Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sagi Lubelszczyzny: Muzyka się niosła. Ludzie we wsi mówili, że Pawełcoki po łąkach grają

Dorota Krupińska
Mówią o nas niezłomni. Tak, byliśmy niezłomni. Usłyszałem nawet, że bez nas nie byłoby Solidarności i III Rzeczpospolitej. Żałuję tylko, że mojej nobilitacji nie doczekali rodzice - mówi Marian Pawełczak.

Matka Boska dała mi niezwykłego Anioła Stróża, który mi podpowiadał co robić, jak byłem w krytycznej sytuacji. A niebezpiecznych sytuacji miałem w życiu wiele. Niemcom, jak patrzyło się prosto w oczy i pewnie się odpowiadało, to było większe prawdopodobieństwo, że wysłuchają, gorzej z Sowietami. Oni od razu strzelali. Byłem na robotach w Niemczech, w partyzantce pod okupacją niemiecką i pod Sowietami, siedziałem kilka lat w więzieniach. Wychodziłem z opresji cało. W partyzantce byłem do kwietnia 1947 roku, do amnestii, gdy na rozkaz mojego dowódcy mjr. Hieronima Dekutowskiego ps. Zapora ujawniłem się funkcjonariuszom UB. Powiedziałem mu wtedy tak: „Komendancie, jak to mam się ujawnić? Przecież oni nie dadzą mi żyć”. A on mi na to: „Ja twojej mamie na pogrzebie twojego brata Janusza przyrzekłem, że spróbuję chociaż ciebie ocalić”. Ale jakie to, proszę pani, było ocalenie...

Pawełcoki po łąkach grają

W podlubelskim Stasinie, 92 lata temu, 13 maja urodził się Marian Pawełczak. Trzynastka stale towarzyszy mu w życiu. Pod trzynastką mieszka, trzynaście występuje w numerze jego telefonu, trzynastego kwietnia umarła jego żona. Nie zastanawiał się nigdy, czy jest pechowa. Gdy skończy 16 lat, koledzy z konspiracji nazywać go będą Tarzanem, przyjmie też w AK pseudonim Morwa. Dla Niemców i władzy ludowej będzie polskim bandytą. Po 1991 roku nazywać go będą żołnierzem niezłomnym i wyklętym. Zostanie bohaterem.

Jest najstarszym synem Julianny z Pokorów i Henryka, żołnierza wojska cars-kiego i Korpusu Polskiego gen. Józefa Dowbór-Muśnickiego, śpiewaka występującego w chórze wojskowym i kościelnym.

Mały Marian do trzeciego roku życia mieszkał z rodzicami u dziadka Stanisława Pawełczaka, w Stasinie, gdzie jest gospodarstwo i pasieka. Młodzi małżonkowie po paru latach przeprowadzają się do Popkowic niedaleko Kraśnika. Henryk buduje duży dom.

Przedwojenne Popkowice to uprzemysłowiona wieś. Stał młyn, krochmalnia, cegielnia. We wsi były szkoła, poczta i XIX- wieczny browar Piaseckich. W starych księgach zachowały się jeszcze notatki informujące o tym, że w 1900 roku wyprodukowano w nim ponad 19 tys. wiader piwa.

W Popkowicach urodzili się bracia Mariana, Jerzy, Jan i najmłodszy Eugeniusz. Rodzina żyje dobrze i dostatnio. Mają 5-hektarowe gospodarstwo. Ojciec prowadzi sklep, ubojnię i piwiarnię. Pomaga mu żona, która otwiera również stołówkę. Świetnie gotuje, do pomocy są służące. - Pamiętam w sklepie ojca taką szklaną gablotę, a za nią słoje z cukierkami i wędliny. I dwie beczki, jedna z miodem, druga z tzw. banią, czyli pestkami z dyni. Te pestki jedliśmy w kinie - wspomina Marian Pawełczak. Doskonałe wędliny Pawełczaków trafiają na szlachecki stół w pobliskim dworze. Zachwycają się nimi również mieszkańcy wsi. Co tydzień przychodzą po nie kucharz i lokaj dworski, ale zanim zapakują na dorożkę, próbują świeżych baleronów, pasztetów i móżdżków.

Chłopcy wychowywani byli w duchu patriotycznym i religijnym. Ojciec opowiadał im o legionach, w których służyli jego bracia, śpiewał patriotyczne pieśni. Co wieczór na komendę ojca synowie klękają pod obrazem Matki Boskiej i wspólnie się modlą. Wieczorami z werandy ich domu niesie się muzyka. Janusz gra na mandolinie, Marian na skrzypkach, Jerzy na harmonii, ojciec śpiewa. Ludzie ze wsi mówili wtedy, że Pawełcoki po łąkach grają.

Marian pomaga rodzicom i uczy się pilnie. Po popkowickiej 7-klasowej podstawówce dostał się do prywatnego gimnazjum w Kraśniku. Mieszkał tam na stancji. Czesne wynosiło 45 zł miesięcznie. Na rok przed wybuchem wojny w pięknym, granatowym, szkolnym mundurku, z kwiatami w ręku, witał na stacji kolejowej w Kraśniku prezydenta Mościckiego, który jechał z wizytą do Rumunii. Rozmawiali o szkole i nauce.

Kartki z Magdeburga

We wrześniu, gdy wybucha wojna, 16-letni Marian nie czuje strachu, wręcz przeciwnie, wojna kojarzy mu się z przygodą. Ciekawy, ogląda bombardowanie Kraśnika. Po drodze, gdy pędzi na rowerze w stronę miasta, widzi Żydów. Machają do samolotów, myśląc, że na ratunek lecą polskie Łosie. Żydzi z rękami w górze giną od zrzu-conych z niemieckich samolotów bomb. W pierwszych dnia września do Popkowic wkraczają Niemcy. Młodzi mężczyźni próbują uciec na Wschód, by uniknąć wywiezienia na roboty do Niemiec. Sołtys spisał już, w której rodzinie są silni chłopcy, tak potrzebni do pracy w niemieckich fabrykach. U Pawełczaków jest ich aż czterech.

Po zamknięciu kraśnickiego gimnazjum Marian uczył się na tajnych kompletach. Za namową nauczyciela Stefana Saka, wstępuje do konspiracji, KOP-u Komendy Obrońców Polski. Jeździ co tydzień po „bibułę” do Lublina, na ulicę Skośną. W trakcie takiej wyprawy dostaje się w ręce żandarmerii i wyjeżdża do Magdeburga, na roboty. Ucieka. Ale Niemcy go szukają. By ochronić rodziców i braci przed szykanami, godzi się wyjechać ponownie na roboty, tym razem do Lubeki.

- Kazali mi stamtąd kartki przysyłać, na znak, że jestem na robotach i nie uciekłem - wspomina. Marian śle więc do rodziców kartki z życzeniami z Lubeki, wysyła je też do kolegów z Magdeburga. A matka zanosi je Niemcom na dowód, że syn sumiennie pracuje dla Rzeszy.

Marian długo nie wytrzymuje w Lubece. Symuluje chorobę i wraca do kraju. W 1943 r. wstępuje do AK, zostaje partyzantem. Od tej pory przez kilka lat las będzie jego schronieniem i domem, na zawsze symbolem bezpieczeństwa. Po kilkudziesięciu latach powie, że jego dorosłe córki wybrały dobre miejsce do życia, bo obie zamieszkały w domach niedaleko lasu.

Niski, niepozorny, wspaniały

W 1944 r. trafił do oddziału słynnego majora Hieronima Dekutowskiego ps. Zapora. - Niski, niepozorny, sprytny, wspaniały dowódca. Wytrzymały. Świetnie czytał mapy. Baliśmy się o niego, bo gwizdały pociski, a on stał z pistoletem i ze wskazówką, którą odczytywał mapy. Mówiliśmy mu wtedy: „niech się komendant położy, niech chociaż przyklęknie, by kule nie trafiły”.

Nocami maszerowali, w dzień kwaterowali. Spali w stodołach. Czasami jakiś chłop przyniósł im do lasu ciepłą herbatę. Modlili się i śpiewali. Dużo i długo rozmawiali o dawnej Polsce, o przedwojennych miłościach, o tym, co będzie po wojnie. I szkolili się. Morwa w oddziale Zapory kończy kurs podoficerski. Przed końcem wojny zostaje kapralem.

W partyzantce działają również jego bracia - Jerzy ps. Jur i Janusz ps. Głaz. Obydwaj zginą po wojnie, Jur dostanie karę śmierci, Janusza zastrzeli milicjant, konfident sowiecki.

Byliśmy już straceni

W 1944, 8 sierpnia Zapora rozwiązuje oddział. Ale wszyscy jego chłopcy mają przeczucie, że jeszcze się spotkają, że wrócą do partyzantki. - Od 1944 roku byliśmy w stanie wojny z bolszewikami. Czuliśmy, że po wojnie nie będzie wolności. Słychać było o zsyłkach żołnierzy AK na Sybir, prześladowaniach. W sierpniu aresztowali generała Tumidajskiego - wspomina.

Wrócił do domu, do Popkowic. Przed domem przywitała go matka, na łące odpoczywali bracia. Sielanka nie trwała długo. Aresztowanie rodziców, prześladowania braci, służba w polskiej armii pod zwierzchnictwem Sowietów. - Traktowali mnie jak wroga Polski. Nazywali karłem reakcji za to, że służyłem w AK. Prawdopodobnie mieli mnie wywieźć na Sybir - opowiada.

Razem z bratem postanowił nawiązać kontakt z Zaporą. Pod koniec 1944ro-ku ucieka z wojska i wraca do partyzantki. Nie złoży broni po 1945 r. Pierwszą powojenną walkę z NKWD oddział Dekutowskiego stoczył 7 lutego 1945 roku na Wałach Kępskich. Ze swoim dowódcą Marian dojdzie za San, aż do przełęczy Dukielskiej. - Najdotkliwiej znosiliśmy zimę, szczególnie tę z 1944 na 45, gdy temperatura dochodziła do minus 30 stopni, a nocą trzeba było maszerować, by nie zasnąć - opowiada. Owinięci snopkami słomy brnęli w zaspach śniegu. Ale były też chwile wytchnienia. Na zdjęciach w albumie grają w siatkówkę. Przyglądają im się miejscowe dzieciaki.

Ale takich miejsc i takich chwil było niewiele. Ludzie stali się nieufni, szpiegowali dla UB. - Czuliśmy się jak straceńcy, wiedzieliśmy, że z Sowietami i z funkcjonariuszami UB nie da się porozumieć. Komendant wierzył jeszcze, że Zachód pomoże, że będzie trzecia wojna światowa. Sens działań wojennych i ukrywania się w lesie widzieliśmy za okupacji niemieckiej. Broniliśmy wtedy Polski, po wojnie to była konieczność. Nagonka na nas, żołnierzy, trwała w najlepsze. Musieliśmy się bronić - mówi Marian Pawełczak.

W maju 1945 roku, gdy Polacy i bratni sowiecki naród świętowali koniec wojny, oddział Zapory rozbija w Kazimierzu Dolnym komisariat milicji. - O interwencję prosili nas mieszkańcy. Milicjanci, kapusie sprzedawali miejscowych funkcjonariuszom UB - wspomina.

W oddziale Dekutowskiego zostanie jeszcze dwa lata, do 1947 r. Ostatnie miesiące to ciągła walka, obławy NKWD, strzelanina. Partyzanci czują się zmęczeni i osaczeni. Na rozkaz dowódcy porucznik Marian Pawełczak ujawnia się, po ogłoszeniu w 1947 r. drugiej amnestii skierowanej do żołnierzy i działaczy polskiego podziemia antykomunistycznego.

Porucznik Morwa zdaje broń

Po wojnie, 21 kwietnia 1947 r., stawia się w Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa przy ul. Krótkiej w Lublinie. Zostaje zdegradowany do stopnia szeregowca. Zdaje broń. Na ubekach pistolety robią wrażenie. Szczególnie francuski MAS z amunicją siódemką. Dobrze wyważony.

Od tej chwili próbuje żyć normalnie. Zapisuje się do liceum dla dorosłych i dwa lata później z wyróżnieniem zdaje maturę. Władza ludowa nie zapomina jednak o poruczniku Morwie.

- Jeżeli gdzieś w terenie była jakakolwiek akcja partyzancka czy obława UB na partyzantów, to zawsze milicja mnie zatrzymywała. Prowadzili mnie skutego w kajdankach na najbliższy posterunek i przesłuchiwali - opowiada.

Wyjechał więc do Bydgoszczy. Zdążył jeszcze zapisać się na studia wyższe, na wydział inżynierii wodno-lądowej w Toruniu, gdy w 1951 r. zostaje aresztowany pod zarzutem udziału w AK i w organizacji Wolność i Niezawisłość. „Ilu zabiłeś naszych, gdzie oddział schował broń?” - padają bez końca w czasie przesłuchania pytania oficerów UB.

Dostaje karę śmierci, zamienioną na 15 lat więzienia. Najpierw trafia do więzienia na Zamek Lubelski. Potem przewożą go do Wronek. Zanim wejdzie do celi, robią mu rewizję. Rozbierają do naga. Przechodzi przez szpaler więziennych strażników, którzy biją go pękiem kluczy. W więzieniu dowiaduje się o śmierci Stalina. Od tej chwili skazani dostają zupy bez robaków, a w niedzielę nawet drugie danie. Z Wronek przewożą go do Strzelec Opolskich. Wychodzi w 1954 roku. Idźcie i nie oglądajcie się, przed siebie Pawełczak - słyszy od oficera, który zamyka za nim bramę więzienną. Na kilka miesięcy przed zwolnieniem miał piękne sny, prorocze. Ukwiecona łąka, przestrzeń, czysty strumyk o przezroczystej wodzie.

Żołnierz niezłomny

To nie była wolność, o jakiej marzył. Władza ludowa pozbawia go praw obywatelskich i honorowych. Odsiadka i służba w AK to piętno, wciąż dla wielu jest bandytą. Do 1964 r. jego nazwisko figuruje w ewidencji więźniów. Wyrzucają go z każdej pracy. W 1956 r. spada nie niego i rodziców kolejny cios, najmłodszy brat Gienek popełnia samobójstwo. Był zbyt wrażliwy.

Zmienia miejsca zamieszkania. Kock, Otwock. Podejmuje każdą pracę. W końcu przeprowadza się do Lublina. Znajduje stałą pracę. W 1958 r. żeni się z czarnowłosą i piękną Jadwigą, położną z Popkowic. - Nie myślałem o ożenku, przecież tyle nieszczęść doświadczyłem. Ale co ja dziś bym był warty, gdybym nie miał dwóch wspaniałych córek, siedmiorga wnucząt i czwórki prawnuków?

Dopiero w 1991 r. major Marian Pawełczak został uhonorowany za walkę z Niemcami i Sowietami. Jego nazwisko pojawia się w książce o niezłomnych i wyklętych żołnierzach. Jeździ na odczyty i spotkania. Odsłania pamiątkowe tablice i udziela wywiadów. Przemawiał również przed Lubelskim Zamkiem, tym, w którym kilkadziesiąt lat wcześniej siedział. Tym razem bili mu brawo i śpiewali sto lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski