Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sagi Lubelszczyzny: Franciszka Arnsztajnowa, poetka międzywojennego Lublina

Ewa Czerwińska
Franciszka Arnsztajnowa
Franciszka Arnsztajnowa
- Franciszka Arnsztajnowa tworzyła historyczną legendę Lublina. Według Romana Rosiaka, badacza jej twórczości, była największą literatką ziemi lubelskiej. Jeszcze przed Czechowiczem próbowała wpisać Lublin w literacką mapę Polski - z Aliną Jahołkowską, polonistką, poetką, członkiem ZLP o Franciszce Arnsztajnowej, największej poetce międzywojennego Lublina, poetyckiej fotografii miasta, niezwykłym małżeńskim tandemie Arnsztajnów, rozmawia Ewa Czerwińska.

Ten księżyc, który czerwcową nocą ślizga się po dachach Starego Miasta przypomina mi Franciszkę Arnsztajnową. Obok Józefa Czechowicza najznaczniejszą poetkę lubelską międzywojnia.
W osiemdziesięcioletnią historię lubelskiego oddziału Związku Literatów Polskich Arnsztajnowa wpisała się złotymi zgłoskami jako jego inicjatorka i współzałożycielka. Funkcję prezesa przyjęła w 1932 roku w czerwcu, po Czechowiczu. Łączyła ich przyjaźń. Pisali do siebie, w listach jest mowa o "złotym sercu", "serdecznej duszy"... Są lata 30. Już wtedy Franciszka tworzyła historyczną legendę Lublina. Według Romana Rosiaka, badacza jej twórczości, była największą literatką ziemi lubelskiej. Jeszcze przed Czechowiczem próbowała wpisać Lublin w literacką mapę Polski. Urodziła się w 1865 roku, w Lublinie.

Więc kiedy przejmowała prezesowanie związkiem była leciwą panią.
Tak. Duża różnica wieku - trzydzieści lat - dzieliła poetkę i jej przyjaciela. Franciszka urodziła się w rodzinie żydowskiej o głębokich tradycjach patriotycznych. Czuła się Polką. We wszystkim co robiła ta polskość zaznaczała się złotymi zgłoskami. Jej matka Malwina Meyerson była literatką, autorką książek o tematyce żydowskiej. Jeszcze przed Elizą Orzeszkową podejmowała te wątki. Ojciec - Bernard Meyerson, był kupcem, dyrektorem Towarzystwa Kredytowego Miasta Lublina. Arnsztajnowa to prawnuczka ortodoksyjnego rabina Azeriela Horowitza. Skończyła gimnazjum żeńskie w Lublinie, a po nim studiowała nauki przyrodnicze w Niemczech. Wyszła za mąż za lekarza Marka Arnsztajna i wraz z nim prowadziła działalność społeczną, charytatywną i patriotyczną, także w czasie pierwszej wojny światowej.

Jej dom w kamienicy przy Złotej był azylem dla wielu środowisk, niepodległościowych, patriotycznych. To był dom otwarty. Przychodziła tam młodzież z lubelskich szkół, przyjaciele zbierali się dla uczczenia państwowych rocznic. W salonie literackim bywali między innymi Józef Czechowicz i Czesław Miłosz. Atmosferę tego miejsca sugestywnie opisała Hanna Krall w książce "Wyjątkowo długa linia". To jedyny od czasów "Sztukmistrza z Lublina" utwór, którego bohaterem jest Lublin. Krall nie podaje adresu kamienicy, w której mieszkała poetka, ale to tylko podkreśla uniwersalność domu, który jest całym światem. Napisała: "Nie w każdym domu bywa człowiek, który jest jednym z największych poetów XX wieku." Zgodnie z wolą poetki, ten dom miał być przystanią środowisk twórczych. I tak się stało - przez lata służył za siedzibę ZLP. W roku 1997 wmurowano tam tablicę pamiątkową, na uroczystość przyjechała Janina Titkow, aktorka, wnuczka poetki.

Marek Arnsztajn był znanym lekarzem.
Bardzo cenionym. W działalności zawodowej i społecznej potrafił łączyć środowiska polskie i żydowskie. Aktywnie uczestniczył w życiu miasta. Kiedy umarł, zorganizowano mu wielki pogrzeb w Lublinie. Około dziesięciu tysięcy osób wzięło w nim udział. Był demonstracją wdzięczności dla człowieka i lekarza, który potrafił z takim oddaniem i bezinteresownością pracować dla miejscowej społeczności. Dostał od lublinian tytuł "Medicus medicorum" (Lekarz uczony).

To było dobrane małżeństwo?
Jedno cementowało ich najbardziej: wspólne cele - charytatywna postawa, poświęcanie się dla innych. Razem działali społecznie. Marek i Franciszka stanowili wyjątkowy tandem.

Franciszka była pobożną Żydówką?
Choć wywodziła się ze środowiska żydowskiego - to rzecz znamienna - tkwiła bez reszty w tradycji i kulturze polskiej. Uważała się za chrześcijankę. Po śmierci Marka, którego pochowano na cmentarzu żydowskim w roku 1934, poczuła się zagubiona, osamotniona. Może dlatego, w wieku siedemdziesięciu lat przyjęła wiarę chrześcijańską.

Kiedy debiutowała?
W 1885 roku, na łamach Kuriera Codziennego wierszem "Na okręcie". A pierwszy zbiór poezji opublikowała w 1895 roku. I w roku 1932 była już autorką dwóch tomików poetyckich: "Archanioł jutra" oraz "Odloty". Te pierwsze zbiory są jakby literackim albumem Lubelszczyzny. Wiersze emanują zapachem polskich ziół, siana, żywicy. Cieszą zapachem macierzanki, mięty, szumem koszonej trawy. Wiersze wypełnia uroda polskich kwiatów. Poetka piórem utrwala urodę białych brzóz, sosen. W poetyckie strofy wpisuje miłość do polskiej ziemi. Kiedy wyjeżdżała, tęskniła za Lublinem, zwłaszcza podróżując za granicą. Wracała zawsze z radością. Czuła się związana z ludźmi, przyrodą. Ogromnie ważny w jej twórczości jest potencjał patriotyczny. Wiersz "Archanioł jutra" wydany w 1924 roku to przekaz romantycznych wartości - przywołuje rolę Konstytucji Trzeciego Maja, wartość patriotycznego zrywu w listopadzie 1831 roku. Arnsztajnowa upamiętnia ideały unii między narodami poświęcając jeden z wierszy stojącemu w centrum miasta, na placu Litewskim, obeliskowi. Pisze o Kościuszce, Poniatowskim. Pisze wiersz "O Polsko", ona - poetka pochodzenia żydowskiego. Podrywa w nim Polaków do zrzucenia łachmanów niewolniczej szaty. "O Polsko, jeno wspomnieć zechciej, żeś Królową!" . Wszystkie utwory dedykowała uczniom lubelskich szkół poległym za ojczyznę. A oprócz twórczości zajmowała się nauczaniem analfabetów. To jej dawało dużo satysfakcji.

Wydała też tomik wierszy wspólnie z Czechowiczem. To niezwykły dwugłos piętnastu wierszy o Lublinie. Czuje się tę miłość do starych zaułków, siwych murów, których "czar nowy odkrywa co dnia", "co dnia na nowo serce oddając w niewolę temu miastu". Poetyckim słowem nawleka czary Lublina. Te wiersze to literacka fotografia Starego Miasta: Rynku, Grodzkiej Bramy Krakowskiej, placu Fary…

No i te po kobiecemu zauważone szczegóły. Jest malarką nastroju.
O, tak! Zwraca uwagę na szczegóły. Lew z ulicy Olejnej, lampa elektryczna w Bramie… Ale nie tylko opiewa Stare Miasto. W utworze o ulicy Zamojskiej przypomina cienie drzew, pod którymi upływało jej dzieciństwo.

Czy wiemy, kiedy poetka zaprzyjaźniła się z Józefem Czechowiczem?
Obydwoje byli poetami, więc ta znajomość była naturalna. A że przekształciła się w przyjaźń starszej pani z młodym, zdolnym poetą, to nic dziwnego. Bardzo pięknie napisał Wacław Gralewski, że wspólny tomik Arnsztajnowej z Czechowiczem - "Stare kamienie" to dowód prawdziwej przyjaźni i zrozumienia dwóch interesujących osobowości. To "jedyny manifest przyjaźni dwóch pokoleń kroczących jednym poetyckim gościńcem". Poeci nie rywalizowali ze sobą. Dopełniali się. Ich wspólne dzieło to literacki przewodnik po starych ulicach, zaułkach. Bardzo wnikliwy, emocjonalny, a jednocześnie ożywiony wyobraźnią plastyczną. Arnsztajnowa żegna się z Lublinem wierszem "Ostatni film". Publikuje go w 1935 roku na łamach chełmskiej "Kameny". Czuje się w nim przeczucie śmierci. Ale po trzech latach wraca do tematu rodzinnego miasta i poświęca wiersz Bystrzycy. Pisze "Bystrzyco, młodości rzeko"…

Ale z tego ukochanego Lublina w końcu poetka wyjeżdża. Dlaczego?
Decyzję o opuszczeniu Lublina podjęła pod wpływem ważnych rodzinnych wydarzeń: śmierci męża i syna. Syn zmarł na gruźlicę, pochowała go w 1934 roku. Męża dwa lata wcześniej, o czym już wspomniałam. Samobójstwo popełniła jej synowa. Sama Arnsztajnowa cierpiała w starości na głuchotę. Ostatnie lata spędziła w Warszawie. Nie umiała żyć samotnie. Przeniosła się do córki. W liście przesłanym do Kazimierza Andrzeja Jaworskiego napisała, że nie z własnej woli i z wielkim żalem opuszcza Lublin. Opisał to pożegnanie Wacław Gralewski, lubelski literat. Franciszka Arnsztajnowa patrzyła spojrzeniem człowieka dźwigającego niepomierny ciężar. "Patrzyła na mnie jakby twarz Niobe, której łzy zamieniły się w kamień " - napisał Gralewski.

Jakie były te ostatnie lata poetki?
W czasie okupacji mieszkała w warszawskim getcie. Jedna z wersji jej śmierci mówi o tym, że pewnego dnia poetka ubrała się w jedyną czarną jedwabną suknię, jaką miała, przypięła do niej Order Polski Odrodzonej i zażyła truciznę. Ale najbardziej prawdopodobna jest informacja, że wraz z innymi mieszkańcami getta została zamordowana w Treblince. Bardzo bliska jest mi jej postać. Napisałam nawet wiersz dla niej "Legenda Ary". Arnsztajnowa powraca ścieżką literackiej legendy miasta, które kochała. To była jej mała ojczyzna. Lublin wprowadziła nie tylko do polskiej literatury, ale i kultury Europy. Dopełniła cudowny obraz Lublina stworzony przez Czechowicza. Z ogromnym wzruszeniem poznawałam jej twórczość.

Dziękujemy Muzeum Lubelskiemu i Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej za udostępnienie zdjęć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski