18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szpital chce zrzucić na mnie całą winę za to, co się stało

Aleksanda Dunajska
Poród był dramatyczny, dziecko wypadło z brzucha matki na posadzkę. Lekarze z chełmskiego szpitala winią rodzącą
Poród był dramatyczny, dziecko wypadło z brzucha matki na posadzkę. Lekarze z chełmskiego szpitala winią rodzącą Jolanta Masiewicz
Dramatyczny poród w szpitalu w Chełmie to temat numer jeden w całym mieście. Mieszkańcy podzielili się na sympatyków matki i stronników lekarzy. Przed placówką codziennie stacjonują wozy transmisyjne ogólnopolskich telewizji. Jest tu co najmniej tyle znaków zapytania, ilu dziennikarzy zapukało już do drzwi gabinetu dyrektora szpitala. Najważniejszy w ca- łej sprawie, 3-tygodniowy niemowlak, dochodzi w domu do siebie. Lekarze mówią, że jeszcze długo nie będzie można stwierdzić, jakie konsekwencje pociągnie za sobą wypadek.

Dziecko

Chełm. Typowe blokowisko, rzędy budynków mieszkalnych, szkoła, plac zabaw, przychodnia lekarska. Pani Katarzyna z trzytygodniowym synkiem idzie na kolejną kontrolę lekarską. Z dziennikarzami rozmawia, ale niechętnie. - Mam już dość tego wszystkiego. To nie ja sprawę podałam do mediów, ale na mnie wszystko się skupiło.

Małym Maćkiem w przychodni opiekuje się Stefania Kurcewicz, pediatra, wieloletni ordynator oddziału dziecięcego miejscowego szpitala. - Rozwija się prawidłowo, nie widzę żadnych odchyleń od normy, nie stwierdziłam też objawów, które mogłyby świadczyć o uszkodzeniu centralnego układu nerwowego. Krwiak, jaki powstał w okolicy ciemieniowej, systematycznie się wchłania i jest niewielki - wylicza doktor Kurcewicz. Zaraz jednak zastrzega, że maluch musi być pod stałą kontrolą neurologa. - Na rokowania co do przyszłości jest jeszcze za wcześnie.

Szpital

Noc z 11 na 12 listopada br. Panią Katarzynę w ostatniej fazie porodu karetka przywozi do szpitala wojewódzkiego w Chełmie. Na izbie przyjęć przyszła matka dostaje polecenie zejścia z noszy. Kobieta powtarza kilkakrotnie, że rozwiązanie jest blisko, że już na pewno widać główkę dziecka. Pielęgniarki odpowiadają, że muszą pacjentkę zbadać, a ona je przekonuje, że synek zaraz się urodzi. Mimo to personel wziął się za wypełnianie dokumentów. Pytano m.in. o wykształcenie rodzącej oraz o ojca dziecka. Ciężarna zastanawia się, po co to wszystko. Następnie pielęgniarki polecają jej wjechać windą na górę i dalej pójść korytarzem na porodówkę. Przed wejściem na salę pacjentka jeszcze raz musi coś podpisać. Zanim zdąży wejść na łóżko porodowe, dziecko wypadnie jej z brzucha, uderzy główką o podłogę i dozna urazu czaszki. Przy zdarzeniu obecne są dwie pielęgniarki i położna. Lekarz dyżurujący tej nocy przyjdzie ocenić sytuację dopiero rano.

Tak zdarzenie relacjonuje pani Katarzyna i jej rodzina. Szpital ma swoją wersję. Zupełnie inną. Według lekarzy, kiedy chełmianka przyjechała do szpitala, pielęgniarki chciały przeprowadzić badanie położnicze na izbie przyjęć - ponieważ to standardowa procedura pozwalająca m.in. ocenić fazę porodu. Pacjentka się nie zgodziła. Nie pozwoliła także na przeniesienie jej na noszach na porodówkę ani na późniejsze badanie. Nie dawała sobie pomóc. Kiedy na sali porodowej dziecko wypadło na podłogę, pielęgniarki i położna nie miały możliwości, żeby je złapać. Ale podkreślają, że matka mogła temu zapobiec i np. przykucnąć, kiedy czuła, co się dzieje. A nie "stać w rozkroku".
Pogotowie

Karetkę wezwała matka 25- letniej rodzącej. Jak raportowali sanitariusze - dokładnie 36 minut po północy. Pani Katarzyna miała być w łazience i powiedzieć, że nigdzie z nimi nie pojedzie. Nie odpowiedziała też na pytania o stopień zaawansowania ciąży, częstotliwość skurczów itp. Zgodziła się zejść do karetki dopiero po namowach matki. W ambulansie stała, mimo próśb nie chciała usiąść ani się położyć. Zmieniła zdanie, kiedy sanitariusz powiedział, że może zaszkodzić dziecku (Waldemar Fiuk, zastępca dyrektora chełmskiego pogotowia twierdzi, że takie zachowanie mogło być efektem szoku okołoporodowego). Na noszach wniesiono ją na izbę przyjęć. - Nasza rola się skończyła, kiedy pielęgniarki z izby poprosiły pacjentkę o przeniesienie się z noszy na łóżko do badania - zanotowała załoga karetki.

Inny przebieg zdarzeń zapamiętała i relacjonuje pani Katarzyna. Przypomina sobie, że początkowo rzeczywiście nie chciała wyjść z domu, ale dlatego, że bała się ruszyć z miejsca. W karetce czuła ból i dlatego wolała stać niż leżeć. Zaprzecza też, że na izbie przyjęć pielęgniarki prosiły ją o przejście na łóżko.

Ciąża

Chełmska porodówka cieszy się złą sławą. - Moja żona nawet nie chciała słyszeć, żeby tu rodzić. Od razu jeździła do ginekologa do Lublina, żeby potem, na rozwiązanie, przyjechać do szpitala na Jaczewskiego. Tak robią wszystkie kobiety, które na to stać - mówi pan Marcin, mieszkaniec Chełma. - Z moich koleżanek żadna tu nie rodziła. Tutejsza porodówka ma opinię, delikatnie mówiąc, nieprzyjaznej - dodaje spotkana przed szpitalem kobieta.

- Nawet jeśli ktoś tak uważa, co zresztą nie jest prawdą, to jeszcze nie powód, żeby nam przypisywać winę za ten przypadek - odpierają lekarze i pielęgniarki z chełmskiej placówki.

Krzysztof Wojewoda, ordynator oddziału ginekologiczno- -położniczego szpitala zarzuca pani Katarzynie, że od początku nie dbała o ciążę. - Dopiero w 37. tygodniu trafiła do lekarza. A to rodzi podejrzenia, że jej na dziecku nie zależało - ocenia.

Chełmianka tłumaczy, że to nieprawda. I że prawie od początku ciąży chodziła do ginekologa. Wymienia jego nazwisko ale medyk prosi, żeby nie znalazło się w tekście. Potwierdza jednak, że pacjentka pojawiała się w przychodni. Dłużej rozmawiać nie chce: - Za dużo się wokół tego zrobiło zamieszania.

Stefania Kurcewicz podkreśla, że mały Maciek jest zadbany, czysty, widać, że mama dobrze się nim opiekuje. Podobnie jak starszą córeczką. - Złego słowa nie mogę tu powiedzieć - zaznacza pediatra.
Oskarżenia

Dwa doniesienia trafiły już w tej sprawie do chełmskiej prokuratury rejonowej. Jedno złożyła matka Katarzyny. Śledczy sprawdzają, czy personel szpitala nie dopuścił się zaniedbań, które doprowadziły do upadku dziecka na posadzkę. Drugie zawiadomienie skierował Krzysztof Wojewoda. Ordynator uważa, że pacjentka umyślnie zachowywała się w określony sposób, bo nie chciała swojego dziecka. I to ona doprowadziła do zdarzenia.

- Nie sądzi Pan, że to oskarżenie jest niedorzeczne? - pytam Krzysztofa Wojewodę.

- A jak kobieta zaraz po po- rodzie dusi dziecko poduszką - to jest dla pani mniej niedorzeczne? - pyta Wojewoda.

Dlaczego początkowo szpital zupełnie inaczej opisywał zdarzenie, a nawet próbował udawać, że nic się nie stało? - Nie spodziewaliśmy się, że sprawy zajdą tak daleko i że pacjentka będzie rzucać na nas takie oskarżenia - tłumaczy Mariusz Kowalczuk, dyrektor placówki.

- Wiadomo, że najlepszą obroną jest atak. Szpital, obwiniając mnie o wypadek, chce bronić siebie - ripostuje matka dziecka.

Żal

Pani Katarzyna martwi się, co będzie dalej. - Boję się, bo widzę, że szpital chce na mnie zrzucić całą winę za to, co się stało. A jakbym ja nie chciała tego dziecka to przecież miałam dziewięć miesięcy na to, żeby coś zrobić. Czekałabym wtedy do porodu? - pyta tuląc synka. - Czy ja z nimi wygram? - zastanawia się.

- Powiem pani, że mi żal - i tego dziecka, i jego matki. A to dlatego, że mam wrażenie, że ktoś ją teraz podpuszcza, żeby tak ze szpitalem walczyć. I ja bym naprawdę chciał czas cofnąć, i żeby to się wszystko nie stało. Ale moim zdaniem, gdyby pacjentka inaczej się zachowywała i chciała współpracować, to do całego zdarzenia by nie doszło - utrzymuje Krzysztof Wojewoda.

Chełmski ginekolog: - Jakkolwiek by to oceniać, taka sytuacja nie powinna się zdarzyć. Zadaniem personelu była ochrona dziecka, niezależnie od tego, co robiła matka.

Imiona bohaterki i dziecka zostały zmienione.

Szpitalna komisja zakończyła prace. Z ustaleń wynika, że personel nie zawinił

Wewnętrzna komisja wyjaśniająca okoliczności wypadku w chełmskim szpitalu, gdzie w czasie porodu noworodek uderzył głową o posadzkę, zakończyła właśnie prace. Jak informuje dyrektor szpitala wojewódzkiego Mariusz Kowalczuk, jej ustalenia pokrywają się z relacjami ordynatora szpitala. - Komisja ustaliła m.in., że dokumentacje dotyczące przyjęcia pacjentki na oddział nie są dokładnie wypełnione. To jeden z dowodów na to, że nasi pracownicy nie zajmowali się skrupulatnym wypełnianiem dokumentów, tylko od razu zajęli się pacjentką - mówił nam wczoraj dyrektor Kowalczuk. Sprawę cały czas wyjaśnia też prokuratura. Dwa oddzielne zawiadomienia złożyły rodzina i szpital. chom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na kurierlubelski.pl Kurier Lubelski