Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świat na talerzu. Europejski Festiwal Smaku kusi zapachami

Anna Chlebus
Anna Chlebus
Świeże ostrygi, kieliszki schłodzonego cydru, słodkie osmańskie rachatłukum, wina i nalewki z całego świata, turecka baklawa czy azjatyckie przysmaki z Jedwabnego Szlaku – to wszystko (i znacznie więcej!) czeka na nas w ten weekend na Starym Mieście. Europejski Festiwal Smaku po raz czternasty przejął lubelskie uliczki, nęcąc zapachem pyszności. Towarzyszą mu pokazy kulinarne z gwiazdami ekranu i sportu, jarmark rękodzielników, spotkania literackie i koncerty, a przede wszystkim – rozmowy z gośćmi z całego świata.

Świat na talerzu

Trybunalski Jarmark Inspiracji dookoła Trybunału Koronnego to miejsce, gdzie można spotkać najbardziej egzotyczne przysmaki. Ewa Michalska czeka na nas w srebrnych, metalowych rękawiczkach nad koszem pełnym pacyficznych ostryg w w lodzie. Kiedy podejdziemy, weźmie w rękę nóż, rozetnie muszlę na naszych oczach i zaserwuje na miejscu. Najpierw aromat soli, morza i piasku uderzy w nos, później skorupiaki rozpłyną się w naszych ustach z zaskakującą słodkością.

- Co ciekawe, ostrygi kiedyś były w Polsce ogromnie popularne, szczególnie za komuny, ale i jeszcze wcześniej – mówi Piotr Michalski, podróżnik i ogromny fan tego przysmaku. - Podczas wykopalisk w Poznaniu, kiedy szukano ruin spalonej kolegiaty, natknięto się na rów pełen właśnie skorup ostryg pochodzących z przełomu XVII i XVIII wieku. Nasze miasto było wtedy jednym z największych centrów redystrybucji ostryg w całej Europie!

Na tym samym stoisku można spróbować także tuszek ślimaczych z masłem czosnkowym i świeżą pietruszką, które serwuje Jacek Brzechowski (Wine&Fashion). Na razie zahamowań jest wiele – ludzie niechętnie próbują takich nowości. Jednak kiedy ktoś się odważy, to albo się od razu zakochuje, albo nie weźmie ich do ust nigdy więcej.

- W Azerbejdżanie jeśli ociągamy się z podaniem deseru, to znaczy, że gościa nie lubimy i chcemy, żeby szybciej wyszedł z naszego domu – śmieje się Sahib Hasanov, który na festiwal przywiózł ze sobą bliskowschodnie przysmaki.

Sądząc po ich ilości na jego stoisku mile widziani są wszyscy. Czerwona herbata, której piją mnóstwo, sok z granatu, zawsze dodawany do mięsnych dań, rachatłukum, a raczej راحة حلقوم (rāḥat ḥulqūm), czyli z arabskiego „osłoda” lub „pocieszenie gardła” – można znaleźć u niego nie tylko azerbejdżańskie, ale i tureckie, czy irańskie smakołyki. Okazuje się, że baklawa z Turcji i ta z Azerbejdżanu to dwie różne rzeczy.

- Tamta jest dobra, a nasza smaczna, to jest duża różnica! – śmieje się Sahib. Wychwala także zalety polskiej kuchni, choć jest zupełnie inna niż jego rodzima - Nie ma lepszego rosołu na świecie niż polski, jak go jem to czuję, że jestem w siódmym niebie.

Zapytany o to, skąd tak dobrze zna nasz język odpowiada:

- Biznes to jest biznes. Ale zapewniam, że znacznie płynniej mówię po dwóch piwach!

Bardziej wytrawne przysmaki z Turcji znajdziemy zaś w Ottomańskiej Pokusie Ismeta Saraca. Można tam spróbować na przykład sezamowo-bakłażanowej pasty baba ganoush, czy też tradycyjnych tureckich nadziewanych placków, tak zwanych burek – jednego z najbardziej popularnych fast-foodów krajów śródziemnomorskich i bliskiego wschodu. Wypieka się je z ciasta filo. Jeśli piekarz dobrze je rozwałkuje jest ono tak cieniutkie, że da się przez nie czytać gazetę! To baza do wielu osmańskich potraw, w przypadku baklawy układa się z niego aż 32 warstwy.

Na sąsiednim straganie, u Joanny i Istvána Petrivics da się za to spróbować spróbowania węgierskich przysmaków.

- Kiedyś Polacy nie byli przekonani do langoszy, trzeba było na potykaczu napisać „węgierska pizza”, żeby w ogóle się zatrzymywali. Ale teraz już każdy wie co to jest – mówi Joanna. - Poza tym mamy też sporo produktów z mangalicy. To węgierska rasa świni, która w gruncie rzeczy z wyglądu bardziej przypomina owcę, bo ma bardzo obfite runo. Wypasa się ją na wolnym wybiegu, jest na wpół dzika, a jej mięso smakuje zupełnie inaczej niż zwykła wieprzowina.

Historie zaklęte w przedmiotach

- Ten len ma równo pięćdziesiąt lat, zakłady włókiennicze z których pochodzi już w Polsce nie istnieją. Uwielbiam wyszukiwać takie pozostałości po minionej epoce i przerabiać je na coś nowego. To jest prawdziwy recykling – mówi Joanna Ochal z Przaśne Handmade, której stoisko można znaleźć na Jarmarku Tradycji na Szambelańskiej. - Ten materiał trafia do mnie jako surówka w postaci ogromnych worków, które kiedyś używano do przechowywania plonów w PGRach. O znakomitych właściwościach lnu można by dużo opowiadać, moim zdaniem to zdecydowanie najzdrowszy i najbardziej naturalny materiał, jaki możemy wybrać. Jest bardzo przyjazny ciału, nić z niego używa się nawet w chirurgii do szycia.

Zainteresowanie lnem to niejako zwrot w kierunku przeszłości – kiedyś Polska pełna zakładów produkcyjnych, teraz został już tylko jeden, w Kamiennej Górze i tam właśnie można się w niego zaopatrzyć.

- Rośliny zbieram sama i jak za dawnych czasów po prostu wkładam w stare książki – opowiada Sylwia Krzyżanowska z Naturalnie Zaplatane, na której stoisku możemy znaleźć jedyną w swoim rodzaju biżuterię z zatopionymi prawdziwymi roślinami. - Nie mogą być nowe, żadnego kredowego papieru ani kolorowych gazet, bo ładnie się w nich nic nie zasuszy. Można do tego celu użyć także kaszy manny, ona pozwala zachować pierwotny, przestrzenny kształt kwiatu, a jednocześnie chroni przed stratą koloru, co w przypadku na przykład maków jest dużym problemem – mówi.

Nawet z najwspanialszych okazach coś może pójść nie tak – czy to na etapie suszenia czy zalewania, na koniec tylko połowa nadaje się do użycia. Teoretycznie w żywicy można zatopić niemalże wszystko – w jej błyskotkach trafiają się muszelki, mchy i porosty, ziarna kawy, a nawet znalezione skrzydełka motyli. Sylwia robi również biżuterię na zamówienie – można przyjść do niej i opisać, czego potrzebujemy, a ona zrobi swoją magię i voilà! Wymarzony naszyjnik jest nasz.

- Już kiedy miałam cztery latka, dziadek pokazywał mi jak wyplatać koszyki z wikliny, ganiał mnie do warsztatu witkami - śmieje Ilona Bąkała-Wydra z Gołębia za Puławami, rzemieślniczka w trzecim pokoleniu. - To przyszło do mnie samoistnie, przez samo przebywanie z nim. Potem już techniki i metod uczył mnie tata, który niestety niedawno zmarł, więc zostałam sama. Brakuje mi go bardzo, chciałabym nieraz dopytać się go u poradę - bo każda wyplatana sztuka musi był przemyślana i zaplanowana, nie tylko piękna, ale przede wszystkim funkcjonalna.

Poza ciekawym, niepowtarzalnym designem (wyroby rękodzielników są często jedyne w swoim rodzaju), charakteryzują się one rzadko spotykaną wśród produktów z półek sklepowych wytrzymałością.

- Mieliśmy na rynku rzemieślniczym zalew „chińszczyzny”, ale to już się uspokoiło. Ludzie uwrażliwili się na świadome i ekologiczne zakupy, zwracają uwagę na kraj pochodzenia, materiał wykonania. Czasami koszyk do reperacji wraca do mnie nawet po dziesięciu czy piętnastu latach, naprawiam naderwaną rączkę i on dalej służy! - mówi Ilona.

Rzemieślniczka pochodzi dorzecza Wieprza - kiedyś wyplataniem z wikliny zajmowała się cała wieś. Teraz została już tylko ona i kilka starszych osób, które jej pomagają. To nie tylko hobby, ale też kontynuacja rodzinnej tradycji i sposób życia. Takich historii Jarmark produktu regionalnego i lokalnego na Placu Łokietka skrywa całkiem sporo. Za każdym koszykiem, dywanem, glinianym naczyniem, czy sztuką biżuterii kryje się inna historia – a kiedy zabierzemy je ze sobą do domu, będziemy pisać ją dalej.

Przed nami smaczny finał

To jeszcze nie koniec atrakcji w ramach festiwalu – czeka nas jeszcze wielki finał. Dziś rozpoczynamy go szeregiem konkursów i pokazów kulinarnych na Scenie Smaku za Trybunałem Koronnym, które zaczną się od 15.30 i potrwają do wieczora. Zobaczymy tam nie tylko młodych kucharzy, ale i gwiazdy sportu takie jak Romana Szymańskiego (koszykarza Polskiego Cukru Pszczółki Startu Lublin). Po zaspokojeniu kulinarnym, warto udać się do Bazyliki oo. Dominikanów o 19 po coś i dla ducha – usłyszymy tam muzykę światowej sławy krakowskich klezmerów The OneNess i Miłosza Bachonko, młodego wirtuoza akordeonu.

Z kolei sobota to gratka dla fanów słodkości - poza jarmarkami będzie można odwiedzić także targi kawy, czekolady i herbaty w Lubelskim Centrum Konferencyjnym na Grottgera. Na wielbicieli słodkości czeka zaś Ogólnopolski Konkurs Nalewek. Od 14 zaś przeniesiemy się znów pod Scenę Smaku za Trybunałem Koronnym, by obejrzeć dalszą część pokazów kulinarnych – tym razem w akcji zobaczymy m.in. szefów Arka Krzesiaka (restauracja Uwędzona Inaczej) i Jaśka Kuronia oraz lekkoatletki Sofii Ennaoui. Potem na scenę wkroczą aktorzy serialowi i filmowi z pokazem mody „Gwiazdy smakują Lubelskie”. Na finiszu, o 20 usłyszymy gwiazdę tegorocznej edycji nazywaną Chopinem polskiego jazzu - Włodzimierza Nahornego w towarzystwie Mariusza Bogdanowicza na kontrabasie.

Niedziela to ostatnia szansa żeby przejść się po jarmarkach i targach, czy zobaczyć popołudniowe pokazy. Festiwal zakończy się oficjalnie koncertem finałowym u Dominikanów – na scenie zobaczymy Dominikę Zamarę (sopran) z towarzyszeniem Andrea Cecomorri (flet) i Michała Dąbrowskiego (organy).

Kliknij w przycisk „zobacz galerię” i przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski