Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rybiński: Ratowały nas słaby złoty i konsumpcja

Tomasz Ł. Rożek
Krzysztof Rybiński: - Nie wystarcza mi, że mój rząd dobrze wydaje pieniądze z Unii, on musi być reformatorski
Krzysztof Rybiński: - Nie wystarcza mi, że mój rząd dobrze wydaje pieniądze z Unii, on musi być reformatorski
Z Krzysztofem Rybińskim, partnerem w Ernst & Young i byłym wiceprezesem NBP, rozmawia Tomasz Ł. Rożek

Pewien przedsiębiorca z Indii pracujący w Londynie pytał mnie niedawno o źródła polskiego sukcesu gospodarczego. Patrzył i pytał: jak wy to robicie? No właśnie - jak my to robimy, że kolejny kwartał z rzędu jesteśmy liderami wzrostu gospodarczego w Europie?

Mamy kilka atutów, które pozwoliły nam łagodniej przez tę burzę kryzysową przejść, szczególnie w pierwszych miesiącach roku. Po pierwsze, naszej gospodarki nie osłabiają kredyty - ich udział w PKB jest stosunkowo niski, przedsiębiorcy od dłuższego czasu finansowali inwestycje z własnych pieniędzy, nie korzystając z zewnętrznego wsparcia. W latach 2001-2002 banki zaczęły prowadzić bardzo restrykcyjną politykę w stosunku do firm, kredyty były wysoko oprocentowane i po prostu nie opłacało się ich brać. A nasi sąsiedzi - Czesi, Słowacy, nie mówiąc już o Litwinach, Łotyszach czy Estończykach, brali kredyty na potęgę, banki stosowały inną politykę. No, ale teraz to oni mają kłopoty, a nie my .

Drugim powodem naszego triumfu jest zapewne słaby złoty. Pomógł eksporterom, którzy nawet specjalnie nie oszczędzali, np. nie zwalniali ludzi z pracy.

Pomogło nam zwłaszcza to, że złoty osłabł najbardziej spośród wszystkich walut w regionie. Ani węgierski forint, ani czeska korona nie osłabły tak mocno, bo i Węgry i Czechy są dużo mniejszymi gospodarkami. Nasz rynek walutowy jest w związku z tym bardziej płynny - zawiera się więcej kontraktów niż u naszych sąsiadów, łatwiej o spekulacje na złotym, a poza tym Narodowy Bank Polski unikał jak ognia interwencji na rynku walutowym w przeciwieństwie do narodowych banków Węgier czy Czech. Krótko mówiąc: można było nasza walutę osłabiać do woli, w zamierzony lub mniej zamierzony sposób. I to paradoksalnie okazało się naszym dużym atutem.

Podobnie jak silny rynek wewnętrzny i stosunkowo niewielkie uzależnienie od eksportu. Na początku kryzysu mówiło się, że ratuje nas cywilizacyjne zapóźnienie.

No tak, ale gdyby nie konsumpcja, czyli nasza wrodzona chęć do zakupów, niezanikająca nawet na czas kryzysu, polska gospodarka byłaby w potężnych tarapatach. Np. w Czechach czy na Węgrzech, do których musimy się porównać, by ocenić rzeczywistą kondycję naszej gospodarki, konsumpcja stanowi około połowę całego PKB, u nas jest to zdecydowanie ponad 50 proc., bliżej 60 proc. I całe szczęście. Ale bylibyśmy w jeszcze większych tarapatach, gdybyśmy nie dostawali miesiąc po miesiącu, rok po roku olbrzymich zastrzyków finansowych z Unii Europejskiej. Dotacje unijne pompują gospodarkę, dając nam dodatkowe 3 proc. wzrostu.

I trzeba przyznać, że ten rząd radzi sobie nieźle z wydawaniem tych pieniędzy. Jest już pewne, że wydamy te mityczne 17 mld zł w tym roku, a w przyszłym rząd planuje wydać prawie 30 mld.

To prawda, że ten rząd lepiej i skuteczniej wydaje unijne pieniądze niż poprzednicy, bo coraz częściej uczymy się na wcześniejszych błędach, nieźle poruszamy się w gęstwinie unijnych przepisów, ale co bardzo istotne, w ostatnim czasie procedury unijne uległy znacznemu uproszczeniu. Jeszcze niedawno człowiek z ilorazem inteligencji 130 miał kłopoty z wypełnieniem wniosku o prostą dotację. Dziś Bruksela znacznie uprościła procedury, łatwiej jest wystarać się i dostać pieniądze z Unii. Ale mnie nie wystarcza to, że rządzący dobrze wydają unijne pieniądze, bo to jest pewien impuls z zewnątrz - weszliśmy do Unii i musimy wydawać te pieniądze. Nam potrzeba reform, byśmy rozwijali się w tempie nie 1,5-2 proc., tylko w 7-8 proc. Tylko wówczas będziemy mogli mówić o skoku cywilizacyjnym. Bez reform, o których do znudzenia mówią wszyscy ekonomiści, czyli wydłużenia wieku emerytalnego, KRUS czy reformy szkolnictwa możemy liczyć co najwyżej na 4 proc. wzrost PKB. To za mało.

Jest Pan postrzegany jako wizjoner. Wraz ze swoim zespołem w Ernst & Young pracuje Pan nad uczynieniem z Polski gospodarczego tygrysa.

Mamy tylko jeden problem - politycy nie chcą się z nami spotykać. Wiele razy proponowaliśmy spotkania z niektórymi ministrami i odnosiliśmy wrażenie, że oni w ogóle nie są zainteresowani tym, by Polska mogła się rozwijać jeszcze szybciej. My proponujemy proste, ale skuteczne reformy, podzielone na tzw. dwie generacje. Reformy pierwszej generacji miałyby tworzyć odpowiednie prawo i instytucje, a reformy drugiej generacji polegałyby na konkretnych działaniach, które miałyby wspierać rozwój gospodarczy.

Na przykład? Na razie to ogólniki.

Mamy taki pomysł, by urzędnicy, którzy np. odpowiadają za realizację wielkich projektów infrastrukturalnych, np. za budowę autostrad, byli nagradzani premiami za to, że budowa została zakończona przed terminem i np. za mniejsze pieniądze, niż to było wcześniej planowane. Wyobraża pan sobie, jaki byłby t o impuls dla gospodarki? Wszyscy chcieliby szybciej skończyć wielkie budowy, remonty itp. Momentalnie odczulibyśmy to wszyscy - jestem przekonany, że wzrost gospodarczy na poziomie 7-8 proc. mamy jak w banku.

Ale jak w banku mamy też to, że rząd będzie bardzo bierny.

Może przestać być bierny, gdy mniej więcej od połowy następnego roku zacznie się druga fala kryzysu - może mniej dotkliwa niż pierwsza, ale dla naszego budżetu na pewno bolesna. Brak reform oznacza, że państwo nie będzie mogło umiejętnie bronić się przed kryzysem. A rząd musi wiedzieć, że trzeba działać szybko, bo w przyszłym roku będziemy mieć rekordowy deficyt finansów publicznych! Jeżeli okaże się, że rząd w którymś momencie będzie miał problemy np. ze sprzedażą bonów skarbowych, to jest bardzo prawdopodobne, że zabraknie pieniędzy na niektóre świadczenia.

To brzmi groźnie, zwłaszcza że policjanci już wyszli na ulice.

W przyszłym roku takich demonstracji i strajków może być więcej. Bywały już takie sytuacje, gdy z opóźnieniem wypłacano nam wynagrodzenia i emerytury. Jeżeli kryzys całkowicie i szybko nie odpuści, rząd będzie miał w przyszłym roku bardzo twardy orzech do zgryzienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski