Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strona ukraińska dopuszczona do miejsca wybuchu. Nie wezmą jednak udziału w śledztwie

ACH, PAP
Bogdan Nowak / Polska Press
Już dzień po wybuchu w Przewodowie, w środę (16 listopada) stronie ukraińskiej zostało zakomunikowane, że zostanie dopuszczona do miejsca zdarzenia. - To co innego niż zezwolenie na udział w śledztwie, co wymaga osobnych procedur - podkreśla szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Jakub Kumoch. Jednak wiceszef MON Wojciech Skurkiewicz dodał, że takiej opcji wykluczyć nie można.

- Rozmawiałem z ministrem spraw zagranicznych Polski Zbigniewem Rauem. Ukraina i Polska będą konstruktywnie i otwarcie współpracować w związku z incydentem wywołanym rosyjskim terrorem rakietowym wobec Ukrainy" - napisał w czwartek (17 listopada) na swoim Twitterze szef ukraińskiego MSZ Dmytro Kułeba.

Poinformował także, że w Polsce są już specjaliści z Ukrainy, co potwierdził oficjalnie rzecznik MSZ Łukasz Jasina.

- Oczekujemy, iż wkrótce otrzymają oni dostęp do miejsca zdarzenia we współpracy z polskimi organami ochrony prawa - dodał Kułeba.

Należy jednak pamiętać, że dopuszczenie do miejsca zdarzenia nie jest jednoznaczne z zezwoleniem stronie ukraińskiej na udział w śledztwie. Podkreślił to szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Jakub Kumoch.

- Śledztwo zazwyczaj toczy się w formule niejawnej i dopuszczenie innych osób wymaga osobnych procedur. Natomiast dopuszczenie do miejsca strony ukraińskiej już wczoraj zostało zakomunikowane stronie ukraińskiej przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych - mówił.

Strona ukraińska prosiła MSZ dokładnie o dostęp do miejsca zdarzenia i możliwość nawiązania dialogu.

- Ukraińcy mają inną hipotezę dotyczącą natury tego zdarzenia - twierdzą, że była to rakieta rosyjska, w której wprowadzono błędne koordynaty - albo celowo, albo niecelowo. Natomiast polska i amerykańska strona skłaniają się raczej ku wersji, że była to po prostu rakieta ukraińskich sił obrony powietrznej, która nie trafiła w cel - co się zdarza - i w której nie zadziałała stara, sowiecka aparatura do samozniszczenia - powiedział Kumoch.

Wiceszef MON Wojciech Skurkiewicz dodał, że opcji udziału Ukrainy w śledztwie wykluczyć nie można. Wytłumaczył również szerzej powyższą hipotezę.
- Cały czas trwają badania ekspertów w tej sprawie. Jedno, co można z całą pewnością stwierdzić to to, że była to rakieta produkcji rosyjskiej, czy jeszcze wcześniej - radzieckiej.
Wszelkie zarzuty dotyczące rzekomo niedziałającej polskiej obrona przeciwlotniczej Skurkiewcz zdiagnozował jako "insynuacje samozwańczych ekspertów, którzy często nie mają elementarnej wiedzy wojskowej".
- Proszę pamiętać, że mówimy o jednorazowym, jednopunktowym uderzeniu rakiety obrony przeciwrakietowej systemu ukraińskiego. Taki pocisk, nie osiągając celu - rakiety manewrującej - powinien ulec samozniszczeniu. Tutaj najprawdopodobniej coś nie zadziałało. Jak dokładnie do tego doszło, muszą wyjaśnić śledczy - zaznaczył.

Wypowiedział się także na temat podniesienia gotowości bojowej części jednostek wojskowych.
- Ona była realizowana w niektórych jednostkach już wcześniej, np. we wszystkich jednostkach 16. i 18. Dywizji Zmechanizowanej, które operują na wschód od Wisły. Teraz doszły również bazy lotnictwa taktycznego, wojska radiotechniczne i działające w cyberprzestrzeni, co w obecnej sytuacji jest czymś zupełnie naturalnym. - oświadczył Skurkiewicz. (PAP)

od 12 lat
Wideo

Gazeta Lubuska. Miała 2 promile, rozbiła auto i uciekła

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski