Szyfrowane komunikatory, czyli rozmowy prawie bez kontroli
UseCrypt
Wciąż raczej ciekawostka niż poważny konkurent Signala czy Telegrama. Polski komunikator szyfrowany umożliwiający połączenia głosowe, konwersacje tekstowe i wymianę plików. Według twórców ma być krewnym wojskowych systemów łączności. Do szyfrowania wykorzystywana jest w nim metoda AES. Twórcy UseCrypt szczycą się tym, jakoby ich aplikacja tuż po zainstalowaniu (a następnie regularnie w trakcie użytkowania) była w stanie przetestować urządzenie pod kątem ewentualnej obecności oprogramowania pozwalającego na przechwytywanie danych z kamery, mikrofonu czy klawiatury. Im bliższe rzeczywistości jest to twierdzenie, tym większy to atut UseCrypta - bo przecież nawet najtajniejsza i najnowocześniejsza metoda szyfrowania prosto z najgłębszego bunkra pod Pentagonem nie uchroni nas przed ujawnieniem korespondencji, jeśli ktoś jest w stanie po prostu przechwytywać zdalnie to, co wpisujemy na klawiaturze albo mówimy do słuchawki.
Według twórców UseCrypt zabezpiecza nas też przed atakiem typu „Man-inthe-middle” - czyli „wpięciem” się do naszej konwersacji przez stronę trzecią. Ma do tego służyć mechanizm weryfikacji rozmówcy przez wyświetlenie dwóch unikalnych słów na początku konwersacji. W odróżnieniu od większości szyfrowanych komunikatorów UseCrypt jest płatny - i to nie symbolicznie. Korzystanie z aplikacji wymaga aktywnej subskrypcji za 60 zł miesięcznie. Właściwie powinien być to argument znacząco zwiększający zaufanie do twórców aplikacji, ale oparcie się tylko na nim byłoby jednak lekkomyślne. Nieco ambiwalentny - na przykład dla polityków opozycji - może też być fakt, że serwery UseCrypta znajdują się na terenie Unii Europejskiej. Z jednej strony nie podlegają amerykańskiemu - a tym bardziej rosyjskiemu - ustawodawstwu. Z drugiej, polskie władze i służby mają tu znacznie łatwiejsze pole do ewentualnego działania.