Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stirlitz, sowiecki James Bond

Ryszard Parka
Stirlitz goli się , spogląda w lustro. Stirlitz, pomyślał Stirlitz... Stirlitz, pomyślało lustro...
Stirlitz goli się , spogląda w lustro. Stirlitz, pomyślał Stirlitz... Stirlitz, pomyślało lustro... Fot. MATERIAŁY PRASOWE
Nikomu tak nie szkodzi popularność jednego filmu czy serialu, jak aktorom. Nikt w piątek nie powiedział: Nie żyje Wiaczesław Tichonow, nie żyje książę Andriej Bołkoński z Wojny i pokoju. Wszyscy mówili: Nie żyje Stirlitz

Max Otto von Stirlitz, bohater serialu Siedemnaście mgnień wiosny, radziecki James Bond, który ze wszystkich problemów wychodził cało. Zmarł w wieku 81 lat.

Siedemnaście mgnień wiosny to był straszny film. Zwłaszcza wtedy, kiedy Stirlitz myślał. A myślał sporo. Czy to jadąc przez Berlin zburzony w alianckich bombardowaniach, czy zakładając czarne okulary i berecik przed spotkaniem z Bormannem.

Stirlitz ujrzał Müllera leżącego na podłodze i nie dającego oznak życia. Otruty, pomyślał Stirlitz, przyglądając się rączce siekiery wystającej z piersi Müllera.

Chyba nigdy nikomu nie udało się nakręcić tak nierealistycznego filmu o oficerach SS jak Rosjanom w 1973 r. Bo i co to za realizm? Przychodzi Stirlitz do biura w Głównym Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy, zdejmuje marynarkę i spodnie, wyjmuje z szafy galowy mundur Standartenführera SS, zakłada, do te-go buty i czapkę, jakby do szpitala na dyżur przyszedł. Jego służbowy płaszcz wyglądał jak uszyty z pianki na kombinezony nurkowe. Normalnie wstyd. Z historycznego punktu widzenia ubieranie wszystkich oficerów SS w czarne, galowe mundury miało podobny sens jak ubieranie urzędników w smokingi. A przecież Rosjanie mieli w 1973 r. niemal 40 lat praktyki w kręceniu "niemieckich filmów", magazyny Mosfilmu pękały w szwach od mundurów niemieckich formacji wojskowych i policyjnych.

Stirlitz obudził się koło drugiej. Pierwsza też była niezła, pomyślał.

Kiedy w 1939 r. Ribbentrop przyleciał podpisywać pakt z Mołotowem, hitlerowskie hakenkreutze do dekoracji lotniska wyciągnięto właśnie z magazynów Mosfilmu. Od radzieckiego przemysłu filmowego można było wymagać. W końcu to była jedyna kinematografia świata, która miała własny pułk kawalerii. Miała też świetnych aktorów.

Bo Tichonow świetny był bez wątpienia. Cztery lata przed wcieleniem się w Stirlitza zagrał księcia Bołkońskiego w oskarowej ekranizacji "Wojny i pokoju" Lwa Tołstoja. Zdaniem krytyków, był w tym obrazie kwintesencją rosyjskiego arystokraty, który pogubił się w modach i tożsamościach, wiedząc tylko jedno: chcę, by zapamiętali mnie inni. Tichonowa zapamiętali. Chyba niezupełnie tak jakby chciał. To był niemal chichot historii. Niezły aktor wbity w ciasną, sztampową i drewnianą rolę. "Siedemnaście mgnień wiosny" to była reakcja Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego na polską "Stawkę większą niż życie". Serial był soc-hitem i pewnie przyćmiłby pierwsze stosunkowo prymitywne filmy o Bondzie. Więc w Związku Sowieckim należało zrobić jeszcze większy hit. Lepszy pod każdym względem.
Szedł nocą Stirlitz po ulicach Berlina. Nagle z lewej, z prawej, z tyłu, z przodu rozległy się ogłuszające wybuchy. Dolby surround, pomyslał Stirlitz.

Polski, choć działający na zlecenie Moskwy szpieg J-23 miał krótki staż. W szeregi Abwehry dostał się po ataku Niemiec na ZSRR. Tymczasem Stirlitz drążył hitlerowską skałę od siedmiu lat, czyli do SS trafił w czasach stalinowskich czystek. Ba, przetrwał okres współpracy niemiecko-sowieckiej. Kloss był zaledwie porucznikiem, który w połowie serialu awansuje na kapitana. Stirlitz dosłużył się stopnia Standartenführera, co odpowiada pułkownikowi.

Stirlitz zobaczył, jak banda wyrostków pompuje w Berlinie kota benzyną. Kot wyrwał się, przebiegł kilka metrów i upadł. Widocznie benzyna mu się skończyła, pomyślał Stirlitz.

Pośpiech sprawił, że serial roi się od błędów: Stirlitz jako kawaler nie zrobiłby w faszystowskich Niemczech kariery Standerten-führera, bo Hitler żądał od oficerów, by się żenili i płodzili aryjskie dzieci. Hitlerowski wagon ma napis cyrylicą Tara 58T, a te wagony NRD zaczęła produkować dla Związku Sowieckiego pod koniec lat 60. Stirlitz słucha piosenki Edith Piaf, którą skomponowano kilkanaście lat później. W jednej ze scen pisze też flamastrem.

"Siedemnaście mgnień wiosny", mimo prymitywnej scenografii i operetkowych kostiumów, trafia na ekrany rosyjskiej telewizji przynajmniej raz w roku w okolicach Dnia Zwycięstwa. Pod tym względem nie ma co konkurować z polską Stawką..., która jest emitowana przez kolejne stacje niemal przez okrągły rok, na zmianę z "Czterema pancernymi". Niedawno nawet serial doczekał się cyfrowej obróbki. Został pokolorowany, co wzbudziło protesty rosyjskiej lewicy. Jej zdaniem, dodanie kolorów kultowemu serialowi odebrało mu wartość ideologiczną i patriotyczną. Rzeczywiście. Kolory pomagają tylko dostrzec prymitywną realizację, w której oficerowie SS używają stołowych papierośnic w formie przyjętej w latach 70. w moskiewskich gabinetach. Wcześniej umykało to uwadze.

Stirlitz, Müller i Kaltenbrunner grali w karty. Stirlitzowi karta nie szła, ale umiał robić dobrą minę do złej gry. Gdy tylko odszedł się wysikać, mina zadziałała.

Złośliwi twierdzą, że moskiewska centrala ceniła i serial, i Tichonowa za kompletne przeciwstawienie się zachodnim wzorcom szpiega-playboya. Stirlitz chadzał w kardiganie, nosił beret, znoszony płaszcz, a 23 marca każdego roku pił, dla uczczenia święta Armii Czerwonej. Warto sobie przypomnieć, że obecny premier Rosji, Władimir Putin, w swoich przedpolitycznych czasach również był szpiegiem. I również w Niemczech.

Stirlitz, ile jest dwa razy dwa? - zapytał Müller. Stirlitz wiedział; wiedział też, że Müller wie, ale nie wiedział, czy centrala wie, toteż postanowił milczeć.

W 1993 roku zmarł Julian Siemionow, autor książek o Stirlitzu. Napisał ich kilkanaście. Historia agenta zaczynała się w 1921 roku. Nikt nie wie, jakim cudem Maksym Maksymowicz Isajew, bo tak brzmiało rosyjskie nazwisko szpiega, zdołał utrzymać się w służbie mimo kolejnych czystek i wymiany na szczytach.

Sam Siemionow po sukcesie pieriestrojki przestał pisać o superszpiegu i zaczął wydawać gazetę "Sovierszienno Siekrietno" (wspólnie z Artiomem Borowikiem, prekursorem dziennikarstwa śledczego w Rosji). Ani Siemionowowi, ani Borowikowi obnażanie korupcji w Rosji nie wyszło na zdrowie. Siemionow zmarł w 1993 roku. Pojawiły się przypuszczenia, że został otruty przez państwowe służby.

Stirlitz podszedł do okna i wysmarkał się w firankę. Nie był to żaden tajny sygnał, po prostu chciał się przez chwilę poczuć pułkownikiem Isajewem.

Borowik przeżył go o siedem lat. W 2000 roku zginął w katastrofie lotniczej. Jego samolot startował z moskiewskiego lotniska Szeremietiewo, a zapis czarnej skrzynki wskazuje, że załoga zrobiła wszystko, by doprowadzić do wypadku. Zupełnie przypadkiem Borowik przygotowywał wcześniej obszerny materiał o Putinie, na 20 dni przed wyborami prezydenckimi.

- To serialowe myślenie Stirlitza, to nie był taki zły pomysł - uważa Tigran Vardikian, rysownik Polski Dziennika Zachodniego, który serial oglądał jeszcze w Związku Sowieckim. - Stirlitz myślał i ludzie też myśleli. Był czas na refleksję. A niektórzy mieli czas, żeby wyjść na papierosa albo powiesić pranie.

Inaczej o przemyśleniach majora Isajewa musieli myśleć szefowie wywiadu. Najpierw w Związku Sowieckim, potem w demokratycznej Rosji. Bo serial z Tichonowem do dziś pokazuje się wszystkim kandydatom do pracy w wywiadzie zagranicznym. Może chodzi tu o poświęcenie rodziny dla "rodiny"? Może o umiejętność upijania się w domowym zaciszu albo o trudną sztukę charakteryzacji.
Dość, że serial Siedemnaście mgnień... jest niemal filmem instruktażowym. A niemal każdy agent chce być Tichonowem. Tylko oczu już chyba nie malują. Chyba.

Stołówka Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy. Müller, Himmler i Bormann cierpliwie stoją w kolejce. Stirlitz wchodzi i od ręki dostaje obiad. Müller, Himmler i Bormann patrzą osłupiali. Nie wiedzą, że kobiety ciężarne i bohaterowie Związku Radzieckiego obsługiwani są przecież poza kolejnością.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Stirlitz, sowiecki James Bond - Dziennik Zachodni

Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski