Najnowsza realizacja Teatru Provisorium - „Punkt Zero: Łaskawe” w reżyserii Janusza Opryńskiego - należy do tego osobliwego gatunku spektakli, w przypadku których premiera jest dniem ważnym, ale chyba nie najważniejszym. Dla twórców istotniejszy wydaje się sam proces twórczy, dochodzenie do momentu prezentacji; dla widzów zaś to, jakie perspektywy spektakl przed nimi otwiera i dokąd może poprowadzić.
Teatr Provisorium: Trzeba mieć odwagę, by mówić o Zagładzie
Piątkowa premiera nie była pierwszym spotkaniem publiczności z tą realizacją; w programie ubiegłorocznych Konfrontacji Teatralnych znalazło się czytanie sceniczne „Punktu Zero…”. Nie miałem możliwości w nim uczestniczyć, ale miałem okazję porozmawiać z Januszem Opryńskim, który powiedział mi, że ów pierwszy kontakt z widzami, jest dlań ważniejszy niż oficjalna premiera. Osobiście zazwyczaj unikam wchodzenia w proces twórczy; nie wpraszam się na próby i raczej nie chadzam otwarte dla publiczności czytania. Tym razem jednak żałuję. Mam bowiem przeczucie - nie poparte wprawdzie konkretnymi dowodami, ale mocno ugruntowane na poziomie intuicyjnym - że być może były to różniące się między sobą prezentacje.
Ale nieznajomość wersji - nazwijmy to tak - roboczej nie przeszkadza oczywiście w odbiorze spektaklu. Powiem nawet więcej: w lepszej sytuacji są ci widzowie, którzy jej nie znają i nie czytali wcześniej powieści Jonathana Littella, która była główną podstawą scenariusza. Na nich bowiem spektakl działa z siłą o wiele większą aniżeli na tych, którzy znają literacki pierwowzór. Bardziej też chyba docenia się odwagę twórców. Bo istotnie trzeba było odwagi - nie mniejszej niż miał Littell, gdy pisał swoją książkę - by u nas, w Polsce opowiedzieć o Zagładzie słowami nie ofiar czy świadków, lecz czynnego jej uczestnika, kata, członka Einsatzgruppe. Który w dodatku nie cofa się przed prowokacją, zadając pytanie: „Czy jesteście przekonani, jak byście się zachowali na moim miejscu?”.
To pytanie jeszcze długo po spektaklu tkwi w świadomości jak cierń. Zwłaszcza, jeśli pamięta się to, co w „Nowoczesności i Zagładzie” napisał Zygmunt Bauman: „(…) Najbardziej przerażającą nowiną, jaką przyniosły nam Zagłada oraz to, czego dowiedzieliśmy się o jej sprawcach, nie była myśl o tym, że mogliśmy się znaleźć na miejscu ofiar, ale świadomość tego, iż mogliśmy się znaleźć na miejscu oprawców (…)”. Może rzeczywiście strefa ciemności tkwi nie tylko w Maksie Aue, naznaczonym doświadczeniami homoseksualnymi i kazirodczymi, lecz w każdym z nas. A nasze szczęście polega na tym, że nie mieliśmy okazji wydobyć jej na światło dzienne i uwolnić. Wskazanie takiej możliwości wydaje mi się tym, co jest najważniejsze w owej realizacji.
W ostatnich latach powstało w Polsce wiele spektakli poświęconych Zagładzie, wśród których nie brakowało realizacji ważnych, a czasami wybitnych. „Punkt Zero: Łaskawe” należy z pewnością zaliczyć do tych najważniejszych, bowiem jak mało który inny spektakl pokazuje, że Holokaust nie jest zagadnieniem historycznym, lecz jednym z najważniejszych punktów orientacyjnych w refleksji nad naszą współczesnością i przyszłością. Trzeba zobaczyć koniecznie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?