Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Marcinem Wójcikiem z Ani Mru-Mru. "Z wiekiem skapcanieję"

sad
Marcin Wójcik
Marcin Wójcik Jacek Babicz
Rozmawiamy z Marcinem Wójcikiem z kabaretu Ani Mru-Mru o poczuciu humoru w Polsce, "Spadkobiercach" i zmianach w Kabaretowym Klubie Dwójki

Od kilku lat sporo się zmieniło na polskiej scenie kabaretowej. Zgodzisz się z tym stwierdzeniem?
Zgadzam się. Zwłaszcza scena stand-upu (monologi komików - przyp. red.) mocno ruszyła. I to bardzo fajnie. Byłem ciekawy, jak to się rozwinie. Widzę, że idzie to w dobrą stronę. Oglądam występy "standupowców" i się na nich dobrze bawię.

Kto jest Twoim ulubionym polskim standupowcem?
Abelard Giza, choć mówi się, że królem stand-upu w Polsce jest Kacper Ruciński. Właściwie to pozazdrościłem trochę stand-upowcom i wprowadziłem element stand-upu do programu Ani Mru-Mru. Przez dwadzieścia minut sam stoję na scenie i zasuwam monolog.

To większe wyzwanie? W końcu jesteś zdany na siebie, bez kolegów z kabaretu.
Myślałem, że będzie trudniej, ale okazało się, że czuję się w tym jak ryba w wodzie. Nie muszę się trzymać tekstu. Mam nadzieję, że stand-up będzie się w Polsce rozwijać. Im więcej gatunków komediowych, tym lepiej.

Stand-uperzy są bardzo, bardzo złośliwi w dowcipach. Podoba Ci się to?
Wiem, że są złośliwi, bo widziałem roast (wydarzenie, na którym komicy bez pardonu docinają obecnej na scenie znanej osobie - przyp. red.) Huberta Urbańskiego. Pewnie, gdyby mi zaproponowano pojawienie się na jego miejscu, to bym się zgodził, choć momentami było to wręcz straszne, poza granicami dobrego smaku. Z tego, co widziałem, osoba "roastowana" nie może się odgryzać. Nie wiem, czy bym to wytrzymał. Ale jestem ciekawy.

Czy w ogóle w Polsce mamy teraz coraz ostrzejszy dowcip, taki bez oglądania się na tabu?
To chyba nie jest kwestia jakiejś zmiany związanej z czasem. Dziesięć lat temu równie moc-ne dowcipy opowiadałem przystole. Teraz po prostu artyści są bardziej pewni siebie i mówią rzeczy mocne na scenie. W koń-cu, dlaczego nie? Wszyscy Polacy prywatnie opowiadają sobie jakieś sprośne dowcipy. Po co udawać na scenie, że tych dowcipów nie ma? Można już w Polsce na scenie opowiedzieć żart świński, a nawet rasistowski. Skoro ktoś zapłacił za bilet i przyszedł na występ, to znaczy, że chce takich rzeczy słuchać.

Ale drugą stroną medalu jest sytuacja, jak ta z Kubą Wojewódzkim i Marcinem Figurskim, w której obrazili Ukrainki i z dowcipem przestrzelili. Był nieśmieszny i źle się dla nich skończył. Co myślisz o tej sytuacji?
Sądzę, że w tamtej sprawie różnica polegała na tym, że to nie był występ na scenie, ale program w ogólnodostępnym radiu. Słuchacz nie miał wyboru, musiał takich rzeczy wysłuchać. Jasne, ktoś może zmienić stację w odbiorniku, ale to jednak nie to samo, co wybrać się na show Wojewódzkiego i Figurskiego, wiedząc, czego się spodziewać. Tu ktoś, kto mógł nie chcieć słuchać takich rzeczy, wysłuchał ich. Stąd afera. Nawet jeśli łamanie tabu wielu osobom się podoba, to równocześnie wielu słuchaczy radia Eska było dotkniętych.

Odnośnie tej sytuacji, przeczytałem taką teorię: dowcipy amerykańskich komików często też przekraczają dobry smak, ale gdzie indziej wymierzone jest ostrze dowcipu. Tzn. można opowiadać dowcipy o gwałcie, ale nie wolno szydzić z ofiar, a z gwałciciela. Wojewódzki i Figurski zrobili na odwrót.
No tak, i dlatego w tego typu dowcipach jest niebezpieczeństwo. Wiadomo, łatwo jest opowiadać kawały "przyszła baba do lekarza". Dowcip ostry jest ryzykowny. Tu ludzie nie mogą mieć wrażenia, że jest to szyderstwo, na przykład z ofiar, lecz ironizowanie na temat samego zjawiska.

Coraz silniejszy jest też w naszym kraju teatr improwizacji. Widać to choćby w Lublinie, gdzie grupa improwizacji No Potatoes ma wiernych fanów. Ty z kolei bierzesz udział w improwizowanym programie "Spadkobiercy" na TV4, nawiązującym do show z USA "Who’s Line Is It Anyway". Kabaret na żywo, bez przygotowania, pasuje Ci?
Improwizacja niesie ze sobą pewne ryzyko. Mianowicie, że nie będzie śmiesznie. Tak po prostu jest, że nie każda scena wyjdzie i widownia powinna sobie zdawać z tego sprawę. Przede wszystkim: dużą siłą improwizacji jest osobowość artystów. Widać to na wspomnianym przez ciebie przykładzie "Who’s Line…". Obserwując wiele grup improwizujących (mieliśmy ich sporo w"Spadkobiercach"), mam wrażenie, że stworzenie grupy ze studentów, którzy na co dzień nie piszą tekstów, nie są obyci ze sceną, to za mało. Trzeba mieć łatwość pointowania, szybkość, inteligencję. Mankamentem tej sceny jest też to, że grupy są mało twórcze. Kopiują często patenty zachodnie, zawsze pojawiają się te same rozwiązania, schematy, w stylu: "niech ktoś nam rzuci jakieś hasło do improwizacji". Czekam na moment, gdy pojawi się ekipa z zupełnie nowatorskim podejściem. Ale, ogólnie, przyglądam się i kibicuję, bo to dyscyplina jeszcze młodsza w Polsce niż stand-up.

Zapraszacie do "Spadkobierców" różnych gości, z reguły znanych ludzi. Pamiętasz taką osobę, z którą występowało się najlepiej?
Ciężko powiedzieć. Zwykło się myśleć, że kiepsko w improwizacji wypadają aktorzy. Oni muszą być przygotowani jeszcze przed wejściem. Wymyślają sobie wcześniej jakąś rolę i trzymają się jej kurczowo na scenie. Często jest tak, że za dużo umie-ją, by zdać się tylko na instynkt.

Jak z muzykami z filharmonii, którzy mają grać jazz.
Dokładnie. Na pewno fajnie, naturalnie wypadają sportowcy, muzycy.

Pamiętasz moment, kiedy w trakcie improwizowania szło naprawdę fatalnie?
Nie, a to dlatego, że nie ma sensu nastawiać się, że zawsze będzie super. Czasami, kiedy naprawdę nic nie idzie, lepiej powiedzieć do widowni: "Co, nie bardzo nam idzie, prawda?". Ludzie to lubią, to też jest śmieszne. W ogóle, po latach pracy w kabarecie, uświadomiłem sobie, że publika czeka na wpadki. Jak tylko coś się sypie w skeczu, ktoś zapomniał tekstu, rekwizytu, komuś spodnie spadną, zgaśnie światło - jest zachwycona. Dostała coś ponadprogramowego.

Kilka lat temu powiedziałeś w wywiadzie dla Kuriera Lubelskiego, że zazdrościsz Robertowi Górskiemu pracowitości. Tego, że jest w stanie wyprodukować tak dużo tak dobrych tekstów na potrzeby cotygodniowego programu w telewizji. Teraz dzielisz jego los, bo pracujecie razem nad Kabaretowym Klubem Dwójki. Wymogi telewizyjne Cię stresują?
To dobry moment na to pytanie, bo wkrótce zmieni się ramówka programu. Oprócz "posiedzeń rządu", które pisał Robert, ja będę miał swój blok. Będzie to coś na kształt programu "Tomasz Lis na żywo", tyle że z pseudocelebrytami. No i do tego programu ja będę pisał teksty, bo wcześniej pisałem głównie piosenki i skecze, a Robert zajmował się materiałem na całą resztę. Do tej pory więc telewizyjnego rygoru nie odczułem. A jeśli chodzi o Roberta: jestem z nim świeżo po rozmowie. Przyznał, że sam widzi, iż tak dużo wyprodukowanego tekstu sprawia, że skecze zaczynają być do siebie podobne. Jego Kabaret Moralnego Niepokoju też boryka się z tym problemem. Może więc się zagalopował, choć wciąż uważam, że jego teksty są świetne.

Obserwujesz światową scenę kabaretową, komediową?
Ostatnim takim zjawiskiem był film "Kac Vegas", zwłaszcza pierwsza część, która mnie strasznie rozbawiła. Popłakałem się ze śmiechu. Ale, prawdę mówiąc, nie mam czasu na pilne śledzenie np. sceny stand-up w USA czy Wielkiej Brytanii. Na Zachodzie imponuje mi za to, że jadąc do Birmingham widzę na ścianie tamtejszego klu-bu, że w ciągu tygodnia występuje w nim 46 komików. Wiadomo, że pewnie nie wszyscy są śmieszni, ale skala robi wrażenie. Nie oglądam też zbyt wielu komików, by niechcący nie splagiatować kogoś. Miałem kiedyś słynną historię z gagiem z brzuchomówcą, który robiliśmy z Ani Mru-Mru. W tym czasie do kin wszedł film "Chicago". Po premierze zadzwonił do mnie kolega i pyta: "Czy widziałeś ten film?". Ja na to, że nie. "To lepiej go zobacz, bo jest tam niemal identyczny skecz z brzuchomówcą, jaki wy wystawiacie". Ciarki mnie przeszły. Bałem się, że ktoś posądzi mnie o kradzież pomysłu.

Twoje poczucie humoru z wiekiem się zmienia? Nie chcę sugerować, że kapcaniejesz…
Ależ, czemu nie, każdy kapcanieje! Pewnie kiedyś będę zgorzkniałym tetrykiem, który narzeka, że mu dzieci po osiedlu w piłkę grają. Innych zmian jakoś nie zaobserwowałem. Widzę może, że z czasem na scenie coraz więcej mi wolno. Więcej niż dziesięć lat temu.

Pewna pani profesor z Ameryki, specjalistka od zagadnienia humoru, dowodzi w badaniach, że z wiekiem ludziom coraz mniej podoba się humor abstrakcyjny. Podzielasz ten pogląd?
Myślę, że to prawda. Widać to po kabaretach Mumio, Łowcy. B, prezentujących bardzo abstrakcyjny humor. Oni trafiają do grupy studentów i starszej młodzieży. Marcin Daniec ma raczej starszego odbiorcę. Poza tym, skoro ktoś to zbadał i udowodnił, to tak musi być, i kropka.

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się za darmo: www.kurierlubelski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski