- Zdecydowaliśmy się na radykalny krok i zamknięcie placówki aż do piątku - relacjonuje Jerzy Piskor, dyrektor SP nr 21. W środę lekcje zakończyły się przed godz. 14. Do końca tygodnia nie działa też szkolna świetlica. Ze względu na dramatycznie rosnącą falę zachorowań nie odwołałem zebrań z rodzicami. Musimy ich ostrzec, by uważali na swoje pociechy - zapewnia Jerzy Piskor. I dodaje: - Zdarzało się bowiem, że dziecko jednego dnia wymiotowało, a następnego było posyłane do szkoły, bo rodzice nie mieli go z kim zostawić. I tak jeden uczeń automatycznie zarażał się od drugiego.
W środę placówkę dokładnie skontrolowali pracownicy sanepidu. - Sprawdzaliśmy szkołę pod każdym możliwym kątem. Zajrzeliśmy m.in. do kuchni, żeby pobrać niezbędne próbki i wykluczyć zatrucie produktami, które nie wymagają obróbki cieplnej, np. surówkami czy owocami - relacjonuje Irmina Nikiel, szefowa lubelskiego sanepidu.
Podejrzewa się, że w ubiegłym tygodniu jedna z osób pracujących w szkolnej kuchni miała podobne objawy do tych, które zgłaszały dzieci. W szkole wprowadzono surowy reżim sanitarny. Dezynfekowano m.in. muszle klozetowe, klamki. Dzieciom polecano tego dnia dokładniejsze mycie rąk po skorzystaniu z toalety.
- Podejrzewamy zakażenie rotawirusami, które przenoszone są drogą pokarmową - ostrzega Irmina Nikiel. Dużą rolę w rozprzestrzenianiu choroby odgrywają ręce. Do zakażenia dochodzi w momencie, gdy dziecko spożyje pokarm zanieczyszczony przez chorą osobę.
Sanepid uspokaja. Gwałtowne zatrucia dotyczą w tym momencie tylko jednej szkoły. - Nie wpłynęły do nas żadne niepokojące sygnały z innych placówek. Niestety, w wyniku zakażenia, piątka dzieci z SP nr 21 została poddana hospitalizacji - dodaje Nikiel.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?