Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skazani na beatboks. Więźniowie z Opola Lubelskiego stworzyli własną grupę beatboksową

paf
Więźniowie z Zakładu Karnego w Opolu Lubelskim mieli założyć grupę beatboksową. Efektem jest coś większego niż muzyka.

Myśleli o dwóch nazwach. Pierwsza to 50 Twarzy Złodzieja. Niezła, ale hermetyczna. Nawiązanie do erotycznej książki E.L. James wyłapie każdy, ale nie każdy wie, że w więziennym slangu w Zakładzie Karnym w Opolu Lubelskim „złodziejem” określa się każdego osadzonego. Dlatego prowadzący zajęcia kompozytor i wokalista Hubert Pyrgies i wychowawca ds. kulturalno-oświatowych Łukasz Pruchniak sugerowali drugą nazwę dla projektu. Skoro więźniowie w ciągu dwóch miesięcy uczyli się sztuki beatboksu - robienia muzyki wyłącznie za pomocą aparatu mowy - idealną propozycją okazała się ta Kosmosa: Bez Klawiszy.

Członkowie grupy zdecydowali, że jeśli dzięki akcji beatboksowania uda się zebrać jakiekolwiek pieniądze, przekażą je małej Zosi. To nienarodzona jeszcze dziewczynka, u której wykryto zespół Ebsteina - bardzo rzadką wrodzoną wadę serca. Więcej: Niestandardowe serce Zosi

Uśmiech Kosmosa
Kosmos patrzy na to wszystko z innej, niż jego koledzy z więzienia, perspektywy. Od miesiąca jest na wolności. Dzisiaj miał być jego drugi dzień w pracy, ale dostał telefon, że w więzieniu szykowana jest konferencja prasowa z prezentacją projektu i przyszedł. Pracuje jako pomocnik kucharza w stołówce szkolnej. Porządna robota, choć czy chciałby robić to całe życie - wątpi. Coś odróżnia go od pozostałych więźniów i długo nie mogę zrozumieć, co to. W końcu zauważam, że jako jedyny często się uśmiecha.

Dopóki Hubert nie zaczął prowadzić warsztatów, niewiele wiedział o beatboksie. To znaczy, jak większość chłopaków, wiedział, czym jest, tylko tyle. W utworze „Drum’n’bass” jednym z dwóch, jakie nagrali Bez Klawiszy, znakomicie naśladował dźwięk syreny policyjnej. Kiedy na konferencji dziennikarz Polsatu prosi Plażę i Młodego o krótką prezentację przed kamerą, Kosmos dołącza się spontanicznie syreną do hiphopowego beatu. Widać, że sprawia mu to frajdę. Pytam go, jak to jest wyjść na wolność po trzech latach. Mówi, że szoku nie przeżył, jakichś mocniejszych emocji nie doświadczył. No, ale to trzy lata, nie piętnaście, inna bajka.

Kiedy mówi o projekcie, podkreśla to samo, co jego koledzy: liczyło się nie tylko uczestnictwo, ale i cel. Bez Klawiszy zdecydowali, że jeśli dzięki akcji beatboksowania uda im się zebrać jakiekolwiek pieniądze, przekażą je małej Zosi. To nienarodzona jeszcze dziewczynka, u której wykryto zespół Ebsteina - bardzo rzadką wrodzoną wadę serca. Tuż po urodzeniu konieczna będzie operacja w niemieckim Münster. Potrzebnych jest 125 tys. zł. Więźniowie zebrali kilkaset. Niby kropla w morzu, ale satysfakcja ogromna. Bo można było coś dla kogoś zrobić, czuć się przez chwilę potrzebnym, przez chwilę nie być tylko „tym złym”, który ukradł, zabił, zgwałcił. - Żeby przełamać ten stereotyp, że więzień siedzi i pierdzi w pasiak - komentuje Plaża.

Plaża i chłopaki
Maciek Rukasz miał właśnie kręcić teledysk do jednej z piosenek Bez Klawiszy. Wychodzi na spacerniak z kamerą, kiedy z okien sypią się okrzyki. Co krzyczeli więźniowie, nawet nie wiadomo, raczej nic miłego. Każda okazja, by pokrzyczeć, jest formą zabicia nudy. Wtedy na środek placu wkracza Plaża. Napina mięśnie, a ma co napinać, omiata srogim wzrokiem zakratowane okna. Nastaje kompletna cisza. Zakład Karny w Opolu Lubelskim liczy 530 więźniów. 529 czuje respekt dla Plaży.

Nie pytam go, za co siedzi. Hubert, prowadząc zajęcia, też nie pytał. Nie chciał wiedzieć. Zresztą, gdy ktoś dostaje 25 lat wyroku, to nie za kradzież batonika w osiedlowym spożywczaku. Sam Plaża, tak jak inni osadzeni, mówi, że wie, dlaczego tu jest. Historie rodem z filmu „Skazani na Shawshank”, w którym „wszyscy siedzą za niewinność” należy włożyć między bajki.

Rozmawiamy z Plażą trochę o trudnościach beatboksowania, o tym, że ciężko było utrzymać tempo, że przecież nie jest muzykiem, ale z czasem rozmowa schodzi na inne tematy. Plaża chciałby obejrzeć walki KSW, ale w więziennej telewizji nie ma dostępu do tego kanału. Myśli o przeniesieniu do innej jednostki, jest z Jarosławia, ale rodzina pod Wrocławiem, stamtąd pochodzą. Więc pewnie tam. Plaża ma imię Artur, co dziwnie do niego nie pasuje. Ma pozwolenie na cywilną odzież i zamiast zielonego kombinezonu nosi koszulkę Chelsea Londyn.

Udziela się, kiedy i gdzie tylko może. Teraz robi warsztaty z decoupage’u, wcześniej pomagał przy scenografii w „Zapalonych” - przygotowaniach do wystawienia „Snu nocy letniej” Szekspira z udziałem więźniów, którzy finalnie pojechali grać spektakl w Teatrze Starym w Warszawie. Rozmawiamy o Dariuszu Jeżu, lubelskim aktorze z kryminalną przeszłością. - A, Darek, no pewnie: on nas tu wciągnął w teatr - zapala się Plaża.

W swojej aktywności jest raczej odosobniony. Na kilkuset skazańców do różnych warsztatów zgłasza się góra kilkanaście osób. Dla grypsery (więziennej subkultury) jakiekolwiek warsztaty, czy to lepienia z gliny, czy beatboksu, czy szydełkowania, wszystko jedno, to zdrada, współpraca z dyrekcją, z wrogiem. Dla innych oznaka, że się sprzedałeś, że kombinujesz, jak tu zaliczyć kolejne punkty za aktywność na potrzeby warunkowego zwolnienia.

Plaża ma to gdzieś. Coś tu trzeba robić, a jeśli jest jeszcze okazja do charytatywności - tym lepiej.

Jego więzienny status widać nawet w zwykłej rozmowie. Kiedy mówi, inni mają słuchać. - Dało się to zauważyć na pierwszych zajęciach - opowiada Hubert. - To on pierwszy mierzył się z wyzwaniami beatboksu. Kiedy kazał Młodemu brać udział - nie było dyskusji.

Pytam, dlaczego na pierwszy numer wybrali „Wychowanie” T.Love. Pierwszy powód to pozwolenie na wykorzystanie utworu od samego Muńka. T.Love pokazali klasę i zagrali tu w tamtym roku, za darmo. Drugi powód to tekst. „O czymś”, tłumaczy Artur - Plaża.

„Dziękuję mamie i tacie za opiekę
Za ciepło rodzinne i kłótnie przy kolacji
Dziękuję szkole za pierwsze kontakty
Za dzikie wakacje i nerwy w ubikacji
Ojczyznę kochać trzeba i szanować
Nie deptać flagi i nie pluć na godło
Należy też w coś wierzyć i ufać
Ojczyznę kochać i nie pluć na godło”

Nie wiem, ile lat ma Paweł. W sensie metryki, nie wyroku. Wyrok znam. Zostało mu dziewięć lat. Może będzie mniej, jeśli dostanie skrócenie, ale wszystko zależy od komisji. Siada człowiek na krześle, ręce drżą ze stresu, mówi, że jest gotowy do życia w społeczeństwie i tych kilka minut decyduje o następnych latach życia. Paweł mówi chętnie o rodzinie, o żonie, córce. Jak to będzie, kiedy wyjdzie? Przecież nie wybierze się pierwszego dnia do Tarasów Zamkowych, boby oszalał z nadmiaru bodźców. Ma plan stopniować sobie rzeczywistość. Tę więzienną zna na wylot. Kilka zakładów karnych, 11 lat odsiadki za sobą. Zrobił wszystko, co tylko mógł. Szkoła, szkolenia, warsztaty, zajęcia dodatkowe. Co teraz? Rozmawiamy trochę o psychologii, bo to jego konik. Mówi o badaniach naukowych, które dowodzą, że po trzech latach pobytu w zamknięciu w mózgu zachodzą nieodwracalne zmiany. Dyskutujemy o polityce Unii Europejskiej względem Rosji, o konflikcie w Syrii i sankcjach. O beatboksie mówimy mniej. O zbliżającej się kolejnej komisji opiniującej - więcej. Obiecuję, że będę za niego trzymać kciuki i to jedna z tych rzeczy, których nie spodziewałem się wypowiedzieć nigdy w życiu. Może to kwestia imienia, ale mam wrażenie, jakbym widział sam siebie w równoległym świecie. Gdybym podjął w życiu kilka innych decyzji, gdybym miał trochę pecha, a on więcej szczęścia, to czy moglibyśmy zamienić się miejscami? Właściwie, po co ten znak zapytania.

W pełnym mężczyzn pomieszczeniu panuje gwar, toczą się luźne rozmowy. Dla osadzonych każde spotkanie z kimś z zewnątrz to odrobinę normalności więcej. Gdyby nie plakietki „Gość” i kombinezony, nie wiedziałbym, kto jest z której strony krat. Plaża nagle podnosi głos i przerywa wrzawę: „Panowie, mamy tu przyszłego tatę!”, pokazuje na młodego dziennikarza Polsatu, który uśmiecha się z dumą. Żona za półtora miesiąca rodzi. Kiwamy z uznaniem głowami. Wszystkiego się tutaj spodziewałem, ale nie takiej życzliwości.

Do wyjścia odprowadza nas lekarz więzienny. Idzie bardzo szybko. Z wprawą przykłada kartę czipową do kolejnych czytników, otwierają się kolejne kraty, kolejne drzwi. Jeszcze jedne i jeszcze jedne. Kroczę na końcu naszego pochodu. I dopiero Maciek uświadamia mi, że ani razu nie zamknąłem za sobą kraty.

„Widzę, że jest pan dobrym człowiekiem“
Hubert ma od rana zaczerwienione oczy. Mówi, że to jakaś alergia, cholera wie. Z Bez Klawiszy spędził ponad sześćdziesiąt godzin i widać, że trudno mu się rozstać. Do tego stopnia, że wychodząc zapomina bluzy, więc będzie po co wracać. Opowiada, że początkowo nie wiedział, czego może oczekiwać, to jego pierwsze spotkanie z kryminałem. Teraz o osadzonych myśli inaczej. O kryminale nie. - To złe miejsce - tłumaczy lakonicznie.

Wyjaśnia trochę zasady więziennego życia, mówi, że to alternatywna rzeczywistość. Dziwiły go tutejsze problemy. Największy to zarekwirowana karta pamięci w konsoli playstation. „Jak tu teraz grać, przechodzić całą grę naraz za każdym razem?” - irytowali się więźniowie. Prosty, brutalny świat. W którym nie ma przyjaciół, jak głosi stara zasada.

Hubert mówi o dwóch ważnych momentach w czasie zajęć. Pierwszy miał miejsce już na odchodnym. Do tej pory żegnał się z uczestnikami w sali prób, podając im dłoń. Tym razem został kolektywnie odprowadzony pod samą bramę wyjściową. Podał Plaży rękę, a ten uściskał go „na misia”. Reszta chłopaków poszła w jego ślady.

Druga ważna chwila to ta z przedostatnich warsztatów. Początkowo zgłosiło się na nie dwunastu chętnych. Odpadło kilku, w tym jeden starszy pan, który stwierdził, że to nie jego świat. Hubert widział go tylko raz, ale po zajęciach zaczepił go. „Panie Hubercie, jak pan wie, ja nie brałem udziału, ale widzę, że jest pan dobrym, otwartym człowiekiem i doceniam to, co pan robi”. I wręcza mu piękny, czerwony, zbudowany z malutkich elementów, ścinków drewna, sznurków i linek żaglowiec. Hubert pokazuje mi z chlubą fotkę statku na smartfonie. Na rufie widnieje napis: „Hubert”.

***
Robert Filliou, francuski awangardysta, zdefiniował kiedyś sztukę. Tych definicji są setki, ale dla mnie ta jest najmocniejsza: „Sztuka jest tym, co czyni życie ciekawszym niż sztuka”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski