów, bez specjalnych zabiegów i starań Pszczółkami już od dziesięciu lat rządzą panie: Hanna Brejwo - wójt, czyli jak tu mówią - wójtowa, jej zastępczyni, inżynier Anna Gołkowska, która zajmuje się inwestycjami, oraz skarbniczka gminy, Jolanta Żbikowska. Radzie Gminy przewodniczy Jolanta Przyłucka.

Przewrót nastąpił w 2000 roku, kiedy w referendum odwołano poprzednie władze. Dlaczego? - Nie warto do tego wracać, było, minęło - macha ręką przewodnicząca Jolanta Przyłucka, a wójtowa ją w tym wspiera.

Ale jednak choć na chwilę wrócić musimy, bo w Pszczółkach wrzało wtedy jak w ulu i sytuacją w pomorskiej gminie interesowały się nawet stołeczne media. Sięgam do archiwum. Ówczesnym przewodniczącym rady był od 1998 roku pan R., człowiek, który wygrał wybory pod hasłem (przejmie je po latach Barack Obama, kandydat na prezydenta Stanów Zjednoczonych) "Czas na zmiany". W kraju rządziła AWS, a R. powoływał się często na swoje związki z Solidarnością. Dwa lata rządów tej rady wspominają mieszkańcy Pszczółek jak najgorzej: niesnaski, przepychanki, gmina huczała od pogłosek, często nieprawdziwych, choć pikantnych.

W radzie trwała permanentna walka. Najogólniej mówiąc, żeby nie znudzić starymi sprawami: mający większość obóz AWS (do którego dołączyły radne niezależne) - kontra "Zgoda", czyli raczej "niezgoda": połączone siły PSL i SLD oraz Akcji Katolickiej. Na pierwszy rzut oka solidaruchy kontra komuchy, ale w gruncie rzeczy wielki galimatias, przypinanie łatek i obrzucanie się epitetami. Byli radni wspominają, że opozycji w ogóle nie dopuszczano do głosu. Posiedzenia rady przeradzały się w karczemne awantury, raz nawet wezwano policję.

Gdy skandal przekroczył granice gminy, a paraliż decyzyjny uniemożliwił robienie czegokolwiek, zdecydowano się na referendum. Jak opowiada mi jeden z mieszkańców Pszczółek, ludzie ze strachu poszli głosować dopiero po zmroku, przemykając się pod ścianami. Ale frekwencja była duża. Rada została odwołana, mieszkańcy odetchnęli.

Gdy Jolanta Przyłucka, romanistka z wykształcenia, podczas kampanii wyborczej tłumaczyła mieszkańcom Pszczółek, że muszą wziąć swoje sprawy w swoje ręce, nie myślała tylko o kobietach, ale o ludziach kompetentnych niezależnie od płci. W wyborach do Rady Gminy wybrano jednak wiele pań, bo po prostu okazały się lepsze i miały pomysły. Przyłucka została przewodniczącą i rozglądała się za kandydatem na wójta, którego zgodnie z ówczesną ordynacją miała wybrać rada. Najbardziej spodobała jej się radna Hanna Brejwo. Rzeczowa, konkretna, umiejąca negocjować. Umiejętność negocjacji to było to, czego Pszczółki potrzebowały jak miodu. Przyłucka zaczęła ją zachęcać do kandydowania, ale dla Hanny Brejwo nie była to prosta decyzja.

Przystojna, szczupła kobieta w dżinsach i popielatej bluzce. Po dyplomie z zarządzania w Wyższej Szkole Morskiej przez dziesięć lat pracowała w Centrum Techniki Obliczeniowej w Gdańsku. Rano wyjeżdżała z Pszczółek, wieczorem wracała. - Początkowo ludzie nie bardzo wiedzieli, kim jestem, bo wprawdzie stąd pochodzę, ale noszę nazwisko męża. - Kto to jest ta Brejwo? - pytali. Sama się dziwiłam, że wybrano mnie wtedy do rady. Moje nazwisko panieńskie brzmi srogo: Postrach - śmieje się wójtowa - ale w Pszczółkach dobrze się kojarzy, bo ojca prowadzącego gospodarstwo i mamę, która przez lata miała w Pszczółkach sklep z butami, wszyscy tu znają. Gdy dowiedzieli się, że Hanna Brejwo to Hania Postrach, poparli ją.
Ci, którzy uważają, iż ze sprawowaniem władzy lepiej radzą sobie mężczyźni, mogliby powiedzieć, że skoro poszła do szkoły morskiej, to musiała mieć męski charakter. Takich jednak coraz mniej, a już w Pszczółkach - jak na lekarstwo. Dziś zresztą ojcowie biorą urlopy "tacierzyńskie", a mamy robią kariery zawodowe. Wójtowa o dzieci już nie musi się martwić, bo jej jedynak, absolwent prawa i psychologii, jest już samodzielny. Robi doktorat na Uniwersytecie Gdańskim. Mąż jest inspektorem nadzoru w zakładach gazowniczych, ma stałe godziny pracy, więc po powrocie do domu gotuje obiad i czasem nawet przynosi go żonie do urzędu, bo ona często siedzi w biurze do wieczora. Jest świetnym kucharzem, prawie jak mistrz Pascal.

Pierwsze wzmianki o wsi Pszczółki pochodzą od cystersów z Oliwy i dotyczą właśnie hodowli pszczół oraz produkcji miodu i wosku. Konkretnie z 1307 roku i tę datę przyjęto symbolicznie za czas jej powstania. W dokumentach znajdujących się w archiwach kurii w Pelplinie w 1464 roku jest już używana nazwa Pszczółki.

Gdy Hanna Brejwo została wójtem, zaczęła myśleć o promocji gminy i było dla niej jasne, że należy wykorzystać tę oryginalną i dobrze się kojarzącą nazwę miejscowości. Ile przysłów ludowych jest na ten temat! Pracowity jak pszczółka. Kraina mlekiem i miodem płynąca. Kto ma pszczoły, ma świat wesoły. Pracowita pszczoła i z gorzkiego ziela miód zbiera. Ciepło jak w ulu. Kto ma pszczoły ten ma miód, kto ma ziemię, ten ma trud. Porządek jak w ulu… I tak dalej. Ogłoszono zatem konkurs na herb gminy. Specjalna komisja pod nadzorem heraldyków wybrała pomysł prosty, ale oddający istotę rzeczy: trzy złote pszczoły na zielonym tle.

Parantele są znakomite. Pszczoły znajdujemy na przykład w heraldyce napoleońskiej. Były obok orła symbolami I Cesarstwa. Napoleon odciął się zdecydowanie od burbońskich lilii i sięgnął aż do symboliki państwa Merowingów. W grobowcu króla Childeryka znaleziono kilkaset miniaturowych złotych pszczół, także Karol Wielki używał tych symboli, a pszczoły lubił podobno dlatego, że pomogły mu wyleczyć się z podagry. Trzy pszczoły na niebieskim polu znajdziemy także w herbie rodu Barberinich, z którego pochodził papież Urban VIII. Każda z pszczół przedstawia jedną z zalet papieża: pierwsza - pracowitość, druga - światłość i mądrość (jak płomień świecy paschalnej), trzecia - dobroć (jak miód). Mamy także polski przykład: pszczoły są w herbie Zduńskiej Woli.
Nowy herb spodobał się mieszkańcom, zaczęli bardziej identyfikować się - jak mówi wójtowa - ze swoją małą ojczyzną. Władzom gminy herb przyniósł szczęście. Rządzą Pszczółkami już trzecią kadencję. Dwa razy wójtowa została wybrana w wyborach powszechnych w pierwszej turze.
- Zaraz na początku stanął u nas zakaz wjazdu dla partii. Wyrzuciłyśmy politykę z rady i Urzędu Gminy, bo dziury w drogach są przecież apolityczne - mówią chórem Hanna Brejwo i Jolanta Przyłucka. - To nie znaczy, że nie mamy poglądów politycznych, ale do zbudowania kanalizacji nie jest potrzebna przynależność do żadnego ugrupowania. Jeśli facet, bo na ogół mężczyźni powołują się na wpływy partyjne, zaczyna chwalić się znajomościami i powoływać na ważne osoby, przestajemy rozmawiać. Gdy zaś w gminie potrzebujemy pomocy, piszemy do parlamentarzystów wszystkich opcji. Ale trzeba powiedzieć, że jest tylko jeden poseł, na którego zawsze możemy liczyć, zarówno wtedy, gdy jego ugrupowanie jest w opozycji, jak i wtedy, gdy rządzi. Nazwiska nie podamy, ale pewnie się pani domyśli, gdy powiemy, że to poseł z Tczewa.

Przed wyborami parlamentarnymi ludzie przychodzą i pytają: pani wójt, na kogo głosować? Nie podpowiada. Mówi, żeby obserwowali, co kto robi i decydowali sami.

Pszczółki to specyficzna gmina na pograniczu Żuław i Kociewia. W okresie międzywojennym, gdy Pszczółki nazywały się Hohenstein, tu kończyło się Wolne Miasto Gdańsk. I właśnie ta bliskość Gdańska (23 kilometry) jest atutem, szczególnie, że gmina jest dobrze skomunikowana. Przebiega przez nią droga krajowa numer 1 i autostrada, a także główna linia kolejowa z Gdańska na południe. Coraz więcej ludzi pracujących w Trójmieście kupuje tu domy i mieszkania. Życie tu tańsze, powietrze świeże, trawa zielona. Napływ młodych wykształconych ludzi zmienia gminę. Zapewne nie osiedlaliby się tu tak ochoczo, gdyby wójtowa przez te lata nie zbudowała kanalizacji. To było zadanie numer jeden. Gmina została już skanalizowana w 78 procentach. Tak więc przekrój społeczny zmienia się, choć dwie wsie popegeerowskie ciągle przysparzają problemów. Najpoważniejszy kłopot jest z Żelisławkami, które w dodatku od reszty gminy odcięła autostrada. Trudno będzie się tej wsi rozwijać. Ale tak czy owak, bezrobocie w gminie jest ledwie trzyprocentowe.

Krzysztof Kurkiewicz, biznesmen, mieszkaniec Pszczółek ,wylicza sukcesy wójtowej: obok kanalizacji - chodniki, ścieżki rowerowe, trzy boiska sportowe, wyremontowane gimnazjum, park… Park dla ludzi, ale i dla pszczół oczywiście. Z myślą o nich posadzono tam bowiem masę lip, których kwiaty - jak wiadomo - te owady wyjątkowo lubią. Nie ulega wątpliwości, że żyje się coraz wygodniej. Pani wójt utożsamia się z gminą, tu mieszka, ludzie mają do niej zaufanie, co jest ważne w kontaktach władzy z obywatelem.

Pewnie, że ważne, choć często zwracają się do wójtowej ze sprawami daleko wychodzącymi poza jej obowiązki. Kobiecie, którą ściga komornik, wójtowa stara się załatwić odroczenie egzekucji, innej pomaga rozłożyć dług w banku na dogodne raty.
- Czasem czuję się jak ksiądz - opowiada. - Gdy na przykład przychodzi matka i skarży się na syna, że źle traktuje swoje dzieci. Mam słuch na kobiety, to jasne. Szczególnie na starsze, niezaradne, ale na młode też. Nawiązałam na przykład niedawno współpracę ze Stowarzyszeniem Bursztynowe Oko Magdy Paszkiewicz i będziemy uaktywniać kobiety niepracujące. Uruchomimy dla nich między innymi kursy komputerowe, a wizażystka będzie panie uczyć makijażu.

Ale nie zawsze jest tak, że piją sobie z dzióbków. Czasem Przyłucka mówi do Brejwo: - Hania, ale to skopałaś! Wójtowa się nie obraża, siadają i dyskutują.

Adam Baczewski, komendant posterunku policji w Pszczółkach, na początku rozmowy zaznacza, że nie jest podwładnym wójtowej. Współpracę z nią ocenia dobrze. - Kobiecie trudniej odmówić - śmieje się. I coś w tym jest.

Jeśli chodzi o parytety, to przewodnicząca Przyłucka jest za. Nawet złożyła swój podpis na stosownej liście. - Feministki lekko otworzyły furtkę dla kobiet - twierdzi. - A wprowadzenie parytetów otworzy ją szerzej. Kobiet w Polsce jest więcej niż mężczyzn, a w życiu publicznym o wiele mniej. I to trzeba zmienić. Ułatwić im zrobienie kariery.

Hanna Brejwo waha się, bo jest raczej tradycjonalistką. W gminie Pszczółki - jak widać - parytety nie są potrzebne, ale generalnie kobietom nie jest łatwo się przebić, więc może to będzie dobre rozwiązanie?

Starosta powiatu gdańskiego Cezary Bieniasz-Krzywiec do parytetów podchodzi ostrożnie.

- Sama pani widzi, że kobiety świetnie sobie radzą, jeśli tylko chcą. Mamy w powiecie trzy panie na stanowiskach wójtów, w Pszczółkach właśnie, w Pruszczu i do niedawna w Przywidzu. Tę ostatnią odwołano właśnie w referendum. A Hanna Brejwo to osoba bardzo ambitna, energiczna. Ostra i wymagająca. Dąży do celu konsekwentnie, ale nie po trupach. Nieustępliwa w negocjacjach. Umie pozyskać środki z Unii Europejskiej i między innymi dzięki temu wiele dla gminy zrobiła. Pozyskała schetynówkę, orlika, buduje we wsiach świetlice. Teraz walczy z koleją o budowę wiaduktu nad torami i tunelu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki