Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Recenzja "Epitafium tragedii smoleńskiej" Nikodemowicza

fhd
Chór Kairos (i baryton Jakub Gąska) pod dyrekcją Borysa Somerschafa
Chór Kairos (i baryton Jakub Gąska) pod dyrekcją Borysa Somerschafa Jacek Babicz
Kiedy po piątkowej premierze "Epitafium tragedii smoleńskiej" oklaskiwano na stojąco autora kompozycji, prof. Andrzeja Nikodemowicza, ten przyjął to ciepło, ale bez afektacji. Nie kłaniał się w pas, nie ronił łez szczęścia składając dłonie w geście triumfu. Może to właśnie ten dystans pozwolił mu na stworzenie dzieła wyważonego i elegancko skromnego?

Każdy kompozytor, który podejmuje się napisania utworu opisującego niedawne wydarzenia, balansuje na rozwieszonej wysoko linie. Pod nim znajdują się otchłanie patosu, ba! kiczu. Wystarczy nieostrożny ruch, by runąć głową w dół. Innymi słowy: trudno przekroczyć muzyczny Rubikon, łatwo przeskoczyć Rubika.

Przykład mieliśmy w tamtym roku, kiedy młody Jakub Milewski w "Tryptyku smoleńskim" z katastrofy samolotu Tu-154 zrobił pseudomusicalową watę dla uszu. Na dodatek autor wmieszał do muzyki politykę, opowiadając chętnie o swoich poglądach w "Naszym Dzienniku".

Nikodemowicz nie epatował cierpieniem, napisał dzieło refleksyjne

Profesor Nikodemowicz zastrzegł z góry, że jego "Epitafium tragedii smoleńskiej" z polityką nie ma nic wspólnego, że jest raczej eschatologiczno-filozoficzną rozprawą na temat życia i śmierci. Zamiast sięgać po współczesną poezję, Nikodemowicz do warstwy lirycznej wplótł teksty psalmów z "Księgi Izajasza". Zamiast epatować cierpieniem - skupił się na cichej refleksji.

Być może to właśnie wiek lubelskiego autora (Nikodemowicz ma 86 lat, Milewski w chwili premiery był wciąż licealistą) decydował o tym, że na pewne sprawy patrzy z lepszej, mądrzejszej perspektywy?

Od strony muzycznej utwór prezentował się równie ascetycznie. Krajobraz trzyczęściowej kompozycji rozciągał się od kościelnej polifonicznej tradycji wokalnej po dwudziestowieczną muzykę klasyczną. Na początku pierwszego fragmentu można było dostrzec echa "III Symfonii" Góreckiego. Kiedy instrumenty smyczkowe przejmowały wątek od chóru Kairos, by szerokim gestem podkreślić biblijne słowa, było w tym coś z muzyki Arvo Pärta, kiedy baryton Jakub Gąska śpiewał przejmująco: "Jak tkacz zwinąłem me życie, a Pan jego nić przeciął" na tle ponurych dysonansów orkiestry, pierwszym skojarzeniem był Benjamin Britten.

To właśnie ta część, pokazująca w zamyśle "płaczącego mężczyznę", wypadła najmocniej, mimo że efektowniej zabrzmiał finał, w którym Nikodemowicz uwolnił pasję i religijny żar. "Epitafium..." kończy się potężnym, triumfalnym akordem, poprzedzonym przez biblijne słowa o nowym życiu, które czeka zmarłych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski