- Te obrazy można porównać do rzemiosła na bardzo wysokim poziomie. Powstały z myślą o sprzedaży. Są to prace bardzo dojrzałe; malarze znakomicie sobie radzą choćby z perspektywą, a ornamenty wykonują z zaskakującą precyzją - mówi Zuzanna Zubek , kuratorka wystawy.
W końcu lat pięćdziesiątych Edward Saidi Tingatinga opuścił rodzinną wioskę i udał się do Dar es Salaam. W pobliżu centrum handlowego Moro-goro, gdzie Europejczycy chodzili po zakupy, zaczął sprzedawać swoje pierwsze prace. Malował za pomocą farb i emalii na pilśniowych płytach. Z czasem zyskał popularność i grono uczniów. Sukcesem nie cieszył się długo, bo został omyłkowo zastrzelony w 1972 roku.
Ośrodki malarskie czerpiące z jego dorobku działają obecnie w Dar es Salaam, Arushy oraz Zanzibarze. Prace, które zobaczymy w Gardzienicach, w większości pochodzą z Tanzanii, kilka zaś z Kenii. Udostępniło je Państwowe Muzeum Etnograficzne w Warszawie.
Pierwsze obrazy tingatinga są raczej stonowane. Żywa, radosna kolorystyka wykształciła się później. Malarzy najsilniej fascynują zwierzęta (tzw. wielka piąta: słoń, żyrafa, lew, hipopotam, antylopa). Pokazują je bokiem, w wygiętych, ekspresywnych pozycjach, które podkreślają konturami. Prace często otaczają malowanymi ramami, w których wiją się ornamenty - ptasie szyje, motywy roślinne czy kwiatowe. Kaligraficznie zakomponowana rama niekiedy robi się konkurencją dla właściwego obrazu. Uderzają precyzja i staranność w zachowaniu odpowiednich kształtów i proporcji. Naniesione cienką warstwą, drgające wzory są popisem kunsztu i dokładności - ci sami twórcy niekiedy malują ściany domów i zajmują się zdobnicwem. Malarze bardzo dbają o kompozycję i równowagę w swoich pracach. To wszystko odróżnia szczerą sztukę tingatinga od popularnych souvenirów.
Tingatinga, Galeria Gardzienice, ul. Grodzka 5a, czwartek, godz. 17.00, wstęp wolny
FLESZ: Elektryczne samoloty nadlatują.