Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozpoznanie metodą Gedeona. Felieton Jacka Borkowicza

Jacek Borkowicz
archiwum
Wypowiedź kandydata na prezydenta Czech, który zadeklarował że w żadnym wypadku nie wysłałby żołnierzy dla wsparcia zaatakowanej przez Rosję Polski, być może nie jest warta tego felietonu. Cóż, pozostaje życzyć Czechom, by jednak nie wybierali Andreja Babisza na głowę państwa, zaś urzędującemu prezydentowi Miloszowi Zemanowi wypada podziękować, że pamięta o zobowiązaniach Paktu Północnoatlantyckiego.

Jeśli więc wspominam o tej niefortunnej wypowiedzi, to bynajmniej nie po to, by przyłączać się do chóru potępienia. Nie ma co rozwlekać komentarzy do spraw oczywistych. Rzecz w tym, że czasem nawet takie niefortunne słowa mogą się nam na coś przydać.

Ale idźmy po kolei. Gest umywania rąk w sytuacji zagrożenia sojusznika ma w naszej części Europy długą genezę. Kamieniem milowym może być tutaj francuskie hasło „nie będziemy umierać za Gdańsk”, rzucone na kilka miesięcy przed atakiem Hitlera na Polskę. Nie sposób też nie wspomnieć naszej pani premier, która w obliczu najazdu na Ukrainę wyraziła gotowość wpadnięcia do domu i zamknięcia za sobą drzwi. Wtedy, w 2014 roku słowa Ewy Kopacz zostały raczej zbyte milczeniem, ale było to milczenie przepełnione zażenowaniem. I to chyba z obu stron polskiej barykady. Podobnie rzecz się miała z ową „gdańską” wypowiedzią Marcela Deata, deputowanego niezbyt dużej partii lewicowej. Zdystansowały się od niej główne francuskie stronnictwa. Zresztą nawet sam Deat nie miał wątpliwości że Polski należy bronić, gdy zaatakowane zostanie jej terytorium. Bo przecież Gdańsk, przypomnijmy, do Polski wtedy nie należał.

Aż w końcu przyszedł wrzesień 1939 i Polska istotnie została zaatakowana. I Francuzi jej nie pomogli. Ani Marcel Deat, ani ci, którzy go krytykowali za defetyzm. Niebawem oni sami padli ofiarą niemieckiego zaborcy.

Jaki z tego morał? Otóż nie są problemem ci, którzy zawczasu deklarują że nie będą walczyć. Prawdziwy kłopot mamy z tymi, którzy obiecują nam pomoc, a w momencie próby dają dyla. Bo tych trudniej jest rozpoznać. A rozpoznanie własnych sił to podstawowa sprawa przed bojem.

Wiedział o tym biblijny Gedeon, szykujący izraelskie wojsko do walki z Madianitami.

Odesłał na tyły tych, którzy gasili pragnienie odkładając na bok miecze, ruszył do bitwy z wyselekcjonowaną resztą żołnierzy, nielicznych, ale pewnych. I wygrał. Bo o zwycięstwie nie decyduje liczba, lecz wiedza o własnej sile, która jest wypadkową siły przeciwnika. Tę wiedzę doświadczeni frontowcy nabywają przez tak zwane rozpoznanie bojem. Zdarza się też czasem, że i bez boju dowiadujemy się, na kogo w momencie próby liczyć nie będziemy mogli. Tym razem dowiedzieliśmy się że jest to Andrej Babisz. Zawszeć to coś, jeżeli tylko możemy być przez to odrobinę mądrzejsi.

Jacek Borkowicz jest historykiem, eseistą i publicystą

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski