Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Recenzja płyty "Archiwum Lubelskiego Undergroundu". Pobierz album za darmo

PAF
Dżabu Czanachczi powstali w 1992 r. Od początku istnienia pracowali przy „Teatrze z Lublina”, działającym w Centrum Kultury
Dżabu Czanachczi powstali w 1992 r. Od początku istnienia pracowali przy „Teatrze z Lublina”, działającym w Centrum Kultury materiały wydawcy
Płyta "Archiwum Lubelskiego Undergroundu 1994-2005" to podróż do czasów, kiedy nie istniał Facebook, ale istniała silna scena muzyczna. Prezentacja płyty dziś wieczorem (czwartek) w Cafe Lulu.

W ciągu dwóch tygodni na moje biurko trafiły dwie kompilacje z lubelską muzyką. Pierwsza zwie się „Nowa lubelska muzyka” i jest wydana przez Cichy Raj, drugą, „Archiwum Lubelskiego Undergroundu 1994-2005”, wydała Fundacja Kaisera Soeze. Recenzja „Nowej lubelskiej muzyki” wkrótce, póki co album posłużył za narzędzie komparatystyczne - można było przekonać się, jak wiele zmieniło się przez dwie dekady na lokalnej scenie.

Porównanie jest nieco niesprawiedliwe, i to na korzyść „Archiwum…”. To naturalne, że łatwiej wybrać trzynaście ciekawych i niepublikowanych dotąd utworów z okresu dwunastu lat, niż szesnaście dobrych, nagranych w ciągu kilku ostatnich miesięcy. Ale pewne, niezależne od tego różnice sprawiają, że odbiór undergroundowego wydawnictwa jest jednak lepszy. Ot, choćby rzecz teoretycznie bez znaczenia: język. Wszystkie utwory z lat 90. i 00. zostały zaśpiewane po polsku, na „Nowej…” tylko dwa nie są w języku angielskim. Dzięki temu zauważyłem, jak wiele przez to sukcesywne "zangielszczenie" polskiej muzyki tracimy.

Nie chciałbym tłumaczeniem zostać okradziony z tak smakowitych fragmentów, jak: „Wszystko umiera, jeszcze za życia, tęsknota cię zżera, aż palą się styki. Stąd narkotyki” (BBK, „Czwarta rano”), czy „…psy zbite z tropu ślinią się wulgarnie (…) parzę się kawą, nadziewam się fajkami” (to Stodoła i Kamola, „Krakowskie gołębie”). Nawet w przypadku kompletnie nieczytelnego, za sprawą jakości nagrania, tekstu utworu Ronette Pulaski angielski zabiłby urok tytułu. „It’s Good to be Home With Mom” nie brzmiałoby w połowie tak ciekawie, jak „Dobrze w domu być z mamą”. Zwłaszcza, że pod kojarzącą się z programem „5-10-15” nazwą ukrywa się stricte grunge’owy kawałek.

W polskich tekstach trudniej też ukryć banał, rzadziej służą one jako wypełniacze, dzięki czemu ich zbiorowa lektura pozwala na odczytanie zeitgeistu. Okazuje się, że lata 90. i początek nowego wieku były, po pierwsze, nieco depresyjne. Mieliśmy prawdziwą lubelską dekadencję fin de siècle. Sporo tu wątków śmierci, rozczarowania, widać to nawet w tytułach, jak „Komiczny przymus trwania” Do Świtu Grali, czy „Ten człowiek już nie żyje” Stodoły. Z drugiej, i to zaskoczenie, sztuka w Lublinie przełomu wieków była mocno psychodeliczna, na co wskazują długie improwizacje Naczyń i Do Świtu Grali, hinduskie instrumentarium i buddyjskie nawiązania w piosence More Experience, abstrakcyjne teksty Dżabu Czanachczi.

A propos wątku jakości nagrań, nie ma co ukrywać, postęp technologiczny zrobił swoje. Dziś na słabym domowym laptopie można zrobić cuda, o jakich muzycy w latach 90. nie śnili. A dodajmy do tego, że większość numerów z „Archiwum” jest doprawdy undergroundowa, niektóre zostały nagrane w piwnicach, na starych magnetofonach, trzeszczą, szumią, nawet mimo ciężkiej pracy nad masteringiem Marcina Dymitra. Z tym że z tą płytą jest jak z koszulką z ciuchlandu: mała dziurka na rękawie dodaje uroku oldskulowemu nadrukowi. Najlepszym przykładem jest Fany Hill. Bez zniekształceń ten prosty, wykrzyczany utwór nie byłby tak uzależniający.

Jest jeszcze kilka rzucających się w uszy różnic między starą, a nową lubelską muzyką. Niby oczywistych dla osób śledzących wydarzenia na rynku muzycznym, ale jednak zastanawia, że w latach 90. niemal nikt nie był zainteresowany popem, wygładzaniem krawędzi. Miało być ostro, riffy, te sprawy, podczas gdy na współczesnej składance znajduje się kilka klasycznie piosenkowych, nawiązujących do estetyki lat 80., propozycji. Widać to nawet w przypadku elektroniki, na „Archiwum” reprezentowanej przez Ślepców i ich „Sparking Circus”, na „Nowej…” przez Jakuba Zamojskiego. Ślepcy szaleją, niczym Autechre, Zamojski proponuje melodyjny nu-jazz. Czyżby signum temporis?

„W (latach 90. i na początku XXI w.) zawiązało się prężnie działające środowisko muzyczne, które wzajemnie inspirowało się i wspierało. Niestety w ówczesnych realiach rynku muzycznego tylko nieliczni mieli szansę na wydanie płyty w oficjalnym obiegu, a nawet trudno było zrealizować to w drugim obiegu wydawnictw niezależnych”, piszą wydawcy „Archiwum Lubelskiego Undergroundu”. I to najmocniej różni tamte czasy od dzisiejszych. Obecnie powstają kompilacje z piosenkami sprzed kilku tygodni. Niektóre z tych z „Archiwum” ujrzały światło dzienne po raz pierwszy po dwudziestu latach.

„Archiwum Lubelskiego Undergroundu 1994–2005”, płyta do pobrania za darmo na: TEJ STRONIE, Projekt zrealizowano w ramach stypendium Prezydenta Miasta Lublin

Prezentacja płyty, Cafe Lulu, ul. Orla 8, godz. 20.00, czwartek, 3 lipca, wstęp wolny

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski