Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sagi Lubelszczyzny: My, amatorzy, poszukujemy dalej, ponieważ targają nami emocje

Marcin Jaszak
Bronisława i Józef Janiccy w dniu ślubu. Po lewej stronie rodzina Bronisławy, po prawej rodzina Józefa. Barwałd, 23 lutego 1927 roku
Bronisława i Józef Janiccy w dniu ślubu. Po lewej stronie rodzina Bronisławy, po prawej rodzina Józefa. Barwałd, 23 lutego 1927 roku Archiwum Przemysława Roli
Pan Wyroślak dostał areszt za bicie konia, a partyzanci pożyczali karabiny od policji. Przemysław Rola opowiada o policjancie Józefie, bombardierze Fryderyku oraz o konspiracyjnej organizacji SSS.

Zacznijmy od zdjęć.
To fotografia Fryderyka Janickiego, rodzonego brata mojego pradziadka Józefa. Fryderyk służył i latał jako bombardier w 300 Dywizjonie imienia Ziemi Mazowieckiej. O nim opowiem później. O!, to jest zdjęcie w kiepskim stanie, ale znaczące dla historii. Moi pradziadkowie - Józef i Bronisława Janiccy w dniu ślubu. On był policjantem IV Okręgu Lubelskiego. Zdjęcie jest o tyle ciekawe, że zrobiono je "odwrotnie" i teraz powinno się je oglądać w odbiciu lustrzanym. Na kołnierzu Józefa powinien być numer 483, a na pagonie rzymska czwórka zamiast szóstki, bo to było oznaczenie okręgu lubelskiego. Fotografia jest zrobiona 23 lutego 1927 roku w Barwałdzie. Warto podkreślić, że w tamtych czasach, w przeciwieństwie do tego, co się dzisiaj dzieje, takie zdjęcia były powszechne, bo mundur był szanowany. W tej chwili nieczęsto się zdarza, żeby funkcjonariusz policji chciał występować na swoim ślubie w mundurze.

Barwałd?
Okolice Krakowa. Stamtąd pochodzi prababcia. Urodziła się 19 sierpnia 1901 roku w Barwałdzie Średnim, a mój pradziad urodził się 1 grudnia 1899 roku w Kleczy Górnej, czyli dosłownie pięć kilometrów od Wadowic. Nie wszystkie informacje udało mi się potwierdzić, ale jak wynikało z opowieści jednej z ich córek - Wandy, Józef służył w Legionach i walczył prawdopodobnie gdzieś na Wileńszczyźnie. Kontaktowałem się z Archiwum Państwowym w Krakowie, niemniej nie otrzymałem informacji o Józefie. Na pewno jednak około roku 1927 dostał rozkaz przeniesienia do okręgu lubelskiego. Tu rozpoczął służbę w policji, a trzeba zaznaczyć, że aby rozpocząć służbę w tamtych czasach, należało być, że tak powiem, zacnego charakteru.

Pochodzenie nie miało znaczenia?
Pochodzenie predestynowało do zostania przynajmniej oficerem, a Józef zaczynał od stopnia szeregowca. Swego czasu z Archiwum Akt Nowych w Warszawie uzyskałem pięć dokumentów dotyczących mojego pradziadka. Zdobyłem między innymi potwierdzenie, że od 4 marca do 3 sierpnia 1935 roku szkolił się w Normalnej Szkole Fachowej dla Szeregowych Policjantów w Mostach Wielkich. Cytuję za informacją komendanta wojewódzkiego policji w Lublinie: "Odbył pięciomiesięczny kurs z postępem dobrym".

Już wtedy mieszkał z rodziną w Lublinie?
Na początku mieszkali przy ulicy Dolnej Panny Marii. To fotografia z późniejszego okresu. Foto Wiktoria Lublin, 1938 rok. Policjanci z okręgu czwartego. Nikogo oprócz Józefa nie udało mi się zidentyfikować i nie ukrywam, że zależałoby mi na publikacji tego zdjęcia. Może ktoś rozpozna swoich krewnych? Wracając do Józefa, to dostał on rozkaz przejścia do Komisariatu Policji Państwowej w Bełżycach i tam pracował do 1937 roku, a następnie przeszedł do Chodla, gdzie został komendantem. Stamtąd mam o nim najwięcej wspomnień. Pokażę panu kolejną fotografię, która prawdopodobnie została wykonana podczas obchodów święta 3 Maja. W środku stoi Józef w mundurze.

A reszta osób?
Można powiedzieć: miejscowi oficjele. Część udało się opisać. W ubiegłym roku rozmawiałem z panem Wyroślakiem, mieszkańcem Chodla pamiętającym jeszcze okres przedwojenny. Dzięki niemu wiem, że po lewej stronie Józefa stoi pan Podniesiński - sekretarz gminy, który razem z Józefem był aresztowany przez gestapo. A ten pan w ciemnych okularach to wójt gminy Jastrzębski, którego władze carskie torturowały, przypiekając ogniem. Na zdjęciu jest też pan Bogusławski, który został wywieziony do Kazachstanu i tam zmarł.

Pan Wyroślak znał pradziadka?
Jak najbardziej. Mam dokładne stenogramy z rozmów z nim, ale zacznę może od tego, co przekazała mi moja babcia Helena, córka Józefa. Prawdopodobnie w momencie wybuchu drugiej wojny Józef dostał rozkaz przeniesienia do Ostrowca Świętokrzyskiego. Wrócił stamtąd 15 września i zaraz po tym wraz z innymi funkcjonariuszami policji wyjechał na Wschód, ale już po 17 września, kiedy wkroczyli Sowieci, wrócił do Chodla. Po wejściu Niemców, wszyscy szeregowi i oficerowie policji dostali rozkaz stawienia się do odpowiednich jednostek policyjnych. Niezgłoszenie się skutkowało karą śmierci dla funkcjonariusza lub jego rodziny. Zatem Józef nie miał wyjścia.

Został granatowym policjantem?
Jak wiemy, niektórzy z nich nie zapisali się zbyt dobrze w historii okupowanej Polski, ale nie należy generalizować. Bardzo wielu współpracowało z Armią Krajową. Pan Wyroślak opowiedział mi ciekawą historię. Policjanci w Chodlu wypożyczali partyzantom austriackie karabiny, które wtedy mieli na stanie. Zasada była taka, że po akcji karabiny musiały najpóźniej do rana być zwrócone na posterunek. Opowiadał też, że kiedyś policja dostała informację z Opola Lubelskiego o łapance, która miała się odbyć w Chodlu. Mój pradziad powiadomił wójta i większość ludzi na ten czas uciekła z miasteczka. Jeśli chodzi o sam Chodel, to pan Wyroślak wspominał, że pradziadek był postrzegany jako człowiek bardzo sprawiedliwy, mądry i wielki patriota. Z ciekawostek, opowiem o aresztowaniu ojca pana Wyroślaka. Jego wóz z koniem utknął w tak zwanych piaskach w Chodlu, zatem ten, próbując wydostać ten wóz, okładał konia batem. Tak się złożyło, że obok przechodziła prababcia Bronisława z koleżanką...

Poinformowała o tym męża?
Jak najbardziej. Następnego dnia przyszedł do pana Wyroślaka woźny i zaprowadził go na trzy dni do aresztu. Nie wiem, czy aresztowany z tego skorzystał, ale można było wtedy wykupić się z aresztu. Kosztowało to pięć złotych za dzień. Z tym, że pieniądze wpłacało się w gminie, a następnie w areszcie przedstawiało się kwit wpłaty.

Wspominał Pan, że Józef wraz z sekretarzem gminy został aresztowany przez gestapo.
Prawdopodobnie tuż przed pierwszym marca 1941 roku odbył się pogrzeb pana Chojnackiego na miejscowym cmentarzu w Chodlu. Józef wygłosił wtedy mowę pożegnalną i zaśpiewał pieśń "Śpij kolego w ciemnym grobie". Dzień czy dwa po tym został aresztowany.

Ta mowa pożegnalna miała wpływ na aresztowanie?
Myślę, że chodzi o inne okoliczności. Kilkanaście dni temu miałem okazję być w archiwum na Majdanku w związku z innym moim krewnym, który został rozstrzelany 22 lipca 1944 roku na Zamku Lubelskim. Podczas badań doszło do niesamowitej sytuacji. Dowiedziałem się, że w archiwum PAN prawdopodobnie znajduje się kartka z tekstem w języku niemieckim. Wynika z niej, że Józef - wtedy starszy wachmistrz policji - został aresztowany 1 marca za działalność konspiracyjną i założenie organizacji o nazwie SSS, czyli Społeczne Stowarzyszenie Samoobrony.

Pierwsze słyszę o takiej organizacji.
No właśnie! Ja również pierwszy raz usłyszałem. Co się okazało? Był to kryptonim Związku Walki Zbrojnej. Nieformalnie dowiedziałem się, kto wtedy wydał mojego pradziadka w ręce gestapo. Co ciekawe, chciano go "zlikwidować", ale udało mu się przeżyć. Po wojnie po raz kolejny partyzanci chcieli wykonać na nim wyrok i znowu mu się udało. Podobno przeprowadził się później gdzieś na Wybrzeże. Józef został przewieziony do Lublina i był przetrzymywany na Zamku. Na przesłuchania wożono go do budynku "Pod Zegarem". Na Zamku był przetrzymywany aż do siódmego kwietnia 1941 roku. Następnie wyjechał transportem z numerem 13890 do Auschwitz, gdzie szóstego sierpnia tego samego roku został zamordowany. Proszę sobie wyobrazić, że udało mi się zdobyć kwit przelewu na dwadzieścia złotych, jakie Bronisława wysłała mężowi do Auschwitz. Widzi pan? Józef Janicki, numer 13890, blok dziesiąty, stanowisko trzecie. Udało nam się odnaleźć to miejsce w obozie, choć w 1942 lub 1943 roku numery zostały pozmieniane.

Bronisława została sama z dziećmi?
Było ich troje - Wanda , Hela i Zbyszek, bo czwarte zmarło. Tu znowu ciekawostka: kiedy Józef został aresztowany, jedna z ich córek bardzo rozpaczała. Wtedy podszedł do niej jeden z partyzantów i powiedział: "Nie martw się, wasza matka otrzyma pomoc." Za kilka dni rodzina otrzymała pięćdziesiąt kilogramów mąki od żołnierzy ZWZ.

Przypuszczam, że to koniec historii lubelskiego policjanta. Zostały nam losy jego brata Fryderyka.
Co do niego, to mam całe opracowanie na podstawie materiału, który dostałem z kilku archiwów, w tym również z Wielkiej Brytanii z RAF-u. Jak mówiłem, służył on w 300 Dywizjonie Bombowym. Był najmłodszy z rodzeństwa. Urodził się w 1915 roku. Służbę rozpoczął w 1938 roku w 5 Pułku Lotniczym w Lidzie. Tam skończył między innymi kurs szybowcowy. Osiemnastego września 1939 roku, kiedy Sowieci weszli na tereny II Rzeczpospolitej, został wraz z całym pułkiem internowany na Łotwie. Na szczęście był szeregowcem i nie trafił do Katynia, Starobielska czy do Ostaszkowa. Przebywał w obozach przejściowych i na mocy układu Sikorski - Majski został zwolniony. Czternastego października 1941 roku przybył okrętem do Wielkiej Brytanii. Tam odbył kurs AirBomber w 5 AirObserversNavigation School w Jurby, w lipcu 1943 roku został skierowany na szkolenie bojowe do jednostki 18OTU (Operational Training Unit) w Bramcote, a 30 września tego samego roku otrzymał przydział do 300 Dywizjonu Bombowego w Ingham.

Fryderyk wykonał dwadzieścia siedem i pół lotu bojowego. W nocy z 18 na 19 lipca 1944 roku uczestniczył w nalocie na zakłady gazowe w Scholven - Buer w Niemczech i jego bombowiec został trafiony przez niemiecki myśliwiec.
Prawdopodobnie zestrzelono ich nad morzem.

Archiwa, kolejne dokumenty. Widzę, że zaangażował się Pan bardzo poważnie w poszukiwania.
Tak na poważnie to zacząłem poszukiwania po śmierci babci w 2006 roku. Wziąłem do rąk album, z którego wysypała się masa zdjęć, ale praktycznie żadnych dokumentów nie miałem. Widocznie zostały zniszczone podczas wojny. Jeździłem do archiwów i po całej Polsce do rodziny. Powiem panu, że trzeba mieć czas, żeby się przekopać przez wszystkie dokumenty i stosować zasadę: wyrzucają cię drzwiami, to wejdź oknem. Poza tym, moim zdaniem, amatorzy przewyższają naukowców w badaniach pod jednym względem. Naukowcy dochodzą do pewnego poziomu i kończą w tym zakresie swoją pracę, a my, amatorzy, poszukujemy dalej, gdyż targają nami emocje. Muszę tu też wspomnieć, że nie pracuję sam. W te poszukiwania bardzo zaangażowała się moja córka Wiktoria. Jeździ ze mną, poszukuje, czyta dokumenty, robi albumy...

Może powinna spisać te rodzinne historie?
Już próbuje. Na razie napisała dwie prace i ostatnio wygrała konkurs historyczny o Powstaniu Warszawskim. Wcześniej opisała też losy swojego pradziadka - żołnierza AK i WiN, który walczył u mjra Hieronima Dekutowskiego, ps. Zapora.

Któż to taki?
Bohdan Piżewicz. Jednym z dzieci Józefa i Bronisławy była Helena i ona wyszła za mąż za mojego dziadka Bohdana. Właśnie on był żołnierzem AK i WiN.

Czyli następnym razem zapraszamy do redakcji Wiktorię, aby uzupełniła losy rodziny.

Rozmawiał Marcin Jaszak

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski