Przy okazji, w imieniu całej, zdrowej większości polskiego narodu, odpowiadam wszystkim tym, którzy ze wzruszeniem ramion kwitują podobne wyznania: a czym tu się denerwować? Wystarczy nie odczekiwać do ostatniej chwili ze złożeniem zeznania podatkowego. Uwierzcie, panowie i panie. Nie da się nie odczekiwać. Nie da się i już.
Kto nigdy tego nie robił, mógłby pomyśleć że trudność leży w liczeniu. Nic podobnego! Rachunki to sprawa łatwa i przyjemna, wszyscy lubimy tym się bawić. Problem leży w didaskaliach. To właśnie owe instrukcje, opracowane z myślą o tym, by zeznawało się nam łatwo i przyjemnie, sprawiają że wchodzimy w rejony skrzyżowania Kafki z Bareją. Nie wiem dlaczego, ale przynajmniej u mnie zawsze tak się dzieje. Jeśli nie na samym początku mojej pracy (staropolskie słowo „konfesata” oznacza zeznanie złożone na mękach), to z pewnością na końcu. Dlatego jeśli jakimś cudem idzie mi znakomicie, dopiero wtedy boję się najbardziej. Bo wiem że moje fatum tylko czeka, by rozkręcić się w finale.
Tak było tym razem. Trzeba przyznać że elektroniczny program do rozliczeń opracowano znakomicie. Lata prób na błędach zrobiły swoje, algorytm prowadzi cię za rączkę i przezornie uprzedza przed ewentualnymi błędami. Co więcej, sam podpowiada ci jak optymalnie obniżyć podatek lub przyspieszyć zwrot nadpłaty. Tu fundusz religijny, tam organizacja pożytku publicznego, ówdzie Karta Dużej Rodziny… „Ale ciepła coś za wiele” – jak mówi poeta. Dosyć, nie chcę już szperać po ulgach, dajcie mi wreszcie skończyć i wysłać ten cholerny PIT!
Uff, dobrnąłem, wszystko się zgadza. Teraz jeszcze system zweryfikuje mój podpis, wystarczy tylko podać sumę przychodu z roku ubiegłego. Cóż łatwiejszego? Nie ma, nie ma – odpowiada mi fatum kiwając paluszkiem. Suma się nie zgadza. A przecież się zgadza, chyba umiem liczyć? Dzwonię na infolinię operatora programu. Po pięciu minutach obowiązkowego słuchania nagrania z tekstem regulaminu słyszę uprzejmy męski głos. Tak, być może system się pomylił. Ale my nic na to nie poradzimy, my tylko wysyłamy te formularze, a weryfikuje je Urząd Skarbowy.
Klapa, muszę teraz wydrukować te deklaracje. W Dzień Flagi nie było to łatwe. Ale w końcu wszystko się udało. Do następnego roku.
Samentu, egipski kapłan z „Faraona” Prusa, był specem od rozpoznawania zawiłych korytarzy Labiryntu. Ale w końcu i on się pomylił, a jego kości pewnie do dzisiaj leżą w jakimś zasypanym piaskiem zaułku. Może zawiodły nerwy, może zgasło łuczywo, a może po prostu pogubił się w instrukcjach? Skoro nosił je na piersi w postaci glinianych tabliczek, jego wskazujący palec mógł spoczął nie na tym, co trzeba, hieroglifie. Nietrudno o taką pomyłkę, nawet specjaliście. Cóż dopiero mnie, zwykłemu przedstawicielowi zdrowej części polskiego narodu.
- Giełda staroci ściągnęła tłumy odwiedzających [ZDJĘCIA]
- Pizzeria z Lublina w gronie najlepszych restauracji w Polsce
- Radość z pierwszego meczu w Lublinie. Zobacz kibiców Motoru! [ZDJĘCIA]
- Ostatni dzień egzaminów przyszłych radców prawnych [ZDJĘCIA]
- To już drugie trojaczki w tym roku w SPSK4. Witamy na świecie! [ZDJĘCIA]
- Lublin łączy pokolenia. Dzień Solidarności Międzypokoleniowej [ZDJĘCIA]
echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?