Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Reportaż wojenny Dmytro Antoniuka. Część IX. Zdjęcia i wideo

Dmytro Antoniuk

9 kwietnia 2022 roku, Jasnogorodka, Motyżyn , Makarów, Andrijiwka, Borodianka: żal i zniszczenie

Jedziemy z przyjacielem śladami okupantów w obwodzie Kijowskim. Nie da się tego zrobić jak wcześniej autostradą żytomierską, ponieważ most został zniszczony 25 lutego. Trzeba robić koło. Najpierw jesteśmy w Jasnogorodce. Wioska ta słynie z mini-zoo i hodowli strusi. W marcu poinformowano, że padło tu wiele zwierząt. Zbliżamy się do zoo - widoczne są jakieś zniszczenia, a generalnie kompleks jest zamknięty. Przy wjeździe do wsi - zniszczony kościół patriarchatu moskiewskiego. Bili po nim Moskale.

Wiemy, że w sąsiednim Motyżynie byli „orkowie”. Spotykamy pracownika rady wsi. Mówi, że Pani sołtys została zastrzelona wraz z synem i mężem. Pochowano ich w lesie w pobliżu wsi. Właśnie dostarczali pomoc do domów. Dużo później dowiedziałem się, że pewna babcia z Motyżyna informowała nasze wojsko, gdzie i ile jest Moskalów. Oni dowiedzieli się o tym i zniszczyli jej dom razem z nią. Zastrzelili z czołgu. Prawdopodobnie dzięki niej nigdy nie zabrali ludzi z sąsiedniej Jasnogorodki.

W Motyżynie wszystkie domy mają wybite okna, a pracownik rady mówi, że teraz potrzebują najwięcej materiałów budowlanych do naprawy dachów i wstawiania szkła, aby deszcz i wilgoć nie zniszczyły mieszkań.

Kopiłów znajduje się przy autostradzie E40, którą nazywamy żytomierską. Tu jest stary, opuszczony, drewniany dwór zrusyfikowanych Niemców von Meck, którzy często gościli Czajkowskiego. Choć kompozytor miał ukraińskie korzenie, jest dla nas uosobieniem „Russkiego Mira”, którego ludzie chcą się jak najszybciej pozbyć. Dworu nie zniszczyły rakiety, w przeciwieństwie do dużych magazynów przy autostradzie. Sam asfalt jest „zjedzony” przez szczeliny z wrogich min i trzeba jechać bardzo ostrożnie. Tu i ówdzie widzimy porzucone wrogie pojazdy z literą V. Choć czasami te transportery opancerzone czy czołgi są tak spalone, że nie widać żadnych znaków identyfikacyjnych, więc część sprzętu może należeć do Sił Zbrojnych Ukrainy… Przejeżdżamy malowniczą doliną, gdzie często widzieliśmy dużo balonów. Był tu klub baloniarzy. Czytałem już, że kilku jej członków było zakatowanych przez Moskali.

Byłe miasto rejonowe Makarów zostało spalone i wypatroszone. Chociaż nieuszkodzonych domów jest około 70%. Ale w centrum są same ruiny. Widzę tłum w pobliżu domu kultury. Tutaj dystrybuowana jest pomoc humanitarna. Ale tylko w westybulu - reszta spłonęła i została zalana wodą – padało. Wchodzę po schodach na piętro. Spotykam samotną kobietę, która sprząta. Zabiera mnie do kilku pomieszczeń. Wszędzie strop popękał, a podłoga jest zalana. Na przykład w sali wystawowej, gdzie wiszą obrazy lokalnych artystów. Próbuje zebrać deszczówkę do wiadra za pomocą mopa i brudnej szmatki.

Na ulicy spotykamy naszego kolegę – byłego przewodnika z czarnobylskiej strefy, który swoim autobusem przewozi zagranicznych dziennikarzy. Mówi, że teren jest nadal zamknięty, ale niektórzy z naszych kolegów już tam byli i pomogli Samosiołom [tak określa się osoby, które do dziś zamieszkują Strefę Zamkniętą, utworzoną w Czarnobylu i jego okolicach – red.].

W sąsiedniej Lipówce miejscowi mówią, że Buriaci schwytali pięciu naszych żołnierzy, których postrzelono w tył głowy i wrzucono do wąwozu. Nie wolno im było ich pochować przez długi czas, dopóki smród zwłok nie zaczął przeszkadzać. Tutaj pokazano nam zniszczony czołg. „To nasz” — mówią ze smutkiem. Obok pancerza, u którego zerwało wieżę, widzimy pociski. Znak zapytania jest namalowany na żółto na samym czołgu. To saperzy zostawiają swoje znaki. Więc jeszcze nie sprawdzone, czy zaminowany. Na niektórych podwórkach rysują żółte kółka - tu nie ma już niebezpieczeństwa.

Andrijewka. Nigdy nie widzieliśmy takiego horroru. Wieś jest prawie całkowicie zniszczona. Nie ma w ogóle całych domów. Na początku, w terenie, w kierunku Makarowa - sporo zielonych skrzynek artyleryjskich po pociskach. W niektórych wciąż leżą szare naboje. Boimy się do nich podchodzić, ale jednak nabieramy odwagi, bo przed nami są inne osoby, które też oglądają te „pamiątki”. Są dwa spalone stare żygula. Po jednym, według miejscowych, przejechał czołg. Ludzie po prostu próbowali uciec, ale zostali brutalnie zabici.

Borodianka to apoteoza destrukcji. Centrum cichego prowincjonalnego miasteczka, przez które kilkakrotnie jeździłem do Warszawy, zamieniło się w chaos. Kilka wieżowców zostało zniszczonych przez ataki rakietowe z samolotów. Po prostu brakuje całej części tych domów. Ratownicy pracują nad stosem wraków. Mówi się, że dziś z gruzów wydobyto kolejne ciało. W sumie, w wyniku tych bezwzględnych i bezsensownych strzelanin z samolotów, zginęło czterdzieści jeden osób. Ale nadal znajdują doły wypełnione torturowanymi mieszkańcami Borodianki.W tych dołach są też dzieci.

Psy kręcą się obok ratowników. Wiele rasowych. Wolontariusze przynoszą tu jedzenie dla zwierząt. Później na moim zdjęciu jednego ze zniszczonych domów Borodianki widzę legendarną szafkę z ceramicznym kogutem, która ocalała na ścianie kompletnie zniszczonego mieszkania. Wszystko się zawaliło, ale szafka z kogutem pozostała. Stała się już symbolem niezłomności Ukraińców, więc ratownicy starannie ją usunięli i przeniesli do muzeum w Kijowie. Na głównym placu znajduje się popiersie Szewczenki, postrzelone w kilku miejscach. Wygląda jak ranny wojownik.

Idziemy dalej główną ulicą. Czasami napisy w języku rosyjskim „V Stop, strzelają” lub „Kocham Rosję”. Litery V i czaszki są namalowane czarnym sprayem na okręgowym urzędzie pracy. Być może „orkowie” mieli tutaj swoją kwaterę główną. W dalszej części ulicy stoją proste prywatne domy, których okna noszą widoczne znaki ostrzelania. Zapewne Moskale przyjeżdżali tu do Borodianki i po prostu bawili się, strzelając w każde okno.

Wciąż zadaję sobie jedno pytanie: jak oni chcieli przez to wszystko zdobyć sympatię miejscowych? Chyba nie chceli tu znaleźć swoich zwolenników? Czy naprawdę aby mieć sympatię miejscowej ludności na terenie „wyzwolonym” konieczne jest niszczenie tej ludności, jej mieszkań, rozstrzeliwanie każdego, kogo chcesz, gwałcenie, picie i sranie na ulicach i w środku domu? Nie, to pomyłka. Nie powinniśmy próbować dostosowywać rzeczywistości do ich propagandy, która mówi, że Rosjanie w końcu przynieśli pokój i dobrobyt na „wyzwolonych” ziemiach. Bardzo dobrze widzę, co tu przywieźli. Dla Moskali Ukraińcy nie są ludźmi, a jedynie sposobem na zaspokojenie ich potrzeb na żywność, alkohol i gwałty. Nie więcej. Potem, kiedy już na jakiś czas zaspokoją to wszystko, sprowadzą tu swoich ludzi z bardzo rosyjskiej republiki Marij El, oddadzą im całe mieszkania lub domy, zwrócą porzucone pomniki Leninowi lub Dzierżyńskiemu, wszędzie zaciągną wstążki gieorgijewskie i dalej będą żyć, zniszczywszy w końcu tych zasranych Ukrów, którzy odważyły się „pluć na święte rzeczy” i żyć lepiej swoim samodzielnym życiem. Ch.. wam, Chochły i Ukropy! Chcieliście tu niezależności?! Teraz poczujecie nasz prawdziwy, kanoniczny i jedynie prawidłowy „Russkij Mir”!

11 kwietnia 2022 roku, Hostomel, Blistawica: ci, kto przeżył kadyrowców

Przyjechał mój polski przyjaciel P. W towarzystwie wojskowych jedziemy do Hostomelu trzema samochodami, z których jeden przywiózł pomoc humanitarną z Polski. Ta przejażdżka nie jest dla osób o słabych nerwach: prawie przez cały czas pod prąd, przy dużej prędkości, nieustannie trąbimy na tych, którzy próbują wjechać między nas. Ja za kółkiem nie swego auta, mającego manualną skrzynię biegów, od której trochę się odzwyczaiłem. W pewnym momencie prawie ją spaliłem.

W Hostomelu trafiamy do domu kultury, gdzie ludzie otrzymują pomoc. Jest tu bardzo niewielu mieszkańców. Przeważnie starsi ludzie. Jeden z nich mówi, że widział, jak Moskale zrzucili pierwszy desant na lotnisku, jak przyjechał tu nieznany mężczyzna jeepem, bez numerów, bez legitymacji, ale z karabinem snajperskim. Długo strzelał z garaży. Nie wiadomo do kogo.

Ale zdarzają się też dość nieoczekiwane spotkania. Powróciła rodzina: młody mężczyzna, jego żona i pięcioletnia córka. „Planujemy wkrótce wznowić działanie naszej kawiarni

”, mówi kobieta, a dziecko uśmiecha się przyjaźnie, trzymając zabawny dziecięcy plecak. Jak to kontrastuje z otoczeniem, gdzie są prywatne samochody zniszczone przez wybuchy, gdzie nie ma okien, światła, gazu czy wody, gdzie wciąż prawie nie ma życia…

Wieś Blistawica. Spotykamy się tutaj z kilkoma rodzinami. Niektóre mówią, że zostawały na miejscu ile mogły. „Ponieważ trzymamy dużo świń. Gdzie je zabrać?” Wyjechali dopiero po tym, jak Moskale zastrzelili sąsiada. „Wróciliśmy kilka dni temu i - o cud! - wszystkie świnie przeżyły. Kilka tygodni bez jedzenia. Tylko są tak zmęczone, biedne, ledwo żywe. Patrzą na nas oczami pełnymi bólu. Powoli je teraz dokarmiamy”.

Mąż jednej z kobiet, emeryt, pracował w SBU. Pewnego dnia został pobity i zabrany, ona nie wie gdzie jest, próbuje znaleźć go wśród więźniów. Baliśmy się, że ten sam los spotkał naszego wspólnego przyjaciela, który mieszkał w tej wiosce. Ostatni raz dzwonił w lutym, mówiąc, że pod jego oknami chodzą kadyrowcy. Nie było z nim więcej kontaktu. Podjeżdżamy do jego domu, a nasz przyjaciel wita nas ze łzami w oczach. Przeżył ponad miesiąc okupacji. Pierwszego dnia kadyrowcy poszli do jego domu, aby go przestraszyć, krzycząc i strzelając z karabinów maszynowych w podłogę. Ale jego samego nie dotknęli. I dobrze. Ponieważ jest znanym politologiem i zawsze nazywał wszystko po imieniu. Przede wszystkim imperialnę agresję Rosji. Kadyrowcy jednak byli zajęci grabieżą domów sąsiadów.

Wchodzimy do dużego domu sąsiada. Jest wielopiętrowy. Właściciel przyjechał kilka dni temu. Oprowadza nas. Każdy pokój jest jak śmietnik: wszystko przewrócone, połamane, porozrzucane: nie mogli zdjąć dużego telewizora plazmowego ze ściany, więc rozbili ekran; w garażu - nowy drogi samochód, całkowicie zdemontowany na części; ikony leżą chaotycznie w jego gabinecie. „A tu wszędzie, na podłodze, było gówno, już sprzątnąłem”. „Sejf w sypialni próbowali rozbić dwa dni z rzędu” - mówi nasz przyjaciel. – „Nie byli mną zainteresowani. Zapuściłem brodę, zgarbiony, wody też nie było, więc wyglądałem na jakiegoś biednego staruszka. Mamy tu dużo psów, które zostały porzucone przez ich właścicieli, więc zapytałem kadyrowców, w których domach widzieli psią karmę i tak powoli karmiłem te zwierzęta.” Rzeczywiście, wokół niego kręci się duży ale przyjazny owczarek. W porównaniu ze wszystkim, co widzię, historia przyjaciela wygląda prawie jak happy end.



od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski