Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sto lat temu do Lublina wrócił Józef Łobodowski. Rozmowa z Aleksandrą Zińczuk, kierownik Działu Wydawniczego Warsztatów Kultury w Lublinie

Wojciech Pokora
Wojciech Pokora
Fot. muzeum im. Czechowicza
Z Aleksandrą Zińczuk, kierownik Działu Wydawniczego Warsztatów Kultury w Lublinie, rozmawiamy o jednym z najważniejszych i najbardziej barwnych z lubelskich twórców - poecie, prozaiku, publicyście i dramatopisarzu Józefie Łobodowskim. Jego niepublikowana sztuka „Wyzwolenie” ukaże się w najbliższych dniach w ramach nowej serii wydawniczej „Zakotwiczone”.

Sto lat temu do Lublina wrócił Józef Łobodowski. Irena Szypowska napisała o nim, że „stanowczo za dużo już w swoim życiu widział, nad wiek był doświadczony i samodzielny”. A miał wówczas zaledwie 13 lat.

Dziś ponownie powraca w symboliczny sposób przez coraz to nowe wydania. Ale sto lat temu były wyjątkowo ciężkie czasy. Łobodowski urodził się w 1909 roku, więc jego dzieciństwo przypadło na okres wojen i rewolucji. Spokojne dzieciństwo spędził w Lublinie, jednak gdy wybuchła wojna, rodzina Łobodowskich przeniosła się do Moskwy, jako że ojciec Józefa był żołnierzem w carskiej armii.

Wojna wywarła wpływ na życie w stolicy Rosji - brakowało wszystkiego, żywność, jeśli była nawet dostępna, to stała się niewyobrażalnie droga.

Ceny szły w górę jak dzisiaj. Ojciec był na wojnie, więc matka zdecydowała, że zabiera dzieci na południe. Pod koniec lata 1917 roku rodzina Łobodowskich znalazła się w Jejsku, nad Morzem Azowskim. Tu Józef doświadczył skutków rewolucji i tu dojrzał. Handlował samogonem i papierosami. Trafił nawet do więzienia. Z Kubania w 1922 roku powrócił pociągiem do Polski, do Lublina, wcześniej pochowawszy ojca, i już w drodze powrotnej jedną z sióstr.

W Lublinie Łobodowski stawia swoje pierwsze kroki poetyckie, ale i teatralne.

I dziennikarskie, i translatorskie, i chuligańskie! Tu się wszystko zaczyna. Poezję zaczął pisać bardzo szybko, bo zaraz po powrocie do kraju. Uczy się w Gimnazjum im. Hetmana Jana Zamoyskiego, gdzie redaguje szkolne pismo literackie „W Słońce”. W tym okresie debiutuje tomikiem „Słońce przez szpary”, który wysyła do recenzji Julianowi Tuwimowi. Tak wówczas czynili początkujący poeci, szukając potwierdzenia autorytetu. Swoje wiersze wysyłała mistrzowi również Zuzanna Ginczanka, z którą przetną się później ich drogi, nie tylko w sensie poetyckim.

Miłość do teatru rozkwitła w latach szkolnych?

Łobodowski nie jest szerzej znany jako dramaturg, podobnie jak Czechowicz czy Arnsztajnowa. Autor „Ballady lubelskiej” jest przede wszystkim ceniony jako poeta i publicysta, dla grona pasjonatów także jako tłumacz i prozaik. Ale rzeczywiście można zaryzykować tezę, że sam Łobodowski rozkwitł w latach szkolnych. Skoro w wieku 13 lat był „nad wiek doświadczony i samodzielny”, to w okresie szkolnym nie było mu łatwo się podporządkować. Chodził swoimi ścieżkami, a jego indywidualizm nie zawsze podobał się jego przełożonym. Miał roczną przerwę w nauce, kiedy podjął się pracy zarobkowej. We wspominanym szacownym gimnazjum, do którego uczęszczał, pojawił się teatr. Już wtedy Łobodowski pełnił funkcję szkolnego kierownika teatru i wyreżyserował sztukę Aleksandra Fredry „Damy i huzary”. Zachowała się relacja o jego aktorskich osiągnięciach.

Wcielił się w rolę Wojewody w „Mazepie” Juliusza Słowackiego. Zresztą, do końca życia miał znać na pamięć cały tekst tej tragedii.

Jestem przekonana, że równie dobrze znał kwestie hetmana kozackiego z tej sztuki. Niezależność Ukrainy leżała mu na sercu do końca życia. Szkolne wprawki aktorskie, wychowanie w kozackim stepie, rozliczne lektury - to wszystko kształtowało jego temperament, postawę znakomitego publicysty i przy tym zawziętego mówcy. Niezależny w swoim myśleniu Łobodowski w sposób dość gwałtowny wyrażał swoje opinie, a jeszcze wyobraźmy sobie początki lewicującego studenta, który w owym czasie miał światopogląd bliski do komunizmu. Trzeba pamiętać, że początek lat 30. XX wieku to był okres załamania gospodarczego. Nastroje społeczne się radykalizowały, a wraz z nimi postawy młodzieży.

Widać tę chęć radykalnego przebudowania świata w wydanym wówczas tomiku „O czerwonej krwi”.

Ten tom otwiera nowy etap w twórczości Łobodowskiego. Po zbiorach „Słońce przez szpary” i „Gwiezdnym psałterzu”, pisanych pod wpływem modnych wówczas Skamandrytów, wykształca się u niego nurt poezji wręcz rewolucyjnej, zaangażowanej. W tym okresie Łobodowski zbliża się ideowo do radykalnej lewicy. Zauważa to Sąd Okręgowy w Lublinie, który nakazuje konfiskatę tomiku. Skutkuje to relegowaniem Łobodowskiego z KUL.

1932 to ważny rok w życiu kulturalnym Lublina. W maju powstał Lubelski Związek Literatów.

Dużą zasługę w jego utworzeniu miał Łobodowski. Sam pomysł utworzenia Związku narodził się z inicjatywy Czechowicza, z którym Łobodowski już wówczas blisko współpracował. Warto wspomnieć, że od stycznia 1932 roku Czechowicz był redaktorem naczelnym „Kuriera Lubelskiego”, w którym Łobodowski prowadził własną rubrykę. Starszy redaktor wciągnął młodszego poetę w świat literacki, zapraszając do współtworzenia Lubelskiego Związku Literatów. Brakowało jednak podpisów pod listą członków, by ten Związek w ogóle powołać formalnie do życia. Kto dziś jak Łobodowski poszedłby piechotą po brakujące podpisy? Do historii przeszedł jego barwny wyczyn, kiedy najpierw pomaszerował do Krasnegostawu, gdzie zdobył podpis Konrada Bielskiego, potem do Chełma, skąd przyniósł podpis Kazimierza Andrzeja Jaworskiego i w drodze powrotnej do Lublina, w Stołpiu, odwiedził Wita Tarnowskiego. Dzięki tym podpisom organizacja została zalegalizowana i 6 czerwca na jej czele mogła stanąć Franciszka Arnsztajnowa.

Wróćmy jeszcze na chwilę do dziennikarskich doświadczeń Józefa Łobodowskiego. Rok 1932 to ważne i głośne debiuty.

Zaczęło się od „Kuriera Lubelskiego”, z którym Łobodowski współpracował od chwili jego wznowienia, czyli od 1 stycznia 1932 roku. Przez chwilę był nawet jego redaktorem naczelnym, obejmując stanowisko po Czechowiczu w październiku. Było to w okresie, gdy Łobodowski naraził się władzom, zatem zrezygnował z kierowania redakcją już w listopadzie. Wcześniej wydarzyła się jeszcze inna ważna rzecz. Wiosną Łobodowski rozpoczął współpracę z „Trybuną”, dwutygodnikiem młodej demokracji, w której ogłosił swój głośny tekst „Serce za barykadą”. To było jego pierwsze wystąpienie wzywające do zgody między Polakami a Ukraińcami. Później powołał jeszcze do życia „Barykady”...

...z założenia pismo literackie.

Pojawiły się w nim m.in. utwory Czechowicza, Czuchnowskiego Piechala, Timofiejewa, ale także tłumaczenia Jesienina czy Rimbauda. Cenzura nie miała tu nic do roboty, a lubelskie środowisko literackie miało szansę ukształtować własne pismo, w którym będzie miejsce na jego głos. Po wydaniu pierwszego numeru „Barykad” Łobodowski zrezygnował z kierowania „Kurierem Lubelskim” i przygotował szybko drugi numer - delikatnie mówiąc, nieco mniej literacki. Oba kolejne numery zostały w całości skonfiskowane, a Łobodowskiemu groziły sprawy sądowe. Ale tu już wykraczamy poza interesujący nas rok jubileuszowy.

Rok 1932 to czas, w którym dzieje się akcja wydanego właśnie przez Warsztaty Kultury, niepublikowanego dotąd dramatu Józefa Łobodowskiego „Wyzwolenie”.

Otworzyliśmy nową serię wydawniczą - „Zakotwiczone”, w którym chcemy dać przestrzeń na przekłady współczesnych twórców ze świata i jednocześnie przywracać akcenty lokalne, wydobywać naszych nieodkrytych, niedostatecznie zapoznanych lubelskich autorów, których czytelnik z różnych powodów nie miał szans dotychczas czytać. Łobodowski był na liście pisarzy zakazanych do końca swojego życia. Nie doczekał się pierwszych wydań w demokratycznej Polsce. Nawet wtedy jego powrót do kraju był symboliczny. Przecież urna z jego prochami wędrowała z Madrytu na cmentarz przy Lipowej w tajemnicy przez komunistyczną władzą 1988 roku. Proces „wyzwalania” jego przebogatej twórczości trwał dla nas bardzo długo. Jak wspominał Józef Zięba, prochy Łobodowskiego przywiózł z Londynu Andrzej Paluchowski, dyrektor Biblioteki Głównej KUL. Ostatnią wolą poety było złożenie jego prochów w rodzinnym Lublinie, w grobie matki. Paradoksalnie dawna uczelnia, z której relegowano poetę niedługo po maturze, za publikację tomu „O czerwonej krwi”, włączyła się w uroczystości pogrzebowe, na czele z rektorem, nadając temu wydarzeniu pewną rangę, co wcale w tamtym czasie nie było oczywiste. Bowiem dla ówczesnej władzy byłoby najlepiej, żeby tacy twórcy jak Łobodowski czy Józef Mackiewicz, czy wielu innych z indeksu pisarzy zakazanych, skazać na milczenie także po śmierci, więc całkowite zapomnienie.

Z powodów cenzury, jak w przypadku Józefa Łobodowskiego?

Faktycznie cenzura spowodowała, że w Polsce długo nie mógł być publikowany, jednak po 1989 roku już bardziej rozpoznawalny. Możemy go dziś swobodnie odkrywać dla siebie i czytać. Jego „Wyzwolenie” nie było nigdy wcześniej publikowane, możliwe, że z obawy przed represjami. Na maszynopisie nie ma nazwiska autora, który prawdopodobnie obawiał się tej represyjnej cenzury lat 30. ubiegłego stulecia, bo w końcu napisał rzecz kontrowersyjną, to sztuka rewolucyjna.

Skąd więc wiemy, że jest jej autorem?

Podpisał się pseudonimem, którego używał jeszcze w gimnazjum - „Cyrano”. Sam poeta we wspomnieniach publikowanych przed laty w lubelskim kwartalniku „Kresy” przyznaje, że obrał ten pseudonim jako kierownik koła teatralnego. Poza tym według Dominika Gaca ten pseudonim zaczerpnięty od imienia bohatera ze sztuki „Cyrano de Bergerac” zwraca uwagę na typowe dla Łobodowskiego fascynacje romantyczne, jak i neoromantyczne w jego twórczości. Mógł też pseudonim posłużyć za godło utworu posyłanego na konkurs.

„Wyzwolenie” i 1932 rok, czyli czas dużego życiowego radykalizmu autora, o czym rozmawialiśmy przed chwilą, znajduje odbicie w dramacie?

Ten dramat faktycznie powstał w czasie, który był bardzo niespokojny, sprzyjający radykalizacji postaw, obnoszeniu się z wyrazistymi poglądami, bez miejsca na kompromisy i okrągłe stoły. Na świecie panował Wielki Kryzys, nastąpiło załamanie gospodarki, robotnicy strajkują i te aspekty da się wyczytać w atmosferze panującej w utworze.

Co zatem jest tematem dramatu?

Rewolucja, rozrachunek z narodowymi mitami, osadzone głównie w rozterkach ideowych głównego bohatera. Do tego dochodzi problematyka nierówności społecznych, które po 90 latach zaskakują aktualnością. Mamy do tego w tle romans służący jako narzędzie inwigilacji głównego bohatera - pisarza. Stara jak świat metoda, która była pułapką choćby na Adama Mickiewicza, czy w powojniu na Pawła Jasienicę. Poza tym prof. Aleksander Wójtowicz, kierownik Muzeum im. J. Czechowicza, zauważa we wstępie do wydania „Wyzwolenia”, że na pierwszy rzut oka to rzeczywiście utwór o tematyce społeczno-politycznej, z całym spektrum problematyki partyjno-politycznej, z frakcjami, działaczami, agitatorami. Jednak czytelnik znający powieść Łobodowskiego „Dzieje Józefa Zakrzewskiego” może rozpoznać oś dramatu, która też napędzała Tetralogię Lubelską - spór między rewolucyjnym impulsem, oddolnym działaniem, chęcią działania a walką z bezduszną machiną partyjną. Łobodowski rozlicza się tutaj z partyjniactwem, czyli przeszkodą udanej rewolucji, także z piłsudczykami. Nie diagnozuje, ostatecznie nie demaskuje mechanizmów kierujących rewolucją czy partią, tylko dotyka problemu z perspektywy uczestnika rewolucji, pokazując rozterki uwikłanego w polityczne spory działacza - Piotra, bo tak ma na imię główny bohater „Wyzwolenia”. Pojawiają się też głosy prostych ludzi.

Odnajdujemy w dramacie, jak przy okazji Tetralogii Lubelskiej, tropy prowadzące do postaci historycznych związanych z Lublinem?

Prawda, jak długo musieliśmy czekać na wznowienie londyńskich powieści, które napisał na dożywotniej emigracji? W przypadku tego utworu, autor raczej oddaje klimat obyczajowy środowiska lubelskiego, bo z tej partyjnej strony innego środowiska Łobodowski nie znał. Jednak łatwiej w dramacie odnaleźć tropy literackie niż historyczne. Nieprzypadkowa jest zbieżność postaci Piotra z głównym bohaterem „Wyzwolenia” Stanisława Wyspiańskiego. To nie bez znaczenia dla ówczesnego życia kulturalnego, że dramat powstaje w roku 30-lecia powstania dramatu „Wyzwolenia” Wyspiańskiego. Równocześnie można w tytule sztuki doszukiwać się aluzji do „Nowego wyzwolenia” Witkacego, choć czytać to należy ironicznie. Szczególnie z perspektywy czasu, mając świadomość przemiany ideowej samego Łobodowskiego, ten tytuł „Wyzwolenie” wskazuje na dysonans między górnolotną retoryką haseł głoszonych przez ówczesnych komunistów a ich faktycznymi działaniami, wielokrotnie przeczącymi patetycznym hasłom.

Kiedy dostaniemy do rąk pierwsze wydanie „Wyzwolenia”?

Dzięki udostępnionym zbiorom przez Muzeum im. J. Czechowicza oraz spadkobiercom, rodzinie pani Ewy Tomanek, już mamy gotową książkę, która w styczniu będzie dostępna w sklepie internetowym Wydawnictwa Warsztaty Kultury w Lublinie. Wszystkie nowości wydawnicze wysyłamy do bibliotek i hurtowni książkowych, więc czytelnicy będą mogli sięgnąć po tę sztukę w różnych księgarniach w całej Polsce.

Co jeszcze ukaże się w serii „Zakotwiczone”?

Pierwszy polski wybór poezji Jakowa Glatsztejna, urodzonego w Lublinie żydowskiego poety, który tworzył tylko w jidysz, przez co jego twórczość nie była szeroko znana w Polsce. Przyświecała nam idea uczczenia tego twórcy, który zmarł 50 lat temu, 19 listopada 1971 roku w Nowym Jorku, zaś 100 lat temu debiutował. Pojawi się poemat „Republika Głuchych” Ilya Kaminsky’ego, niedosłyszącego, ukraińsko-rosyjsko-żydowsko-amerykańskiego poety, a także krytyka, tłumacza i profesora. Poza tym pracujemy nad przekładami tekstów Emila Meyersona, brata Arnsztajnowej. Człowieka, który korespondował z wybitnymi osobistościami tego świata, jak choćby tylko Guillaume Apollinaire, Henri Bergson, Albert Einstein, Lucien Levy-Bruhl lub Paul Valéry, a w Lublinie i Polsce jest praktycznie nieodkryty. Czy nie chcielibyśmy wiedzieć, co myślał, o czym pisał wielki lublinianin? Kilka lat temu wyszła jego biografia w języku francuskim, a my wciąż wiemy o tym naukowcu, działaczu i myślicielu tak niewiele. Co więcej, chcemy również stawiać na współczesnych lubelskich autorów, więc mamy nadzieję, że w serii pojawią się kolejne nazwiska zaraz obok dotychczasowych genialnych, jak Łobodowski czy Glatsztejn.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski