Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wróbel, ten awanturnik i spragniony kochanek, nie ma łatwego życia. Tak samo jak gołąb, oknówka czy jerzyk

Agnieszka Kamińska
Agnieszka Kamińska
fot. Hanna Żelichowska
Historia wróbla jest o tyle smutna, że najpierw się do nas zbliżył, a potem człowiek go odtrącił – mówi Paweł Pstrokoński, ornitolog, popularyzator wiedzy o przyrodzie, autor książki „Wszystkie okna dla oknówek. Ptasie historie z sąsiedztwa”.

Obserwuję krzew forsycji, w którym dochodzi do regularnych bójek i awantur. Na gałązkach naliczyłam z 30 wróbli. Niekiedy ptaki prowadzą spokojne dyskusje, czasem wrzeszczą wręcz się przekrzykując. Niby wróbel to taki znany nam wszystkim ptak, ale wiele osób niewiele o nim wie. Jaki charakter ma wróbel, gdyby przyrównać go do człowieka? Czy rzeczywiście to krzykacz i rozrabiaka, wdający się w pyskówki?

Na pewno wróble są gadułami i awanturnikami. To ptaki stadne, lubią towarzystwo innych wróbli i trzymają się w grupie. Lęgi również odbywają wspólnie, tworzą mniejsze lub większe kolonie. A w grupie jak to w grupie, często dochodzi do konfliktów a to o jedzenie, dostęp do partnerki czy terytorium. Stąd częste awantury i bójki między ptakami.

Widziałam jak wróble zdemolowały krokusy. Zaczęły się w nich kotłować i tarzać. To jest normalne żeby tak się tarzać?

Wróble odbywają kąpiele w piasku, co jest czymś normalnym. Znajdują fragmenty odsłoniętej ziemi i tarzają się w niej. Domyślam się, że mogła być pani świadkiem walki wróbli o dostęp do piasku między krokusami. Przy okazji bójki dostało się krokusom. W moim ogródku dochodzi do podobnych utarczek. Byłem też świadkiem walki wróbli w niecce po studzience kanalizacyjnej. W wyniku nawiewania nagromadził się w niej piasek i ptaki bardzo żywiołowo rywalizowały o dostęp do niego. Kąpiele piaskowe to jedna z form dbania o pióra. Ptaki są zwierzętami stałocieplnymi, mają temperaturę ciała wyższą niż my i otula ich dość gęsty kombinezon z piór. Pod tym ubrankiem chętnie zasiedlają się pasożyty. Wróble, kąpiąc się w piasku, wcierają jego drobinki w swoje ciałka po to, aby m.in. pozbyć się niechcianych pasożytów. Zły stan piór, a więc poniszczony kombinezonik, utrudnia latanie i nie chroni odpowiednio przed złymi warunkami atmosferycznymi. Wróble do kąpieli preferują piasek, co jest być może związane z tym, że ich przodkowie żyli w północnej Afryce i na Bliskim Wschodzie, a więc w krainach gorących i piaszczystych. Zwyczaj kąpieli mógł utrwalić się w populacji i jest częścią zachowania współcześnie żyjących wróbli, które możemy spotkać prawie na całym świecie.

Na zdjęciu Paweł Pstrokoński, ornitolog, popularyzator wiedzy o przyrodzie, autor książki „Wszystkie okna dla oknówek. Ptasie historie z sąsiedztwa”
Na zdjęciu Paweł Pstrokoński, ornitolog, popularyzator wiedzy o przyrodzie, autor książki „Wszystkie okna dla oknówek. Ptasie historie z sąsiedztwa”. fot. Katarzyna Roguz


Wracając jeszcze do krokusowej demolki to muszę nadmienić, że po tym co zrobiły, zabrały sobie płatki. Zwyczajnie, w dziobach zabrały. Co ciekawe, tylko żółtych kwiatów, a fioletowe zostawiły. I co pan na to?

Okazuje się, że wróble mogą być estetami. Można założyć, że materiał roślinny w postaci barwnych płatków został zaniesiony do gniazd głównie po to, by je przyozdobić. Chociaż ptaki dają sobie też podarunki, szczególnie w okresie lęgowym, gdy trzeba zdobyć samice. Tak robią np. jemiołuszki. Być może płatki krokusów to był prezent dla partnerki, forma przekupstwa i zachęcenia jej do seksu?

Jak już pan porusza ten wątek, to wejdźmy w świat intymny wróbli. Jakim kochankiem jest wróbel?

Na pewno spragnionym. To, co odróżnia wróble od dużej grupy innych ptaków, a co nie jest nietypowym zachowaniem, to seks poza sezonem lęgowym. Partnerzy potrafią się do siebie zbliżać nawet w okresie jesienno-zimowym. Teoria mówi, że ma to na celu scementowanie związku. Wróble, tak to można wyjaśnić, upewniają się w tym, że wybrały dobrego partnera lub partnerkę. Ale to nie wyklucza zdrad. W świecie wróbli mamy do czynienia z czymś, co w języku biologii nazywa się monopolizacją samicy. Wróble w okresie wiosennym kochają się bardzo intensywnie i bardzo często. Niektóre wróble mogą się do siebie zbliżyć nawet trzydzieści razy dziennie, przy czym musimy pamiętać, że seks ptaków jest bardzo krótki. Może tak jest dlatego, by zmniejszyć prawdopodobieństwo bycia upolowanym przez drapieżnika. To częste spółkowanie ma zwiększyć szanse samca na zostanie ojcem. Z prac naukowych dowiadujemy się, że samce bardzo często wychowują jednak nie swoje potomstwo. W trakcie nieobecności partnera, gdy ćwierka, leci się najeść lub śpi, samice bardzo chętnie dopuszczają się zdrad z jakimś atrakcyjnym sąsiadem, jak to bardzo często bywa w świecie zwierząt kolonijnych.

Czyli wróblice to nimfomanki?

Można tak powiedzieć. Wróble ze swoją miłością się nie kryją i nie obchodzi ich to, że ktoś patrzy. One się nie krępują, można wręcz powiedzieć, że robią to na pokaz – na ziemi, na krzewie, na dachu, wszędzie, gdzie się da... Choć są ptaki, które znacznie bardziej lubią seks. Na przykład maleńkie płochacze pokrzywnice tworzą haremy. Mogą to być związki samca z kilkoma samicami jak również jednej samicy z kilkoma samcami. Przy nich życie erotyczne wróbli wypada blado. Bez wątpienia seks jest czymś, czym wróbel żyje. W średniowieczu uważano nawet, że seksualny temperament tych ptaków świadczył o ich zepsuciu, i dlatego wróble w tym okresie były tępione. Nie pomagał im również zwyczaj tarzania w piasku. W średniowieczu wszystko, co kojarzyło się z ziemią i co w ziemi żyło, jak np. krety czy dżdżownice, było uważane za złe, szatańskie. Podobnie traktowane były wróble.

Wróbel, ten awanturnik i spragniony kochanek, nie ma łatwego życia. Tak samo jak gołąb, oknówka czy jerzyk
fot. Hanna Żelichowska

Czy wróble są bure?

W swojej książce piszę, że gdyby wróblice wiedziały, że mówimy o nich bure, to by się obraziły. Ta burość ma w świecie przyrody oczywiście swoją funkcję – kamuflującą. Na samicy spoczywa przecież odpowiedzialność ochrony jaj i potem zajmowania się potomstwem. Bura wróblica, która przycupnie w krzewie czy na elewacji budynku, staje się niemal niewidzialna. Ale czy na pewno ona jest bura? Doszukiwałbym się w jej upierzeniu całej gamy szarości i różnych odcieni beżu. U samca dochodzi jeszcze wspaniały brąz i czerń, szczególnie na śliniaku, a więc tych piórkach, które biegną w dół szyi. Śliniak jest sygnałem dla samic – informuje w jakiej kondycji jest samiec. Im większy, ładniejszy i bardziej dorodny śliniak, tym większa szansa, że samiec znajdzie samicę.

O, to zupełnie jak u ludzi. Niektórzy mężczyźni chodzą nawet na siłownię, by mieć bardziej dorodny i atrakcyjny tors, czyli taki wróbli śliniak.

Tak. Widać to również u bogatek. Samiec bogatki ma krawacik, który biegnie od szyi w dół ku otworowi kloacznemu. Im szerszy i bardziej wybarwiony krawacik tym samiec jest bardziej atrakcyjny. Prezentowanie swoich walorów fizycznych nie jest tylko domeną ludzi, dotyczy to też ssaków czy ryb.

W książce odnosi się pan też do dziejów wróbli. One towarzyszą człowiekowi od wieków, są wszędzie tam, gdzie człowiek. Czy można mówić o jakimś stopniu udomowienia wróbli?

Wróbel, ten awanturnik i spragniony kochanek, nie ma łatwego życia. Tak samo jak gołąb, oknówka czy jerzyk
fot. Hanna Żelichowska

Często mówimy o tym, że bocian żyje w pobliżu człowieka. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że to wróbel jest pierwszym ptakiem, który zbliżył się do człowieka, przełamał barierę lęku przed nami i zaczął przy nas żyć. Wśród ludzi jest w mniejszym stopniu narażony na atak drapieżników i zawsze znajdzie jakiś pokarm. Kiedyś dużą rolę w transporcie odgrywały konie, a na Bliskim Wschodzie również osły, a więc zwierzęta, które odżywiają się pokarmem roślinnym, w tym ziarnami preferowanymi przez wróble. Poza tym, osady, a potem miasta, były i cały czas są atrakcyjnymi miejscami dla wróbli do założenia gniazd. W XX w. z miast zniknęły konie, pojawiły się samochody, zaczęliśmy przekształcać środowisko, w którym żyjemy, dlatego liczebność wróbli zaczęła spadać. Może mieć na to wpływ jeszcze inna rzecz. Na początku mówiła pani o krzewie forsycji. Okazuje się, że w krzewach wróble bardzo chętnie przesiadują, są one im wręcz niezbędne do prawidłowego funkcjonowania. Wydaje się, że na liczebność wróbli negatywnie wpływa nie tylko niedostateczna liczba krzewów, ale też większe powierzchnie krótko strzyżonych i nieekologicznie pielęgnowanych trawników. Rośliny, które je porastają, nie mogą wydać nasion, nie mogą się w nich rozwinąć owady. To również jest powód, że wróbli w miastach zaczęło ubywać. To ptak, który jest typowym ziarnojadem, wiosną wzbogacającym swoją dietę o owady. Historia wróbla jest o tyle smutna, że najpierw się do nas zbliżył, a potem człowiek go odtrącił. Manierą człowieka jest to, że odsuwa od siebie przyrodę, co jest szczególnie niezrozumiałe w czasie, gdy mamy kryzys klimatyczny, kiedy z naszej planety znikają kolejne gatunki zwierząt. Powinniśmy się cieszyć, gdy jakieś dzikie zwierzę zamieszka blisko nas i przy nas żyje.

To ciekawe, co mówi pan o trawnikach. Ludzie starają się porządkować je, przycinać, ujednolicać. A przyrodzie sprzyja, zdaje się, bałagan i różnorodność w trawie.

Tak, przyroda lubi coś, co wielu z nas nazwałoby bałaganem lub chaosem. Te słowa kojarzą się z nieporządkiem, zaniedbaniem, brzydotą. To paradoksalne, bo wielkie betonowe bloki lub połacie wyasfaltowanych dróg wiele osób uważa za coś estetycznego, pięknego, a dzikość przyrody, która tak naprawdę jest piękna, kojarzy im się z brzydotą i bałaganem, który trzeba ujarzmić. Mamy taką tendencję, żeby przycinać, karczować, usuwać, ciąć, nawozić, kosić…. To jest destrukcyjne i odbija się negatywnie na kondycji przyrody, a ona z kolei ma wpływ na nas, na naszą kondycję fizyczną, psychiczną, społeczną. O tę kondycję w dobie pandemii powinniśmy szczególnie dbać. Bez kontaktu z przyrodą nie da się żyć, nie da się z nas tej potrzeby wyplenić. Potrzebujemy całego systemu, na który składają się zwierzęta, rośliny, ale też porosty, grzyby, owady. Jeżeli chcemy dostatnio i spokojnie żyć, to musimy ten system chronić, bo inaczej będziemy przebywać w środowisku nieprzyjemnym, suchym, gorącym i pełnym zanieczyszczeń.

Wypieramy nie tylko wróble, ale też oknówki.

Na zdjęciu oknówki
Na zdjęciu oknówki fot. Paweł Pstrokoński

Ostatnio zaczęliśmy wyliczać coś, co nazywa się „usługami ekosystemowymi”. Pokazujemy w wymiarze pieniężnym, że obecność np. martwego drewna, zapylaczy, ptaków przekłada się bezpośrednio na jakość naszego życia. Ich obecność to tak naprawdę miara naszego dobrobytu, nie tylko w mieście. Oknówka jest ptakiem owadożernym. Wcale nie trzeba połaci miast spryskiwać jakimiś chemicznymi aerozolami z samolotów, żeby pozbyć się uciążliwych owadów. Oknówki, a są one bliskie mojemu sercu, gnieżdżą się w pobliżu mojego mieszania, powodują, że latem nie mam w domu uciążliwych komarów. Ptaki, które żyją w budynkach, świadczą nam szereg usług ekosystemowych, ale już samo to, że są w naszym pobliżu, powinno być dla nas czymś cennym. Dla mnie gniazdo z oknówkami to darmowy film przyrodniczy. Coś, co może nauczyć mnie rozumienia przyrody. Coś, co trzeba pielęgnować i podziwiać – przecież żadne dzikie zwierzę nie żyje tak blisko mnie. To, że dziki organizm przełamał barierę lęku wobec nas i zamieszkał w naszym sąsiedztwie, jest już samo w sobie piękne. Dlatego przyznam, że nie do końca rozumiem moich sąsiadów, którzy pozbywają się gniazd i płoszą oknówki. A trzeba dodać, że zdecydowana większość ptaków w Polsce jest pod ochroną. Nie możemy niszczyć ptasich siedlisk, bo grozi za to kara. Myślę, że ludzie, którzy niszczą przyrodę najczęściej jej nie rozumieją. Może niektórzy boją się, że taki ptak zrobi im kupę na parapet. To jest, według mniej, fałszywy estetyzm, bo przecież sprzątamy odchody psów czy własnych dzieci. Dlaczego więc mamy problem z tym, żeby posprzątać odchody ptasie? Pozwalając mieszkać ptakom w naszym pobliżu, więcej zyskujemy, niż tracimy.

To dotyczy też gołębi? Tych sradj, jak niektórzy mówią i co trafnie wytyka pan w swojej książce? Połowa społeczeństwa gołębie kocha, a druga połowa nienawidzi. Niektórzy twierdzą, że jest ich za dużo, że są jak chwasty czy miejskie szczury.

Nikt nigdy gołębi nie policzył, nam się tylko wydaje, że jest ich za dużo. Sami stworzyliśmy pułapkę, w którą gołębie wpadły. Największy problem dotyczy dokarmiania, które nie jest niczym złym. Dokarmiać trzeba jednak z głową. A czym my dokarmiamy ptaki w mieście? Resztkami. Jeśli coś nam spleśnieje lub przeterminuje się, to wyrzucamy to na trawnik. Wychodzę z założenia, że jeśli sami nie jesteśmy w stanie czegoś zjeść, bo to jest zepsute, to jest to nieodpowiedni pokarm dla dzikich zwierząt. Oczywiście zwierzę z głodu zje również resztki, ale to fatalnie odbije się na jego zdrowiu. Zjedzenie namoczonego, spleśniałego chleba, który w dodatku w okresie zimowym nasiąknie solą i innymi szkodliwymi substancjami, prowadzi do podtrucia ptaka i tego, że obficie się załatwia. Stąd też ta srajda, to permanentne rozwolnienie u gołębi. Ten ptak powinien odżywiać się ziarnami, czasem powinien skubnąć roślinę, wygrzebać jakąś larwę. Tymczasem gołębie się od nas uzależniły, jedzą to, co im wyrzucimy – najczęściej zepsute resztki. I tak tworzy się pętla – gołębie są w złej kondycji, więc się intensywnie rozmnażają. Robią to, aby kompensować straty wynikające z tego, że się źle odżywiają. A odżywiają się źle, bo im podajemy zły pokarm. Poza tym, gołębie żyjące w mieście, przebywają w dużym zagęszczeniu i muszą walczyć o miejsca lęgowe. Gdziekolwiek gołąb nie przysiądzie, jest płoszony. Musi wiecznie uciekać. Dlatego wiele osób uważa, że wszędzie go pełno, że jest natarczywy i brudny. To nieprawda, gołębie są piękne. I są w trudnej sytuacji, niestety przez nas.

Wróbel, ten awanturnik i spragniony kochanek, nie ma łatwego życia. Tak samo jak gołąb, oknówka czy jerzyk
fot. Paweł Pstrokoński

Gdzieś przeczytałam, że podczas remontu budynku założono kratownicę w taki sposób, że odcięto gołębie od gniazda z młodymi. Rodzice podawali pokarm pisklętom przez karaty. Bardzo mnie ta opowieść uderzyła.

Odgradzanie piskląt od rodziców czy zamurowywanie żywcem zwierząt jest niehumanitarne i jest niezgodne z prawem. Nie możemy skazywać żadnych zwierząt na cierpienie. Obrywa się nie tylko gołębiom, ale też jerzykom. To są ptaki, które co roku wracają w to samo miejsce lęgowe. Jeśli otwór do ich gniazda zostanie zamurowany lub zakryty, a dzieje się to coraz częściej, to ptak uderza głową w miejsce otworu, próbuje rozbić barierę i przebić się do gniazda. W ten sposób jerzyki giną. Nie znamy i nie rozumiemy do końca skali tego problemu, bo nikt takich przypadków w całej Polsce nie zlicza, ale możemy założyć, że jest to bardzo duży problem. Ponadto na wykonawcę remontu nie jest nakładany obowiązek sprawdzenia, czy na budynku są gniazda, nie ma obowiązku wykonania opinii ornitologicznej i chiropterologicznej, czyli dotyczącej nietoperzy. Jeśli wykonawca nie widzi ptaków, to twierdzi, że ich nie ma i bierze się za prace remontowe. A one najczęściej są prowadzone, gdy jest ciepło i gdy ptaki wyprowadzają swoje młode. To prosta droga do tragedii.

Co panu daje ornitologia? Całe to przepadanie na godziny w terenie, wyjazdy na wyprawy, wstawanie o 4? To całe, jak pan mówi, ptaszenie?

Kilka dni temu wstałem o 3.45. Zdarzają się też wcześniejsze pobudki. Gdy pomagałem w badaniach dzięciołów w Białowieży, to wstawałem nawet przed godziną 3. Zaznaczam jednak, że chcąc oglądać ptaki, nie trzeba wstawać przed świtem, można wyjść z domu o każdej porze, przejść się i zacząć obserwować. Ptaki najpierw były tylko moją pasją, a z czasem stały się pracą zarobkową. Obserwowanie ich daje mi spokój, pozwala skupić się na danej chwili i odpocząć od zgiełku, jeśli wybieram się poza miasto. Poza rowerem, to jest coś, co daje mi najwięcej radości i wolności. Jestem przekonany, że ornitologia, ale też szeroko rozumiane przebywanie na łonie przyrody, pomaga w zachowaniu równowagi psychicznej. Ptaki i rower wraz z psychoterapią i lekami pozwoliły mi wygrać z atakami panicznego lęku, które towarzyszyły mi po stracie bliskiej mi osoby. Oglądając ptaki mogę obcować z pięknem, a nim są koncerty o świcie, gdy las wręcz rezonuje. Pięknem są kolory ptaków – wielowymiarowa burość wróbla, o czym mówiliśmy, ale też żółć trznadla czy zieleń dzięcioła zielonego. Pięknem są zapachy w lesie, i to nie tylko kwiatów, ale też np. kory drzew czy wilgotnej ziemi.

Ma pan jakiegoś ptasiego Moby Dicka, ptaka, którego pan zawzięcie poszukuje?

Miałem. Gdy byłem w Izraelu, to bardzo chciałem zobaczyć turkaweczkę czarnogardłą. To maleńki gołąbek wielkości wróbla. Poszukiwanie tego ptaka, przez pewien czas, stało się wręcz moją obsesją. Miałem przyjemność poznać w Izraelu ornitologa Yohay’a, który chyba jest jeszcze bardziej zafascynowany ptakami niż ja, bo przy falach upałów sięgających 60 stopni jeździł w teren i prowadził swoje badania. Któregoś razu zabrał mnie na wyprawę, podczas której zobaczyłem moją pierwszą turkaweczkę. Przy okazji zaobserwowałem żołnę wschodnią, bardzo kolorowego ptaszka, wyglądającego jak maleńki klejnocik. Dla mnie to było przeżycie, piękna przygoda. Ornitologia to nie jest wiedza tajemna. Mamy dostęp do internetu, do różnych aplikacji, mamy bardzo dobre aparaty. Każdy może zacząć obserwować ptaki. To tylko kwestia rozbudzenia w sobie zainteresowania.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki