Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sagi Lubelszczyzny: Mam trzystu nowych członków rodziny - mówi Beata Skawińska-Migacz

Gabriela Bogaczyk
Beata Skawińska-Migacz tworzy drzewo genealogiczne swojej rodziny. Wszystkie informacje skrupulatnie zapisuje. Jej mama, 90-letnia pani Krystyna, wspomina swoją młodość i czasy szkolne w dawnym Lublinie

Ostatnich trzynaście lat pani Beata Skawińska-Migacz z Lublina spędziła na szukaniu korzeni genealogicznych ze strony ojca. Dzięki tytanicznej pracy udało się jej poznać imiona, nazwiska, daty i miejsca narodzin ponad trzystu członków rodziny. Nauczycielka przekopała się przez setki metryk, aktów urodzeń czy ślubów.

- Pamiętam, że na początku chwyciłam książkę telefoniczną i spisałam numery do wszystkich Skawińskich z całej Polski i po kolei dzwoniłam. Odzew po drugiej stronie słuchawki był bardzo życzliwy, choć często się zdarzało, że nie byliśmy spokrewnieni - opowiada. Obecnie, drzewo genealogiczne spisane jest na wielkim brystolu, który mierzy dziesięć metrów długości i po rozłożeniu zajmuje trzy czwarte korytarza w szkole, w której pracuje.

Odkrywanie przodków
Najstarsze informacje sięgają 1600 roku. Historia zaczyna się od Jędrzeja Skawińskiego herbu Rawicz. Skawińscy byli związani z lubelskimi miejscowościami: Targowiska i Zakrzew, położonymi około 30 km od Lublina. - Okazało się, że w naszej rodzinie był m.in. Piotr Skawiński, uczestnik powstania listopadowego, który później wyjechał do Francji. Był także wynalazcą. Jego imieniem nazwano wymyślony przez niego pług - opowiada. Pani Beata jest też pod wrażeniem życiorysu Jana Skawińskiego ze Skierbieszowa, którego nekrolog znalazła w „Gazecie Warszawskiej” z 1881 roku.

- Tak długiego nekrologu jeszcze nie widziałam na oczy. Wynika z niego, że był bardzo dobrym człowiekiem. Nie wiem, kto jest autorem tego posłowia, bo podpisał się jedynie jako „Wł” - mówi pani Beata.

Autorkę drzewa genealogicznego zaskoczył fakt, że często dochodziło do ślubów między członkami rodziny. - I wiecznie była zgoda władz kościelnych na zawarcie ślubu. Jak np. umarła kobieta, to jej mąż żenił się ponownie z jej siostrą. Przez to czasem trudno było rozwikłać poszczególne historie - zauważa pani Beata.

Pradziadkiem pani Beaty był Aleksander, który mieszkał pod Kijowem. - Pracował jako urzędnik. Dom stał za lasem, dziećmi opiekowała się bona - opowiada pani Beata. Aleksander z Heleną mieli trójkę dzieci. Edward był wojskowym i gdy dowiedział się o śmiertelnej chorobie, popełnił samobójstwo. Franciszka wyszła za mąż za wojskowego w Humaniu. Mieli córkę Halinę. Prawdopodobnie zginęła podczas przekraczania granicy za czasów stalinowskich. Był też Roman - dziadek pani Beaty.

Rowerem do Tbilisi i do Lublina
Jako młody chłopak, Roman pracował przy budowie kolei w Gruzji. Był też m.in w Baku, Odessie i Tbilisi.

- Teść mi opowiadał, jak przed wybuchem I wojny światowej jechał rowerem z poborami dla pracowników budowy mostu w Tbilisi. Wstąpił do jakiejś wioski po drodze, bo chciało mu się pić. Gdy kobieta podała mu szklankę wody, to momentalnie zjawiło się kilkunastu mężczyzn i chcieli go pobić za to, że zaleca się do tej kobiety - relacjonuje pani Krystyna, synowa Aleksandra Skawińskiego.

Na szczęście udało mu się szybko uciec. Po drodze zauważył, że zgubił pieniądze, które wiózł dla pracowników. - Straszna kara by mu za to groziła, więc szybko wrócił. Paczka leżała na drodze, bo nikt akurat tamtędy nie jechał - dodaje pani Krystyna, 90-latka.

Przed rewolucją październikową Roman musiał uciekać z domu rodzinnego. Uciekł do Polski. Pracował m.in. na dworcu kolejowym w Lublinie, w Fabryce Wódek i Likierów oraz Zakładach Tytoniowych. W 1925 roku wziął ślub z Kamilą Dziubińską i zamieszkali na Wrotkowie.

- Był to taki domek nad samą rzeką. Babcia była bardzo dobrą krawcową. Teść wspominał, że jak mieszkał pod Kijowem, to świnie chodziły na żołędzie do lasów - wspomina synowa Romana Skawińskiego.

Syn Kamili i Romana urodził się w 1928 roku jako Maria Roman. Później życie wymusiło na nim zmianę imienia na Marian.

Pani Krystyna poznała męża w liceum Sobolewskiej przy 1 Maja w Lublinie.

- Tam znalazłam się w klasie matematycznej. Prawie sami chłopcy, a my we trzy dziewczyny. W 1948 roku zaczęliśmy chodzić ze sobą, a w 1950 wzięliśmy ślub z Marianem w kościele św. Agnieszki na Kalinowszczyźnie - dodaje.

Szkoła Handlowa u kanoniczek
Zanim dzisiejsza 90-latka trafiła do szkoły im. Sobolewskiej, najpierw przyjechała bryczką z rodzinnej Żółkiewki z księdzem i jego siostrzenicą do gimnazjum sióstr kanoniczek na Podwalu. Naukę rozpoczęła 1 września 1939 roku.

- W pierwszych dniach, Niemcy zrobili rewizję u kanoniczek, bo jedna z koleżanek pokazała im język przez okno. Jeden z nich tak się wściekł, że zaczęłyśmy odrywać wszystkie orzełki z beretów, a koleżance obcięłyśmy włosy, żeby jej ten Niemiec nie poznał - wspomina pani Krystyna. Na szczęście Laurze Lefleur, dyrektorce szkoły, udało się załagodzić sytuację, bo sama miała korzenie niemieckie.

13-letnia wówczas Krystyna mieszkała tuż obok szkoły w pensjonacie u sióstr kanoniczek. - Z okien widziałyśmy i słyszałyśmy bombardowanie Lublina. Nie schodziłyśmy do piwnicy, gdzie był schron, tylko siedziałyśmy przy oknie na korytarzu i patrzyłyśmy - opowiada.

Budynek sióstr graniczył z gettem żydowskim, które znajdowało się w miejscu dzisiejszego pl. Zamkowego. - To było całe osiedle domków. Pamiętam, że rosły tam krzewy. I było tamtędy dojście na Kalinę, ale strach tamtędy było chodzić, bo napadali - wspomina pani Krystyna. I dodaje: - Widziałam, jak Żydzi wydawali Niemcom złoto wiadrami. Jednak nie wolno nam było patrzeć w stronę getta. Zresztą było odgrodzone żołnierzami z każdej strony - mówi kobieta.

Pani Krystyna opowiada, że nauka w szkole odbywała się cały czas. Laurze Lefleur udało się oficjalnie utworzyć Szkołę Handlową, która trwała dwa lata. Nasza rozmówczyni dobrze pamięta słynną dyrektorkę. - Miała około 40 lat. Była dosyć krępą brunetką. Nigdy jej nie widziałam w habicie. Zawsze była po cywilnemu ubrana - opisuje 90-latka. I wspomina: - Nie lubiła mnie. Miała pokój obok naszego. Gdy nie mogłam już spać, to wstawałam, a wtedy modne były drewniaki. Ona zawsze potem mówiła: „Już wstała ta ciężka artyleria - śmieje się pani Krystyna.

W klasztorze mieszkało co najmniej dwadzieścia sióstr kanoniczek. Pani Krystyna pamięta imiona niektóych z nich: siostrę Scholastykę, siostrę Matyldę i siostrę Gabrielę. - Miały po około 20 lat. U nich też funkcjonowała hierarchia. Najwyżej postawione były te, które uczyły też w szkole przedmiotów praktycznych, potem te, które skończyły szkoły, a najniżej były siostry, które pracowały w ogrodzie i kuchni. One nawet nie jadły z innymi siostrami w refektarzu - opowiada pani Krystyna.

Po dwóch latach Szkoły Handlowej, nastoletnia Krystyna wróciła do rodzinnej miejscowości. W międzyczasie Żydów w Żółkiewce ubywało. Dwa tysiące z nich Niemcy deportowali do obozu w Bełżcu.

Pamięta, jak przed wybuchem wojny, Żydzi handlowali w Żółkiewce. - Znaliśmy ich, bo jedna i druga ulica była pełna sklepów żydowskich. Była piekarnia, warsztat krawiecki. Ludzie się tam zaopatrywali, bo mieli bardzo niskie ceny - opowiada.

Pani Krystyna pamięta, jak doszło do pogromu Żydów w 1939 roku. - Zaczęło się od tego, że 7-letni Żydek chwycił jakąś broń i chciał wszystkich wybić w gminie. Na drugi dzień partyzanci wymordowali około dwudziestu osób - mówi.

Po przyjeździe zaczęła pracę w spółdzielni mleczarskiej. Działała też w Armii Krajowej. - Specjalnie dużo nie robiłam. Jak jechałam po towar do Krasnegostawu, to dawali mi ulotki czy listy do przekazania komuś. A ja je zwijałam w rulonik, dawałam za ucho i przykrywałam włosami, żeby nie było widać. Broni nie nosiłam - wspomina.

Po powrocie Krystyny do rodzinnych stron, Niemcy przydzielili jej ojcu Żyda do pracy. - Kiedyś Niemcy wpadli i zrobili łapankę. Zabrali takiego pastucha, który pilnował krów. Było zimno, więc ten Żyd dał mu swoją kufajkę. Pastuch nie wracał przez kolejne dni, a Żyd rozpaczał. Okazało się, że pikowana kurtka była wypełniona dolarami wewnątrz, a z kolei w takim narzędziu do rąbania drewna miał skrytkę, w której przechowywał złote pięciorublówki - relacjonuje seniorka.

Pani Krystyna pamięta, że tego Żyda, który pracował u ojca, zabrano ostatnim transportem z Żółkiewki do obozu w Bełżcu, razem z żoną i 3-letnią córką. - Wiedzieli, że jadą na rzeź - dodaje kobieta.

Jeszcze przed samym wyzwoleniem Lublina, pani Krystyna wróciła do Lublina, do szkoły Sobolewskiej przy 1 Maja. Jednak zamieszkała znów u sióstr kanoniczek na Podwalu. - Nie wiem, dlaczego nie pobiegłam na Zamek Lubelski, gdy Niemcy uciekli z Lublina. Koleżanki, które stamtąd wróciły, miały całe czarne nogi od pcheł - relacjonuje pani Krystyna.

Po ślubie, pani Krystyna i Marian Skawińscy mieszkali w kamienicy przy ul. Lubartowskiej 45. - Każdy pokój wynajmowała inna rodzina. W pokoju przechodnim mieszkał z nami Żyd, który miał zakład krawiecki - wspomina pani Krystyna. Jej córka, Jolanta, pamięta, że jako kilkuletnia dziewczynka oglądała z okien kamienicy mecze bokserskie, które odbywały się w hali sportowej „Koziołek” .

- Z naszego drugiego piętra widok był doskonały na to, co działo się w tej hali. Pamiętam też tłumy ludzi, którzy przyszli do naszych okien, by zobaczyć Bieruta, jak przyjechał do Lublina - wspomina pani Jolanta.

W 1957 roku rodzina Skawińskich przeprowadziła się do kamienicy przy Zamojskiej 37, gdzie mieszka do dziś.

Marsz KOD w Lublinie. To protest przeciw inwigilacji (ZDJĘCIA)
Wręczono „lubelskie anioły” - nagrodę Angelus za miniony rok
Nocna Dycha do Maratonu: Walczyli nocą ulicami Lublina
Pomysły studentów UP na Lublin. Zobacz ZDJĘCIA
Antoni Macierewicz w Lublinie. Polsko-ukraińsko-litewska brygada w ciągu roku osiągnie gotowość


Codziennie rano najświeższe informacje z Lublina i okolic na Twoją skrzynkę mailową.
Zapisz się do newslettera!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Co dalej z limitami płatności gotówką?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski