Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Soczi 2014. Justyna Kowalczyk ma wielowarstwowe złamanie stopy. "Spokojnie, biegam dalej"

Przemysław Franczak/WR/Foto Olimpik/X-News
Rentegnowskie zdjęcie złamanej stopy Justyny Kowalczyk
Rentegnowskie zdjęcie złamanej stopy Justyny Kowalczyk Fot. Facebook
To na pewno będzie najsłynniejsza noga tych igrzysk olimpijskich. Justyna Kowalczyk startuje w Soczi ze złamaną kością śródstopia.

Prześwietlenie mojej stopy. Wielowarstwowe złamanie. Z pozdrowieniem dla wszystkich “ekspertów”. Spokojnie, biegam dalej – o diagnozie Kowalczyk poinformowała na Facebooku. Do notki dołączyła rentgenowskie zdjęcie.

Kontuzji nabawiła się pod koniec stycznia podczas treningów w Santa Caterina, w nadal nieznanych okolicznościach. Wtedy Polskę i świat obiegło zdjęcie sinej, spuchniętej stopy – też umieszczone przez nią na portalu społecznościowym. Na prześwietlenie zgodziła się dopiero wczoraj, dzień po biegu łączonym, w którym zajęła 6. miejsce.

- Stwierdzono złamanie V kości śródstopia. Złamanie ma charakter stabilny, a ten jego rodzaj nie uniemożliwia zawodniczce dalszych startów – poinformował dr Stanisław Szymanik, ortopeda, członek Komisji Medycznej PKOl.
Kowalczyk nadal będzie biegać z usztywnioną stopą i przyjmować środki przeciwbólowe.

Twarda dziewczyna. Po sobotnim biegu łączonym twierdziła, że bólu na trasie nie czuła. - Środki działały, nawet mogę w tej chwili na tej nodze stać. Ale chyba już powoli zaczynają puszczać – uśmiechała się.
Tak właśnie – uśmiechała.

– Nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać. A ten start dał nam odpowiedź, że potrafię walczyć nawet mimo tego bardzo stresującego ostatniego miesiąca. Trener krzyczał do mnie na trasie, że świetnie biegnę, że daję radę – opowiadała Kowalczyk.
Uśmiechnięta po zajęciu szóstego miejsca, uśmiechnięta po upadku, który zaliczyła w strefie zmiany nart, uśmiechnięta po tym, jak do prującej bez wytchnienia do przodu po kolejne olimpijskie złoto Marit Bjoergen straciła prawie minutę.

Jeszcze niedawno coś takiego byłoby nie do pomyślenia. Ale po zawirowaniach związanych w wycofaniem się z Tour de Ski, po słabym występie w przedolimpijskiej próbie w Toblach, a przede wszystkim po dającej się mocno we znaki kontuzji, ten uśmiech Justyny wcale dziwny się nie wydaje. Wygląda to wręcz tak, jakby w sobotę uwierzyła, że jest w stanie walczyć na tych igrzyskach o medal. Zwłaszcza w biegu na 10 km techniką klasyczną – te zawody już w czwartek.

– Dawka optymizmu jest. Teraz czekamy na to co się stanie za te kilka dni – stwierdziła biegaczka z Kasiny i znów się uśmiechnęła. W tym swoim niepodrabialnym stylu.

– Trzeba patrzeć optymistycznie, tym bardziej że pierwsze 7,5 kilometra biegu łączonego rozgrywanego „klasykiem” Justyna kończyła w czołowej grupie – zwracał uwagę Apoloniusz Tajner, szef naszej misji olimpijskiej. – Widoczna była jednak ta przerwa związana z kontuzją. Wcześniej wydawało się, ze taki odpoczynek może dać więcej świeżości, ale tak się nie stało. Już pod koniec „klasyka” widać było, że Justyna ciężko biegnie. W tym starcie się jednak „przepaliła” i z dnia na dzień będzie coraz lepiej – z nadzieją w głosie podkreślił prezes Polskiego Związku Narciarskiego, w Soczi pełniący rolę szefa naszej misji olimpijskiej.
W sobotę kwestia ewentualnej walki Kowalczyk o podium rozstrzygnęła się już na półmetku. Polka po przypadkowej kolizji z Finką Aino–Kaisą Saarinen (– To nie była niczyja wina – mówiła potem) przewróciła się i zanim zdążyła założyć narty do stylu łyżwowego pociąg prowadzony przez Therese Johaug, Bjoergen i Charolottę Kallę odjechał z peronu. Na tyle daleko, że Kowalczyk, mimo prób, dogonić go już nie zdołała.

– Myślę, że nawet jeżeli bym się w tej grupie utrzymała, to na finiszu ciężko byłoby mi walczyć o medal – przyznawała Polka.

Bo ten finisz rzeczywiście był z nie z tej planety. Był z planety Bjoergen. Na ostatnim, potwornie wyczerpującym podbiegu Kalla próbowała zgubić ją i resztę grupy. Nie udało się tylko z 34–letnią (brakuje 41 dni) Marit. Norweżka, która kiedyś trenowałą narciarstwo alpejskie już na zjeździe minęła Szwedkę, a potem z impetem mknęła do mety. Została najstarszą złotą medalistką igrzysk w biegach narciarskich (wyprzedziła Włoszkę Stefanię Belmondo).

– Swój cel na Soczi już zrealizowałam, bo chciałam zdobyć jeden złoty medal. Teraz będą mogła się trochę zrelaksować – mówiła, choć dla rywalek to może brzmieć jak przestroga.

Kalla pogodziła się z drugim miejscem, na trzecim przybiegła wschodząca gwiazda norweskich i światowych biegów – Heidi Weng. Obie Norweżki swoje sukcesy zadedykowały koleżance z kadry – Astrid Jacobsen, której w dniu rozpoczęcia igrzysk umarł brat. – Biegłyśmy dla niej i dla jej rodziny – podkreślały.

Bieg to nie był łatwy, choć wszyscy podkreślają, że olimpijski ośrodek „Laura” to raj dla narciarzy. Coś w tym jest: mróz, słońce, piękne trasy i widoki. I do tego wszystko odizolowane od zgiełku igrzysk. Żeby tam się dostać, trzeba wyjechać na górę kolejką gondolową. Są ich zresztą w okolicy dziesiątki. Nawet do niektórych hoteli, jakimś cudem wybudowanym na stromych kaukaskich zboczach, można dostać się tylko gondolą. Na drzwiach wagonika jadącego do „Laury” naklejka: Gazprom Mountain Resort. Rosyjski gigant stoi tu za większością inwestycji.

Projektant tras wyrozumiały dla uczestników igrzysk nie był. Tuż przed przed stadionem jest długi, wyczerpujący podbieg. W sobotę zawodniczki pokonywały go aż cztery razy.

– Wszystkie nogi mamy raczej chude, ale na tym podbiegu robiły się cztery razy grubsze – żartowała Justyna Kowalczyk.
Efekt potęgował jeszcze fakt, że ten odcinek znajdował się w słońcu, na mokrym śniegu narty nie chciały jechać. Dla niektórych to była droga przez mękę.

– Na samym końcu byłam już tak zmęczona, że nawet nie miałam siły kucnąć na zjeździe. Nogi były jak z betonu, dobrze, że się wyrobiłam na zakręcie – uśmiechała się Paulina Maciuszek, która zajęła 29. lokatę. – Było ciężko. W słońcu gorąco, w cieniu zimno. Nasi serwismeni spisali się na medal, narty też, gdybym tylko nogi miała lepiej przygotowane. Był taki moment na tym podbiegu, że inne dziewczyny mijały mnie jak porsche malucha. Wyniki? Inaczej wyobrażałam sobie to podium, bo z Justyną na czele. Nie udało się, więc teraz będę trzymać kciuki za nią i za Charlottę Kallę, którą bardzo lubię, żeby w kolejnych biegach obie namieszały wśród Norweżek – mówiła Maciuszek.

A Kowalczyk odpowiedziała na to tak: – Na tym trudnym podbiegu dobrze biegło mi się „łyżwą”, a to znaczy, że wydolność jest na tym poziomie, na jakim powinna być. A ona w „klasyku” będzie bardzo istotna.
Byle tylko stopa wytrzymała. Bieg w czwartek.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Soczi 2014. Justyna Kowalczyk ma wielowarstwowe złamanie stopy. "Spokojnie, biegam dalej" - Gazeta Krakowska

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski