18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śladem zapomnianych profesji i umięjętności

Weronika Skupin
Grzegorz Kwolek robi z domu pracownię fotograficzną i wywołuje zdjęcia
Grzegorz Kwolek robi z domu pracownię fotograficzną i wywołuje zdjęcia Janusz Wójtowicz
Gdy w skarpetkach czy pończochach zrobi się dziura, zazwyczaj wyrzucamy je do śmieci i nawet nie myślimy, by je naprawić. Kupujemy w sklepie dżemy, a nasze ogródki działkowe dawno odeszły w niepamięć. O liczeniu w słupkach słyszeliśmy tylko w szkole, a dzieci nie wiedzą, czym jest klisza fotograficzna. O zanikających umiejętnościach pisze Weronika Skupin

Droga marynarka ląduje w koszu na śmieci, bo wypaliliśmy w niej dziurę papierosem. Komu przyszłoby do głowy, by oddać ją do punktu artystycznego cerowania? To jedna z wielu umiejętności niegdyś powszechnych, a dziś zapomnianych. Podobnie jak repasacja pończoch czy wywoływanie zdjęć w domu. Ale wciąż są ludzie, którzy to robią.

Ostatnie takie punkty usług we Wrocławiu
Danuta Szawlińska prowadzi ostatni punkt cerowania artystycznego przy ul. św. Mikołaja. Jej praca polega na łataniu dziur tą samą techniką, w jakiej powstał materiał. Odtwarza fakturę tkaniny, wzory i uwypuklenia.
Dziury zawsze łata się nitką ze szwów tej samej sztuki odzieży - nigdy obcą. Patrząc na półki uginające się pod ciężarem ubrań do naprawienia, widać, że zapotrzebowanie na takie usługi jest wielkie. Na zacerowanie dziury trzeba czekać miesiąc.

Cerowanie nie jest tanie. Centymetr kwadratowy dziury w wełnie kosztuje od 5 zł. Ale im tkanina cieńsza, tym więcej czasu zajmuje praca nad nią, a cena wzrasta nawet do 15 zł. - Czasem odmawiam, bo dziura jest zbyt duża, a szwy za małe i nie mam skąd wziąć nitek. Nie ceruję w muślinie, tiulu, czy aksamicie, bo są za cienkie - opowiada Danuta Szawlińska.

Kolejne wymierające rzemiosło to repasacja. Udało nam się znaleźć jeden punkt, na ul. Bałuckiego. Tam pracuje Anna Ślęzak. Dawniej repasaczki były w niemal każdym punkcie krawieckim. Dziś nową parę rajstop można kupić za niecałe 5 zł, a co najmniej tyle kosztuje repasacja.

Podnoszenie oczek wykonuje się specjalną igłą z haczykiem. Ręcznie naprawia się tylko najtrudniejsze sploty, a te łatwiejsze elektrycznie.

Po co to komu? - Niektóre klientki przychodzą od kilkunastu lat z przyzwyczajenia. Mówią, że kochają swoje rajstopy. Potrafią przynieść ich całe pudło. Pytają, czy coś da się uratować - uśmiecha się Anna Ślęzak. Ale niektórym repasacja się... opłaca. Panie przynoszą dziurawe rajstopy przeciwżylakowe, za które zapłaciły 200 zł. Wtedy oddanie ich do repasacji, która kosztuje do 40 zł, jest lepszym rozwiązaniem, niż kupno nowych.

Krawcowe przędą dzisiaj znacznie gorzej
Ciepłe podkolanówki przydają się zimą. Zawsze można je też zrobić samemu. Eugenia Owczarek robi na drutach, od kiedy skończyła 14 lat. Dzierga swetry, rękawiczki i skarpetki. Niewiele zostawia dla siebie - obdarowała połowę rodziny: dzieci, wnuki, a dawniej rodziców i męża. Kiedyś zrobiła rodzicom synowej rękawiczki, a oni dziękowali jej za to trzy lata później na zlocie rodzinnym. - Były tak ciepłe, że odgarniali nimi śnieg - śmieje się pani Eugenia.

Własnoręcznie robione swetry spotyka się coraz rzadziej. Krawcowe przyzwyczaiły się do tkanin maszynowych, a te są zazwyczaj gorszej jakości. Przez to ich cena spada, a pójście do krawca się nie opłaca.

Dalej jednak mamy problemy ze zbyt ciasnymi spodniami lub... guzikiem. Małgorzata Jakób z zakładu krawieckiego Owerlok spotkała już nie raz takich, których przerosło przyszycie szlufki, wieszaczka czy guzika. - Jest pani, która zarzeka się, że naprawdę nie potrafi tego robić - mówi pani Małgorzata.

Każdy owoc się uratuje
Co zrobić, gdy mamy pełne skrzynki gnijących owoców? - Na pewno nie wyrzucać! Każdy owoc można wykorzystać - zapewnia Janina Fiut, która wymyśla kompozycje z owoców, warzyw na soki, konfitury i inne przetwory. Zawsze improwizuje.
Wymyśliła mus imbirowo-jabłkowy z dynią. Do czego się nadaje? - Do wszystkiego! Do zup, na przykład do zupy cytrynowej, sosów. Dodaję go także do chrzanu. Buraczki lub herbata z jabłkiem i imbirem są po prostu przepyszne - mówi pani Janina. Własnoręcznie robi także napary z mięty i cytryny z cukrem lub soki z jabłek, imbiru i kurkumy. Zaprawia też małe pigwy w plasterkach, które jej mąż dodaje sobie do herbaty. Są kwaśne, jak cytryna, ale pozbawione goryczki. Pani Janina lubi też aronię. Rozsmarowuje ją na chlebie pod sery i wędliny. Zresztą, chleb też piecze własnoręcznie. No i nigdy nie kupuje dżemów ani soków.

Pani Janina ma własny ogródek. Opiekuje się także ciotką spod Wrocławia, która ma duży sad i stamtąd przywozi mnóstwo owoców. Jej wnuczek Grześ już się przyzwyczaił, że babcia robi najlepsze smakołyki. - Był kiedyś ze mną w sklepie. Gdy pozwoliłam mu wybrać jakieś słodycze, nie chciał ich, tylko pożalił się, że w domu pokończyły się babcine dżemy. Zapakowałam im wtedy pękaty koszyk przetworów - wspomina pani Janina.

O czym dzieci nie słyszały
Są umiejętności, które zrzeszają pasjonatów. Wrocławianin Grzegorz Kwolek fotografuje i wywołuje zdjęcia. W swojej bogatej kolekcji aparatów ma wiele perełek, w tym ten wielkoformatowy. Jak robi się nim zdjęcia? Fotograf schowany za czarną płachtą pociąga za sznureczek od spustu migawki, a klisza się naświetla.

Grzegorz Kwolek robi pracownię fotograficzną ze swojego mieszkania. W kuchni rozkłada sprzęt, czyli kuwety i maszynę, do której wlewa roztwory chemiczne. Bęben, do którego wkładane są negatywy, to koreks. Koreksy mogą mieścić klisze w różnych rozmiarach. Te większe są cięte, a nie zwijane.

- Zdjęcia najlepiej wywoływać w nocy przy zielonej lampie. Zaciemnia się szyby i rozkłada ciemnię - tłumaczy pan Grzegorz. Za ciemnię służy mu rozkładany namiot ze szczelnymi rękawami, przez które wkłada ręce. W niej negatywy trafiają do koreksów.

Zdjęcia można także powiększać. Wkłada się negatyw do powiększalnika i naświetla papier fotograficzny, który leży w tzw. maskownicy, czyli ramce, która służy do kadrowania. Możemy to zobaczyć na zdjęciu po prawej.
Pasja pana Grzegorza jest droga. Pudełko 25 sztuk filmów w formacie 4 na 5 cali kosztuje 150 zł. Jednak praca nad zdjęciem od A do Z go fascynuje. - Zdjęcia wywołane tą techniką są niepowtarzalne. Żona goni mnie, gdy ustawiam w domu sprzęt, ale chcę mieć pracownię przy sobie, mimo że nie jest profesjonalna - tłumaczy pan Grzegorz.

Jak będzie wyglądać robienie zdjęć w przyszłości? Jeszcze kilka la temu sami nie przypuszczalibyśmy, że powstanie coś takiego, jak aparat cyfrowy. - Kilka lat temu zostałem zaproszony do przedszkola, by opowiadać najmłodszym o wywoływaniu zdjęć. Żadne z 25 dzieci nie wiedziało, czym jest klisza fotograficzna - mówi Grzegorz Kwolek.

W słupku liczyć nie wolno
Kto z nas na co dzień liczy coś starą metodą w słupkach? Prawie nikt. Jednak kilkanaście lat temu chwycenie za kartkę i długopis było czasem jedynym rozwiązaniem. - Do tej pory pamiętam takie liczenie. Kiedy 16 lat temu zakładałam sklep na Krupniczej, nie było kasy fiskalnej - mówi Maria Żołud.

Kasy pojawiały się sukcesywnie, a wraz z nimi znikały zeszyt i długopis. Powrócenie do starych czasów jest niemożliwe. Gdy zabraknie prądu, a kasa fiskalna nie działa, trzeba... zamknąć sklep. Z tego prostego powodu choć pracownice pani Marii liczyć w słupkach potrafią, po maturze z tego nie korzystają.

Nie korzystają z tej metody także studenci Politechniki Wrocławskiej. - Pomnożenie dwóch liczb dwucyfrowych przez siebie w pamięci przerasta większość studentów pierwszego roku. Część z nich chwyta po kartkę, coraz więcej osób nie obejdzie się bez kalkulatora - mówi Tomasz Truszkowski wykładający na Politechnice i dodaje ze śmiechem - Nawet humanistom przyda się znajomość czterech podstawowych działań, by nie oszukali ich w sklepie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Śladem zapomnianych profesji i umięjętności - Gazeta Wrocławska

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski