Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sagi Lubelszczyzny: Aleksander budował mosty, zatem mógł się jeszcze przydać

Marcin Jaszak
Budowa jednej z ulic Krasnegostawu, którą prowadził Aleksander. Lata pięćdziesiąte
Budowa jednej z ulic Krasnegostawu, którą prowadził Aleksander. Lata pięćdziesiąte Archiwum Zbigniewa Stepanowa
Historia tej rodziny to wieczne podróże wymuszone przez wojny. Zbigniew Stepanów opowiada o ojcu Aleksandrze, kłótni starosty z księdzem, wyprawie do Warszawy oraz pobycie w sierocińcu.

Mikołaj Stepanow na początku ubiegłego wieku przyjechał z Wilna do Dęblina, aby objąć posadę naczelnika stacji kolejowej. Tam w 1906 roku poznał Apolonię Kuszewską, która przebywała wówczas u swojej cioci Marii Kazańskiej, żony pułkownika z dęblińskiej twierdzy. Nie trzeba było długo czekać, aby młodzi wzięli ślub w puławskim kościele. Rok później rodzi im się pierwsze dziecko, Aleksander. Pięć lat po jego narodzinach, naczelnik stacji i jego żona cieszyli się kolejnym dzieckiem. Na świat przyszła Helenka. W 1912 roku pakują podstawowy dobytek i ruszają pociągiem, wspólnie z wojskiem, w ośmioletnią podróż przez bezkresy Imperium Rosyjskiego, a później Związku Radzieckiego. Już wtedy w brzuchu Apolonii czekało następne dziecko, które zapoczątkowało narodziny kolejnych Stepanowów w kolejowym wagonie.

Tę historię opowiedziała nam w ubiegłym roku Wiera Kosiorkiewicz, z domu Stepanow, która urodziła się podczas wspomnianej podróży. Po ośmiu latach tułaczki Stepanowowie powracają do Polski. Mikołaj początkowo pracuje w lubelskiej cukrowni, aby po czasie wrócić na stację kolejową w Dęblinie. Umiera nagle w 1927 roku. Jak potoczyły się losy jego potomków?

Panie Zbigniewie. Wiera to Pana ciocia? Pan z kolei jest synem Aleksandra. Pierworodnego syna Mikołaja i Apolonii. Proszę o ciąg dalszy opowieści pani Wiery.
Aleksander oderwał się od stada i trafił do Tarnogóry, tam prowadził budowy dróg. Tam też poznał Zofię Skubikowską, która studiowała wtedy pedagogikę przedszkolną na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Skoro poznał i Pan o niej wspomina, to pewnie wzięli ślub?
Ożenił się, ale nie od razu. Najpierw musiał skończyć studia. Takie, można powiedzieć, dostał ultimatum od ojca Zofii. Ona właśnie kończyła studia, zatem Aleksander też musiał być wykształcony. Wzięli ślub dopiero, kiedy Aleksander ukończył w 1930 roku Szkołę Inżynierii Cywilnej Dróg i Mostów w Warszawie.

Cóż to za rodzina, że pragnęli tak wykształconego zięcia?
Paweł i Katarzyna byli zamożni. Posiadali dworki i ziemię w Tarnogórze i okolicach oraz kamienice w Krasnymstawie. Dziadek Paweł był też współudziałowcem cukrowni w Garbowie. Jeden z ich synów, Witek prowadził zakłady mięsne w Warszawie, a drugi, Bogusz miał kopalnię gdzieś na Śląsku. Podczas okupacji trafiłem, jako dziesięciolatek, do wujka Witka...

Do tego dojdziemy. Aleksander poślubił Zofię Skubikowską i...
Przeprowadzili się do Lublina i mieszkali w wynajętej kamieniczce na Czechowie, a tata pracował przy budowie dróg. W 1933 roku rodzę się ja, a po mnie Hania. Około 1935 roku przeprowadzamy się do Garwolina. Tata dostał propozycję od starosty garwolińskiego, aby objąć stanowisko kierownika powiatowego zarządu drogowego. Zbyt wielu szczegółów z tamtego okresu nie pamiętam, ale tata zdobył zaufanie starosty i wszystko układało się dobrze, do czasu kiedy wplątał się w niesnaski między starostą a księdzem dziekanem. Początkowo były to kłótnie na szczeblu towarzyskim. Prawdopodobnie przy brydżu popstrykali się o przydrożne kapliczki. Ten chciał ocalić, tamten zlikwidować. Starosta wydał ojcu polecenie służbowe, dotyczące likwidacji tych kapliczek, a tatuś zebrał wtedy całą służbę drogową i zapowiedział im, że żadnej kapliczki ruszyć nie wolno. Zagotowało się i starosta stwierdził, że ojciec zrobił samowolę. Tak się kłócili, aż sprawa doszła do prezydenta Mościckiego i prymasa Hlonda, bo wierni podczas mszy zaczęli robić protestacje. Poufnie prezydent stanął po stronie ojca i dziekana.

Poważna sprawa.
Prezydent i prymas obserwowali to blisko pół roku, aż w końcu Mościcki przeniósł starostę do Krzemieńca, a Hlond dziekana gdzieś w poznańskie.

Zapomnieli o Aleksandrze?
Mimo że tatuś kłócił się ze starostą, to ten ściągnął go w okolice Krzemieńca do Białozórki. Tam tata został kierownikiem zarządu drogowego. Wszystko się układało, ale 17 września 1939 roku wkraczają bolszewicy i zaczyna się katorga. W starostwie wystrzelali blisko sześćset osób. My prze-trwaliśmy dzięki nazwisku, pasowało im, bo brzmiało jak rosyjskie, a poza tym tata był im potrzebny. Ojca zostawili jako jednego z nielicznych. - Budować umiesz? A lotnisko wybudujesz? - zapytali i zabrali ojca do Mołodiatycz, aby prowadził im roboty budowlane, bo jak nie, to oczywiście kulka w łeb. My zaś uciekamy z mamą do Tarnopola. Później tata wraca do nas, bo kiedy wkraczali Niemcy, to też potrzebowali fachowców. Przenosimy się do Zaleszczyk. Tatuś cały czas buduje, aż do 1943 roku, kiedy to NKWD aresztuje go w Podhajcach, bo doszli, że był w konspiracji, no i ta praca dla Niemców i tak dalej.

Rosjanie, Niemcy i konspiracja. Ciekawe.
Już opowiadam. Kiedy mieszkaliśmy w Zaleszczykach, też w obwodzie tarnopolskim, przez miasteczko jechała polska kolumna rządowa, która tamtędy uciekała do Rumunii. Generałowie, ministrowie i ich rodziny. Właśnie w tym miasteczku zabrakło im paliwa. Oczywiście Żydzi chcieli jak najwięcej na nich zarobić. Szybko przeliczyli paliwo na złoto. Ojciec zebrał Żydów i zabronił im brać za to jakichkolwiek pieniędzy. Podliczył, ile będzie potrzebnych beczek paliwa i Żydzi dostali pokwitowania. Problem w tym, że robił wtedy fotografie na pamiątkę, no i te fotografie wykorzystało później NKWD.

Aresztowanie Aleksandra to 1943 rok, przejazd rządowej kolumny to 1940. Przez te lata Stepanowowie pewnie swoje przeszli?
Kiedy Niemcy wzięli tatusia do pracy, początkowo udawał, że nic nie potrafi. W końcu i tak zaczął dla nich pracować. Budowali wtedy w Tarnopolu wiadukt kolejowy i tata prowadził te roboty. Nadzór nad nim sprawowali dwaj pułkownicy. Jeden Niemiec, drugi Czech. Tata mimo to włożył w jedno z łożysk wiaduktu ładunek wybuchowy. Podczas otwarcia mostu puszczono pociąg i wszystko gruchnęło. Pułkownicy od razu zostali rozstrzelani, a tata ocalał, bo nadal mógł się przydać. Przenieśli go jednak na pół roku do nasycalni podkładów kolejowych. Chemikalia, smoła..., kiedy przychodził do domu, to krew mu się z twarzy lała.

Następnie zapytało o niego NKWD.
Jeszcze wcześniej mnie udało się uniknąć rozstrzelania. To było pod koniec 1943 roku w Tarnopolu. Z jednej strony w nocy bolszewicy, a z drugiej w dzień Niemcy. No i Niemcy wyprowadzali większość mieszkańców i ustawiali ich w kolumny, aby wybierać do rozstrzelania. W ten sposób chcieli zachować porządek w mieście. Kolumna paru tysięcy ludzi, a Niemiec podchodzi do mnie i mnie wyciąga, wtedy mówię, że chcę do toalety, akurat była blisko. O dziwo pozwolił mi pójść. Wychodki były na podwórkach, a wszystko połączone kanałami. Zanurkowałem do tego kanału i wyszedłem na siódmym podwórku, ale wróciłem do kolumny i odnalazłem ojca. Zaraz mnie rozebrał i czymś okrył. A później to NKWD. Byliśmy spakowani i przygotowani na repatriację do Polski. To pamiętam dobrze, nie wiem jakiego dnia, ale o godzinie jedenastej wpadają do nas bolszewicy i robią rewizję. Znaleźli zdjęcia z Zaleszczyk i mówią, że ci, co uciekali do Rumunii, to zdrajcy. Na to tata wypowiedział się, delikatnie mówiąc, niepochlebnie o Leninie i Stalinie. Natychmiast go zabrali i trafił na Syberię, gdzieś nad rzekę Peczorę.

Zofia zostaje z dziećmi.
Ja, Hania, Witek i Józio. Niedługo po tym przychodzi jakiś łącznik z konspiracji i pomagają nam wyjechać. Byliśmy przygotowani do repatriacji, ale stan osobowy się nie zgadzał, bo brakuje ojca. Podstawili nam więc jakiegoś człowieka, w ten sposób wsiedliśmy do pociągu i trafiliśmy do Zamościa, a stamtąd do Tarnogóry, do majątku Skubikowskich. Choć byliśmy już w rodzinnych stronach, to i tak było niebezpiecznie. Mamusia wysyła mnie do Warszawy, do wujka Witka Skubikowskiego.

Miał Pan zaledwie dziesięć lat!
Nie szkodzi. Dała mi kartkę z adresem i list. Wsiadam do pociągu w Izbicy koło Zamościa. Na stacji stoi pancerny pociąg z radzieckim wojskiem. Pokazałem im kartkę i pomogli. Nakarmili, napoili i jeszcze z dzieciaka pożartowali. W Warszawie na Dworcu Wschodnim kontrola. Jakiś kapitan zainteresował się tym, co tam robi dziecko. Znów pokazuję kartkę, on czyta - Ulica Inżynierska? - i mówi, że też mieszka na Pradze. Dostałem suchary i po służbie zawiózł mnie do wujka. Tam mieszkałem rok i nawet się uczyłem. Wujek Witek miał syna Jurka. Był jakieś sześć lat starszy ode mnie. Jak on mi imponował! Minął rok i dostaliśmy wiadomość od mamusi, że muszę wracać do domu. Znów coś się działo! Wracam, a mamusia mówi: - Musisz z Wieśkiem jechać do Turkowic, tam wam pomogą. My z Hanią i Józiem zostaniemy w Tarnopolu.

Do Turkowic?
Tam był dom dla sierot, prowadzony przez siostry służebniczki. Nie wiemy co, jak, dlaczego, ale jedziemy. Skończyłem szkołę powszechną i szybko się zaaklimatyzowaliśmy. Ja nawet pomagałem siostrom i pamiętam siostrę Różę, była bardzo dobra i życzliwa. Mieszkaliśmy tam do 1947 roku, do powrotu tatusia z Syberii. On, kiedy wrócił, pojechał do Hrubieszowa, później do cioci Wiery w Lublinie. Pomogła mu nas odnaleźć i wszyscy wyjechaliśmy do Hrubieszowa, bo tam tata miał znajomego - inżyniera Chrapacza i udało mu się znaleźć pracę. Skończyłem gimnazjum Staszica i znów wyjechaliśmy. Tym razem do Krasnegostawu. Wtedy burmistrzem był pan Czarnecki i ojciec pomagał mu kanalizować miasto. Mam tu zdjęcia z początków budowy w Krasnymstawie, przy rusztowaniach wieży ciśnień.

Tata opowiadał o Syberii?
Jak zwykle miał dużo szczęścia. Oczywiście dzięki wykształceniu nadzorował jakieś prace budowlane i w jego grupie znalazł się były pilot Stalina. Niewiele potrafił i twierdził, że umie tylko latać. Tata uparcie jednak go angażował do pracy i w ten sposób mu pomagał. Minął jakiś czas i władza przypomniała sobie o pilocie. Wrócił do łask. Zorganizowali mu nawet pożegnanie z występami artystycznymi. Wtedy ten pilot zapytał - Aleksander, czy mogę ci jakoś pomóc? Tata przekazał mu list do cioci Wiery. Na koniec pilot obiecał, że zrobi wszystko, żeby go stamtąd wyciągnąć. Za parę miesięcy tata wrócił do Polski. Zaproponowali mu, żeby wstąpił do późniejszych struktur PKWN. Odmówił i zajął się pracą, przez to później go gnębili i był wiecznie przedmiotem zainteresowania służb bezpieczeństwa.

On budował, a Pan poszedł w jego ślady.
W Krasnymstawie tata powiedział: - Zbysiu, co ty tu będziesz jakieś ogólniaki kończył. Masz mieć wykształcenie techniczne! - i wysłał mnie do szkoły budowlanej przy ulicy Długosza w Lublinie. W ten sposób i ja zacząłem budować.

Cóż to za motocykl na tej fotografii?
To w Biłgoraju w 1956 roku. Tam trafiłem z nakazu pracy i po jakimś czasie zostałem dyrektorem Powiatowego Zarządu Dróg Lokalnych. A motocykl to victoria.

Musiał Pan nieźle zarabiać!
No fakt, zarabiało się, ale do czasu, bo podpadłem partii. Pochwalę się, że pod moim bezpośrednim nadzorem powstało około dwóch tysięcy kilometrów dróg i sześćset obiektów mostowych, linie kolejowe, byłem podwykonawcą robót Dworca Centralnego PKP w Warszawie... i podobnie jak tata starałem się być zawsze z daleka od partii.

Udało się?
W końcu otrzymałem tę legitymację, ale i tak byłem na celowniku, bo interesowała mnie przede wszystkim praca. Jakoś tak wiecznie się przeciwstawiałem i przez to miałem problemy. Proszę zobaczyć. Stenogram z VII zjazdu delegatów. Miałem przemawiać i dali mi przygotowany tekst wystąpienia. Położyłem i wziąłem swój. Skrytykowałem wtedy partię, oczywiście nie wprost. Chodziło o sposób budowy dróg. Od tamtej pory...

Panie Zbigniewie, pozwoli Pan, że te kilometry dróg i zatargi z partią zostawimy sobie na następną rozmowę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Co dalej z limitami płatności gotówką?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski