Gdy usłyszałem po raz pierwszy spolszczone "old school", nawet miło mnie to zaskoczyło. Młodzież zaczyna mówić językami, a jeszcze dodatkowo ma świadomość, że owa stara szkoła ma jakąś swoją wartość. Do niedawna żyłem lekko przerażony przyszłością dzieci (w tym własnych), które na pytanie o naukę, odpowiadały: "Studiuję!". I bardzo dobrze, ale na pytanie: "Co?", odpowiadano przeważnie: "Marketing i zarządzanie, politologię, dziennikarstwo, medioznawstwo, zarządzanie zasobami ludzkimi" itp.
"Niedobrze" - myślałem. - "Kto mnie wyleczy, wybuduje most, wyhoduje wieprzowinę czy ziemniaka?". Nieodmiennie wierzę w moc natury, bezlitośnie regulującej niedobory i likwidującej nadmiary. Po raz kolejny przekonałem się, że warto, kiedy ostatnio wstrząśnięte media podały, że o jedno miejsce w niedawno jeszcze ledwie zipiących szkołach zawodowych ubiega się czterech kandydatów! Zaczęła się regulacja! Kimże wszak mają "zarządzać" wszyscy w tym kierunku wykształceni? Kto im naprawi drogie buty ze skóry albo najnowszą komórkę?
Co ma do tego stara szkoła? Wiedzę o życiu i jego prawach. W młodości (jak mi się udało żyć bez internetu!) czytałem (znowu wpadka!) książki o Indianach. W każdej eksponowane miejsce zajmowała Rada Starszych, która dzięki doświadczeniu i porozumieniom, wyprowadzała wszystko na prostą. Choć z czerwonymi mieliśmy dotąd do czynienia w zupełnie innym kontekście, może by tak w tym przypadku wrócić do "oldskulowych" tradycji i zacząć pytać starszych?
Kolejny raz zaskoczone (młode!) media podały, że za granicą poluje się na starszych pracowników! Yes, yes, yes!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?