Róża Kozakowska jako pierwsza z reprezentacji Polski dobyła złoty medal - w rzucie maczugą. Kilka dni później dołożyła srebrny w pchnięciu kulą, bijąc przy tym własny rekord - 7,37 m. Tymczasowo był to także rekord świata, ale wkrótce kulę jeszcze dalej posłała Ukrainka Anastazja Moskalenko (7,61 m).
W młodości była sprinterką, ale zachorowała na neuroboreliozę stawowo-mózgową, która zaatakowała jej układ nerwowy po ukąszeniu kleszcza. Z miejsca zakochała się w rzucie maczugą. Na tyle, że całuje maczugi na dzień dobry, mówi do nich: "no, laleczki, dziś pofruwamy". Kozakowska wierzy, że dzięki funduszom z Orlenu będzie mogła jeszcze bardziej zadbać o swoje zdrowie, być może dzięki odpowiedniej kuracji medycznej może kiedyś będzie jeszcze chodzić.
W planach ma autobiografię o jej drodze na sportowy szczyt. Przez lata mieszkała pod jednym dachem (rudery bez wody bieżącej) z ojczymem, który znęcał się nad nią i jej matką. Wielokrotnie łapał Różę za włosy i bił głową z całych sił o ścianę. Wrzeszczał, że ją zabije, że nie ma prawa żyć. Topił, dusił, maltretował psychicznie. Sport dał jej chęć do życia, a jej motto brzmi: "Dopóki walczę, jestem zwycięzcą".
UEFA grozi Anglii wykluczeniem z Euro
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?